Województwo lubuskie zmaga się z inwazją szopa pracza.
To gatunek inwazyjny, który trafił do Europy z Ameryki Północnej. Niestety, szopy pracze nie mają na Starym Kontynencie naturalnych wrogów, w związku z czym błyskawicznie się rozmnażają i stanowią zagrożenie dla innych rodzimych zwierząt.
Prof. Leszek Jerzak z Wydziału Nauk Biologicznych Uniwersytetu Zielonogórskiego podkreśla, że rosnąca populacja szopa pracza staje się coraz większym problemem także w naszym regionie.
– Niestety, na chwilę obecną nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z tym gatunkiem – przyznaje prof. Jerzak:
Z inwazją szopa pracza zmaga się od wielu lat sąsiadująca z naszym regionem Brandenburgia, skąd migruje na Ziemię Lubuską ten inwazyjny gatunek.
Dr Georg Moskwa z tamtejszego Ministerstwa Rolnictwa, Środowiska i Ochrony Klimatu, alarmuje, że w Brandenburgii nie ma już właściwie miejsca, gdzie nie występowałyby szopy pracze:
Interwencyjne odstrzały szopów praczów prowadzą też lubuscy myśliwi, jednak – jak przyznaje Wojciech Pawliszak, łowczy okręgowy z Gorzowa – szopów jest tak dużo, że takie akcje nie zmniejszyły na razie ich populacji:
Szopy pracze dają się we znaki m.in. ptakom gnieżdżącym się na terenie parku narodowego „Ujście Warty”, co bardzo martwi dyrektora parku Konrada Wypychowskiego:
Dodajmy, że w zeszłym roku w całej Polsce odstrzelono ok. 2 tys. szopów praczy, tymczasem ten inwazyjny gatunek kolonizuje nasz kraj w tempie ok. 20 kilometrów kwadratowych rocznie.
O problemach z tym związanych dyskutowano dziś na Uniwersytecie Zielonogórskim na seminarium zorganizowanym przez Instytut Nauk Biologicznych UZ, Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska oraz Polski Związek Łowiecki z Gorzowa i Zielonej Góry.