Bodaj pierwszy raz w historii mamy okazję oglądać wojnę on-line. Indywidualna technika informatyczna sprzężona z internetem pozwala oglądać wojnę na gorąco.
Widzimy spadające samoloty rozerwane rakietami, wybuchający czołg trafiony z drona, obracany w gruz dom mieszkalny. Ludzi biegających z bronią po łące do pojmanego jeńca, ręce rozpinające ubranie zabitego w poszukiwaniu dokumentów. Widzimy przestraszone twarze przesłuchiwanych Rosjan. Traktory ciągnące porzucony przez najeźdźców wojskowy sprzęt. Wszystko bez retuszu, bez komentarza tłumaczącego to czego my nie widzieliśmy, a ktoś widział. Wojna z pierwszej ręki.
Siedzimy sobie w cieple, popijamy kawkę, zagryzamy sezamkiem, w tle gwarzy codziennością dom, a na ekranie komputera wojna. Niczym komputerowa gra. I trudno nam w żołnierskich przekazach ukraińskich bojowników, pęczniejących radością z ich lokalnych sukcesów, dostrzec śmierć. Trochę jak w piosenkach z Warszawskiego Powstania pełnych młodzieńczego optymizmu. Na jednym z filmików krzepki Ukrainiec deklarujący , że jest w ćwierci Polakiem i w ćwierci Żydem mówi, że „Zabijać Ruskich to przyjemność”, że to żadna praca. I pokazuje zniszczony czołg i leżących obok zabitych Rosjan.
A kiedy widzimy utykająca staruszkę prowadzoną przez żołnierza, uciekającą z wioski, w którą właśnie uderzają pociski, nie czujemy drżenia ziemi, nie czujemy dymu palących się domów, nie czujemy przerażenia. Ta wojna jest dla nas jak komputerowa gra.
Z drugiej strony nieprawdopodobna mobilizacja Polaków. Milion uchodźców przytulonych przez Polskę. Bez potrzeby wielkiej instytucjonalnej pomocy. Bez zakładania obozów dla uchodźców. Bez dramatycznych apeli. Tak jakoś zwyczajnie. Jakby chodziło o niespodziewanych gości, którzy się gdzieś zagubili w podroży i szukają ciepłego schronienia i czegoś tam do zjedzenia. Dwa skrzydła anioła wojny, który wzleciał za naszą wschodnią granicą i rzuca cień na naszą Ojczyznę.
Drugie, a właściwie trzecie pokolenie urodzone po II Wojnie Światowej, doświadcza wojny w przedziwny sposób. Dla mnie kogoś kogo wojna doświadczyła poprzez traumy rodziców, kogoś kto za młodu zaczytywał się w wojennej beletrystyce, aby dotknąć umysłem doświadczenia tych co osobiście wojnę przeżyli, kogoś kto znał wojnę z opowieści ojca, matki, kogoś, komu wojna zabrała dziadka, wujka, a których brak był częścią rodzinnej i narodowej tożsamości, dzisiejsza wojna ma zupełnie inny kontekst jak dla pokoleń znacznie młodszych. Ona ta dzisiejsza, dla nich jest pierwsza. To ona będzie dostarczać im kontekstu do słowa „wojna”. Odmiennego od mojego. Diametralnie wręcz.
Oby ten kontekst nie poszerzył się od wojenne doświadczenie osobiste. Oby kontakt z wojną nadal był tylko poprzez internet podłączony do smartfonów ukraińskich żołnierzy. Oby nie musieli wziąć do ręki karabinu, granatnika, albo konsoli do sterowania uzbrojonym dronem. Oby.
Nie mam pojęcia co z tego doświadczenia wojny on-line młodzi Polacy wyniosą. Ale chciałbym, aby w razie co, byli tak dzielni jak ci Ukraińcy walczący o wolność karabinami i smartfonami. Dla których „zabijanie Ruskich to przyjemność”. Aby ich waleczność była z tego samego kruszcu.
Felieton pochodzi z portalu publicystycznego zachod24.pl