Prawie miesiąc w ścisku, obok umierających sąsiadów i zastygłych zwłok, pośród krzyków chorych i płaczu głodnych dzieci spędzili mieszkańcy wsi Jahidne pod Czernihowem, przetrzymywani rok temu w szkolnej piwnicy przez wojska rosyjskie, które okupowały wówczas północną część Ukrainy.
Jahidne była spokojną wsią pod lasem, tuż przy trasie Kijów-Czernihów. Zza drewnianych płotów wyglądały białe domki z niebieskimi okiennicami. Rok temu uderzyły w nie pociski Rosjan
Na zdjęciu z 8 bm. szkoła we wsi Jahidne pod Czernihowem. Fot. PAP/Vladyslav Musiienko
„Byliśmy dla Rosjan żywymi tarczami”
Byliśmy dla Rosjan żywymi tarczami – wspominają w rozmowie z PAP wydarzenia sprzed 12 miesięcy. Bojąc się ataków naszych wojsk agresor chował się za plecami cywilów – mówią o tragedii, która rozpoczęła się dla 350 mieszkańców wioski na początku marca 2022 roku.
Jahidne to spokojna wieś pod lasem, tuż przy trasie Kijów-Czernihów. Zza drewnianych płotów wyglądają białe domki z niebieskimi okiennicami. Rok temu uderzyły w nie pociski Rosjan, którzy próbowali okrążyć broniony przez Ukraińców Czernihów. Nie mogąc zdobyć miasta okupanci zajęli wieś, a ludzi pod lufami karabinów spędzili do piwnicy szkoły, w której mieli swój sztab.
„Kiedy Rosjanie weszli, zaczął się kompletny chaos. Zaczęli strzelać do ludzi i walić z czołgów w budynki. Wyciągali nas z domowych piwnic, w których się ukrywaliśmy i spędzali tutaj, do szkoły. Żeby nasi ich nie atakowali, zrobili z nas żywe tarcze” – opowiada szkolny konserwator Iwan.
Sześćdziesięcioletni mężczyzna prowadzi do piwnicy szkoły, na której drzwiach ktoś niezdarnie namalował czerwoną farbą napis „dzieci”.
Dalsza część tekstu pod zdjęciem.
Fot. PAP/Vladyslav Musiienko
„W całym tym korytarzu siedzieli ludzie, jeden na drugim. Miejsca na leżenie nie było. Tutaj, w tym pomieszczeniu, było 22 osób, pięcioro dzieci i dorośli”
– pokazuje komórkę o powierzchni kilkunastu metrów kwadratowych.
„Prowadziliśmy kalendarz, bo nie wiedzieliśmy, czy to piątek, sobota czy niedziela. Czasem nie wiedzieliśmy nawet, czy to dzień czy noc. Pisaliśmy też, kto tu siedział i kto tutaj zmarł.”
Na ścianach widać dziecięce rysunki i wypisany długopisem na tynku kalendarz. Obok niego imiona i nazwiska.
Uwięzieni mieszkańcy Jahidnego nie mieli dostępu do toalet, dlatego Rosjanie wydali im wiadra. Potrzeby fizjologiczne załatwiali przy wszystkich tam, gdzie ich przetrzymywano. Większość ludzi siedziała na betonowej podłodze. Często obok zwłok, których okupanci nie pozwalali wynosić na zewnątrz.
„Kiedy ludzie umierali, składaliśmy ich w kotłowni, a potem prosiliśmy Rosjan o pozwolenie, żeby przewieźć ciała na cmentarz. Woziliśmy na taczkach, a oni dla zabawy do nas strzelali, więc uciekaliśmy. W końcu trzeba było jednak wrócić, żeby pochować, żeby psy ich nie pozjadały” – wyznaje Iwan.
Trzydziestoletnia Wiktoria trafiła do piwnicy z trójką dzieci, mężem oraz swoimi rodzicami. Najstarsze dziecko miało 11, średnie dziewięć lat, a najmłodsze rok i dwa miesiące.
„Rosjanie dawali nam na początku swoje racje żywnościowe, ale nie mieliśmy jak ich podgrzać. Najmłodsza córka nie spała, krzyczała domagając się mleka. Wreszcie pozwolili mojej mamie iść do domu, żeby wydoić krowę. Szczęśliwie się uratowała, bo prawie wszystkie krowy we wsi pozabijali” – wspomina.
Kiedy rosyjscy żołnierze schodzili do piwnicy, mówili więzionym, że Ukrainy już nie ma, sąsiednie wsie nie istnieją, że rozbili Czernihów i Kijów. Często byli pijani.
Rosyjscy żołnierze kwaterowali na górnych kondygnacjach szkoły, gdzie do dziś leżą części ich mundurów, rozbite słoiki i butelki oraz opakowania po jedzeniu z pięcioramienną gwiazdą. Kiedy schodzili do piwnicy, mówili więzionym, że Ukrainy już nie ma, sąsiednie wsie nie istnieją, że rozbili Czernihów i Kijów. Często byli pijani.
„Przyszedł pijany żołnierz, któremu, jak to mówią, się zachciało. Czepiał się to jednej dziewczyny, to drugiej. Odepchnęłam go, zaczął padać, ledwie zdążyłam odsunąć dziecko, bo przewróciłby mu się na głowę. Byliśmy przerażeni” – wyznaje Wiktoria.
„Ludzie tracili rozum, bo na dwór wypuszczali nas raz na dwa dni. Położyłam się na podłodze, ktoś szukał toalety i nie mógł jej znaleźć, więc załatwił się prosto na moją głowę. Były krzyki i wrzaski, bo brakowało tlenu” – dodaje.
Brak powietrza w zatęchłych pomieszczeniach piwnicy pamięta także przechodząca obok szkoły pani Kateryna. Około siedemdziesięcioletnia kobieta z trudem dzieli się wspomnieniami z marca ubiegłego roku.
„O jakich warunkach można mówić, jak nas, prawie 400 ludzi, trzymali na 150 metrach kwadratowych! Jakie warunki, skoro tam były dzieci obok leżących ludzi, których powynosili z domów na noszach, żeby tutaj umierali. Wynosili ich potem na tych noszach martwych, zasypywali chlorem. Dusiliśmy się tam, małe dzieci się dusiły!” – niemal wykrzykuje.
Mykoła Kłymczuk jako jedyny z rozmówców PAP przedstawia się z imienia i nazwiska. Wspomina, że siedząc prawie miesiąc w piwnicy, dostał odleżyn. Pomieszczenie, w którym siedział, miało 76 metrów kwadratowych.
Dalsza część tekstu pod zdjęciem.
Fot. PAP/Vladyslav Musiienko
„76 metrów i 138 ludzi. Miałem dla siebie pół metra. Siedziałem na ławce. Kiedy człowiek jest chory i leży, to dostaje odleżyn. Ja miałem odleżyny pośladków. 25 dni tylko siedzisz. Siedzisz nocą, siedzisz w dzień. Za mną była drabinka gimnastyczna, przywiązywałem się do niej szalikiem, żeby nie upaść”
– opowiada.
„Nie uważam ich za ludzi, to są jakieś inne istoty”
Mężczyzna uważa, że to, jak Rosjanie traktowali jego i innych mieszkańców wioski sprawia, że nie można nazywać ich ludźmi. „Nie uważam ich za ludzi, to są jakieś inne istoty. Męża mojej kuzynki zastrzelili na progu własnego domu. Leżał tam 15 dni. Potem go pochowali w ogródku, ale zaminowali grób. Dopiero później został ekshumowany i normalnie pochowany” – mówi.
„Minęło już trochę czasu. Wcześniej czułam do Rosjan nienawiść, a może tylko pogardę. Oni nie zachowywali się jak ludzie.”
Fot. PAP/Vladyslav Musiienko
Po wydarzeniach marca ubiegłego roku mieszkańcy Jahidnego z trudem wracają do normalnego życia. Dzieci nie powróciły już do nauki w szkole, w której były przetrzymywane. Dwójka starszych dzieci Wiktorii uczy się w sąsiedniej wsi. Na pytanie, czego życzyłaby swoim oprawcom, młoda kobieta odpowiada, że czas leczy rany.
„Może jestem za dobra, ale życzę im, żeby przeżyli to, co my. Nie chciałabym jednak, aby spotkało to ich własne dzieci” – zastrzega.
„Minęło już trochę czasu. Wcześniej czułam do Rosjan nienawiść, a może tylko pogardę. Oni nie zachowywali się jak ludzie. Nie dość, że wszystko powynosili z domu, to jeszcze w nim się załatwiali. Nazywali nas tępymi chochłami, mówili, że Putin nauczy nas żyć. Tyle mieli do nas nienawiści. Tak, teraz nimi gardzę” – wyznaje pani Kateryna.
Rosyjskie wojska opuściły Jahidne 31 marca 2022 r. Wspominając tamte wydarzenia konserwator szkolny Iwan ukradkiem ociera łzy.
„Zniszczoną szkołę posprzątamy, wyczyścimy i wyremontujemy. Chcemy urządzić w niej muzeum, żeby nasze dzieci… żeby ludzie, którzy tego nie widzieli zobaczyli, co tutaj było”
– mówi łamiącym się głosem.