Totalnej opozycji zmiękła rura. Wprawdzie nadal uważa, że „PiS jest dziki, PiS jest zły,/ PiS ma bardzo ostre kły” i że rujnuje Polskę, to jednak na ponad miesiąc przed wyborami zaczęła śpiewać z klucza populizmu, który dotąd potępiała w czambuł. Dotarło do PO, że pogardzani przez nią „Grażyny i Janusze” mają w sempiternie strachy szyte grubą nicią rzekomego łamania konstytucji, demokracji i niezawisłości sędziowskiej. Zamiast napuszczać wyborców na PiS wreszcie przystąpili do tego co „co tygryski lubią najbardziej”, grając rolę demokratycznych polityków, czyli do rozpylania aerozolu obiecanek-cacanek. Ale na trwającym święcie demokracji, wśród owacji, baluje już w najlepsze 500 plus, 13. emerytura, wyprawka dla ucznia i inne lex frumentaria (dystrybucja pszenicy w starożytnym Rzymie po cenach subsydiowanych lub nieodpłatnie). Jak tu w kampanii wyborczej przebić się wiarygodnie ze swoimi obietnicami?
Nie mając wyjścia zostali zmuszeni do jej prowadzenia z wyłączeniem totalnej negacji i poniekąd naśladując PiS. Innymi słowy „zakupili” u Jarosława Kaczyńskiego franczyzę na przychylanie nieba Polakom. Po drugie, wstawili na fasadę Kidawę-Błońską licząc, że zagra ona tak dobrze jak premier Szydło w 2015 r., ale to se ne vrati i aktor nie ten tego. Poza tym uczepili się mało przekonywującego zapewnienia, w postaci hasła wyborczego, że „jutro może być lepsze”. (Co to za pitolenie „może być” – żachnie się niejeden wyborca, który żąda, żeby natentychmiast „jutro będzie lepsze” i szlus.) W reakcji Dobra Zmiana z grubej rury: minimalna płaca 3000 zł, a za kilka lat 4000 zł. Ponieważ PiS ma za sobą zrealizowane liczne obietnice, to każde następne traktowane są przez lud dość przychylnie. Na podobne traktowanie nie może liczyć Platforma, bo ciągnie się za nią smród afer i lekceważenia obywateli.
Na odcinku płacy minimalnej Koalicja Obywatelska została zagoniona do narożnika i zmuszona do użalania się nad rujnującymi, przyszłymi obciążeniami pracodawców. Wprawdzie w przypadku ustawowego podnoszenia płacy minimalnej takie zagrożenie istnieje, to jednak ustawienie na scenie w pierwszorzędnej roli wysokości płac i konieczności ich podwyższania musi zyskać powszechną aprobatę. Trzeba brać pod uwagę znaczne skolonizowanie naszej gospodarki przez obcy kapitał oraz niski udział płac w PKP, który sytuuje Polskę na szarym końcu w UE. Najczęściej występująca (na koniec 2018 r.) u nas płaca to 1800 zł na rękę. Zwalczać propozycję minimalnej pensji brutto na poziomie 3000 zł, to ryzykowanie politycznego samobójstwa.
Franczyzobiorca działa pod dyktando franczyzodawcy, ale rzecz jasno dodaje coś od siebie. Wartością dodaną kandydatów PO, która wyłazi na każdym kroku z telewizora i internetu jest infantylność, arogancja i zatrzęsienie gaf w ich wykonaniu. Pan redaktor Andrzej Pierzchała zdaje się sądzić podobnie, ale daje temu wyraz z właściwą sobie elegancją: „Jachira ante portas!”. Jest jednak znacznie gorzej. Osobnicy typu „Klaudia Jachira” czy „Krzysztof Brejza” nie tyle są u bram, co od dawna są wśród nas i czują się jak u siebie. Mało tego, zdobyli wiele serc i przewodzą „młodym, wykształconym” z dużych miast, plemieniu barbarzyńców przypominających – jak chce Nicolas Gomez Davila – społeczność „zwierząt w rui”.
Rafał Zapadka