W związku z prawdopodobną plajtą Platformy Obywatelskiej ruszył casting na obsadzenie pierwszoplanowych ról w naszym życiu politycznym. Trwa nabór nowych, nie zgranych do cna, jeszcze dobrze rokujących aktorów do roli zdrajcy, targowiczanina, totalnego opozycjonisty. Prawdziwi producenci trwającego spektaklu, którzy od wieków pochylają się z troską nad kształtem polskiej sceny politycznej, oczekują od aspirujących lokalnych polityków pokazania czegoś przekonującego, że się nadają i w ogóle. Jeśli absztyfikant do posady umiłowanego przywódcy nie ma cojones, to powinien pokazać, że przynajmniej ma rogi. To znaczy – jest zdolny namieszać na tyle, aby umożliwić starszym i mądrzejszym przeprowadzenie z sukcesem zaplanowanej kombinacji.
Przewodniczący Jarosław Gowin spełnia tylko ten drugi warunek. Rogi zademonstrował zuchwale („jestem zwierzęciem mięsożernym, interesuje mnie władza realna”) i z przytupem („scena polityczna wymaga odmłodzenia”). Zachwalając swoją mięsożerność, zgłosił totalsom ofertę współpracy, rzecz jasna za odpowiednim wynagrodzeniem, np. za stołek premiera. Natomiast wzmianką o odmłodzeniu podważył przywództwo samego Jarosława Kaczyńskiego. Ot, niewinny postulat odmłodzenia. Niby nic, ale pęknięcie w „zjednoczonej prawicy” jest, choć ledwo widoczne. Z czasem, pod napór rzeczywistości, powiększy się i rozwali budowlę. Aby wysadzić tamę nie potrzeba tysięcy ton materiałów wybuchowych. Wystarczy odpalić mały ładunek i czekać aż ujarzmiona woda rozsadzi zaporę.
Pompatyczny Gowin odpalił właśnie taki mały ładunek. Czy uczynił to własnowolnie, opętany żądzą władzy? Myślę, że poważył się na taki krok, gdyż otrzymał gwarancje od poważnych reżyserów. Obejmują one zapewnienie, że jest się wciągniętym na stan ich aktywów. Wprawdzie sam ten fakt nie gwarantuje automatycznie sukcesu, ale bez otrzymania zapewnienia ochrony (opieki), zrobienie dużej kariery politycznej w naszym biednym kraju jest w zasadzie niemożliwe. Przewodniczący Porozumienia uznał, że opłaca mu się pokazać „rogi”, bo obietnica dostania „sera na pierogi” jest poważna i rokująca nadzieję. Dlatego dostroił się do żądań opozycji nie przeprowadzenia wyborów w terminie konstytucyjnym. Odpowiednio zatroskany na pokaz obwieścił, że wybory w maju to „wybór między życiem a śmiercią”.
Cała opozycja prze do tego, aby nasze państwo po 6 sierpnia nie miało głowy. Gdyby im się udało, to Polska może zapłacić za walkę z epidemią najwięcej w Europie. Do relatywnie niewielu ofiar (da Bóg będzie ich tylko kilka setek) dojdą osłabione instytucje państwowe oraz kompletny brak politycznej stabilności, czyli anarchia. Jeśli dodamy do tego murowany kryzys gospodarczy, to Polska będzie słaba i znowu sąsiedzi pogardliwie będą mogli ją nazywać Saisonstaat – państwo sezonowe.
Rafał Zapadka (21.04.2020)
fot.Pixabay