Dziś, wbrew pewnej swoistej tradycji, nie będę pokpiwał, co czyniłem wielokrotnie, z dziwacznej predylekcji rodaków do świętowania imienin tajemniczego Sylwestra, jak i zmiany cyferki w kalendarzu dnia następnego. Kalendarzu, który wszak ze swej istoty jest konwencją, nawet jeśli porządkującą i ugruntowaną w tradycji.
Stąd przecież wszelkie rewolucje usiłowały wprowadzać swoje kalendarze, od owej tradycji symbolicznie się odcinając. A starsi z Państwa pewnie pamiętają, że np. w PRL-u kolejne rocznice rewolucji październikowej obchodzono… w listopadzie. Jakkolwiek konieczny i prawdziwy kłopot z kalendarzową zmianą będą mieli jak zwykle wszelkiej maści księgowi, ekonomiści, statystycy etc., etc.
Chcę dziś bowiem zwrócić Państwa uwagę na wiarę w sensie najszerszym z możliwych, będącą również elementem naszej codzienności w wymiarze społecznym i politycznym, zręcznie omijając jednak jej sens podstawowy, kształtujący stosunek każdego pojedynczego człowieka do Absolutu. Otóż polityka w państwie demokratycznym z jej apogeum zwanym też nie wiedzieć czemu świętem, w dużej mierze opiera się na swoistym ryzyku związanym z wiarą właśnie dotyczącą np. obietnic wyborczych i zmian, często też podszyta jest również negatywnymi emocjami.
Przepraszam Państwa za tę porcję komunałów, lub jak kto woli oczywistości, ale w dobie ogólnego chaosu, również semantycznego, warto te podstawowe pojęcia definiować precyzyjnie w imię jasnych refleksji, w jakimś sensie nawet metafizycznych. Choć przecież właśnie dziś filozofia, metafizyka, filozofia prawa, a i samo prawo w dobie swoistej mediatyzacji (sic!) i polityzacji wszystkiego funkcjonują w formie zwulgaryzowanej, cokolwiek miałoby to znaczyć, do cna. I nie chodzi o jakoweś emocjonalne „8 gwiazdek” czy inne językowe, estetyczne i myślowe obrzydliwości, ale z całą pewnością nie tylko.
Dość, że jasność propaństwowego myślenia i takiż ogląd sytuacji społeczno-politycznej, przy współudziale polityków, celebrytów, politologów, prawników i medialnych komentatorów oraz wszelkiej maści samozwańczych „ałtorytetów”, wyeliminowana została przez specyficzny rodzaj wiary właśnie. Wobec tego zanim przejdę do puenty proponuję Państwu taki oto cytat:
„Nie będzie w Polsce dobrze zanim się nie rozstrzela 750 000 (różne źródła podają też inne liczby, ale zawsze z trzema zerami. Przyp. mój) szubrawców. A jeśli się tylu nie znajdzie? Nic nie szkodzi. W razie czego dobierze się z tych uczciwych!”
To są słowa niezwykłej postaci w polskim życiu umysłowym i literackim II Rzeczypospolitej Franciszka Fiszera.*
Ten właśnie zaprawiony specyficzną wiarą i takimż poczuciem humoru bo mot przyszedł mi na do głowy, kiedy to poważnie (!) zastanawiałem się nad komentarzem do aktualnej, niezwykle zagmatwanej sytuacji społecznej i politycznej na przełomie 2023 i 2024 roku, podszytej wszak… wiarą w rozwiązania równie gwałtowne, co nieprzewidywalne, ze szczególnym uwzględnieniem zamieszania wokół mediów publicznych z ich… misją w tle. Kto zatem wierzy w cuda, że… ?
– –
*Franciszek Fiszer (1860 – 1937), polski filozof i erudyta. Metafizyk, facecjonista i „niebieski ptak” dwudziestolecia międzywojennego. Przyjaciel i mentor wielu pisarzy i artystów tego okresu. Polecam tę niezwykłą i zapomnianą już nieco postać uwadze Państwa.