Niezależnie od szoku jaki na każdym patriocie wywołują działania junty Tuska, warto dostrzec zaplanowane już w momencie tworzenia zrębów III RP, słabości państwa. Słabość ta zaplanowana w konstytucji, strukturze organizacyjnej państwa, w uzgodnionej w Magdalence abolicji dla dawnej nomenklatury, na pozostawieniu bez zmian sądownictwa, edukacji, milicji, która gładko zamieniła się w policję, w kulturze i szkolnictwie wyższym.
Donald Tusk i jego wspólnicy wszystkie te słabości wykorzystali. Państwo okazało się tworem z dykty, budką, skleconą byle jak, ale ładnie pomalowaną na niebiesko ze złotymi gwiazdkami, którą pułkownik Sienkiewicz z osiłkami jednym kopnięciem rozwalił. Obrazu niedziałania struktur państwa dopełnia napaść policji na siedzibę prezydenta RP, który jak się okazuje pozbawiony jest elementarnej ochrony.
Pojawiają się w tej sprawie oczywiste pytania. Jak to się stało mimo tromtadrackich zapewnień o sile państwa, o sukcesach i osiągnięciach, rządzącej krajem przez ostatnie 8 lat ekipy nie udało się sprawić, aby zamach stanu z jakim w zasadzie mamy do czynienia nie przebiegł tak gładko i bez oporu?
Propaganda sukcesu i realne osiągnięcia gospodarcze przesłoniły rzeczywisty stan państwa jako struktury prawnej. Okazało się, ze każdy sędzia może łamać prawo, a policja może aresztować osoby mające immunitet, a marszałek sejmu, figura cokolwiek kabaretowa, może jednoosobowo immunitet uchylić.
Wiara, że Polska jest poważnym państwem właśnie na naszych oczach się rozpadła, okazała się złudzeniem.
Jak to jest, ze osoby z poważnymi zarzutami korupcyjnymi zasiadają w sejmie i senacie a sprawiedliwości ich nie może osądzić? Jak możliwe jest, aby osoba z aresztu śledczego bez najmniejszych problemów została europosłem? Cóż to za państwo w którym partie założone za pieniądze z krajów sąsiednich istniały w parlamencie i stanowiły prawny porządek Polski?
Tych pytań jest wiele. Zbyt wiele, ale jedno jest pewne: wiara, że Polska jest poważnym państwem właśnie na naszych oczach się rozpadła, okazała się złudzeniem. Polska okazała się czymś w rodzaju bananowej republiki, w której grupka szkodników z wynajętymi osiłkami może przejąć faktyczną władzę, całkowicie poza demokratycznymi zasadami, jawnie kpiąc z konstytucji. Na dodatek przy całkowitej bierności ambasadora kraju, rzekomego sojusznika zza Oceanu, dla którego demokracja jest rodzajem świętości, a wolność słowa odmienia jest tam przez wszystkie przypadki i we wszystkich trybach. Także milczenie struktur europejskich jest nie tylko akceptacją, ale milczącą zachętą.
Warto stan w jakim znalazła się Polska potraktować jak obrzucenie Polaków błotem i naplucie im w twarz. I niech to będzie katharsis, uzmysławiające wszystkie wady państwa wynikające z naszego zaniechania. Z braku debaty czym jako kraj jesteśmy. Bo stan faktyczny państwa ujawniony przez reżim Donalda Tuska i jego kompanów, dowodzi, że jesteśmy czyimś bantustanem. Nie będę pokazywać palcem, ale uparte milczenie ambasady kraju, w którym wolność słowa jest relikwią, może być milczeniem przyzwalającym, a zatem wskazującym.
– –
* The Banana Republic of Bolanda – zwrot użyty na portalu „X” przez prof. Stanislawa Żerko dla opisu obecnej (styczeń 2024r.) sytuacji w Polsce [przyp. red.[