sky is the limit?
W wypełnionym autentycznym optymizmem, idiomatycznym zwrocie – sky is the limit, zanurzonym w amerykańskim marzeniu, a niosącym przesłanie, że dla otwartego umysłu i sprawnych rąk nie istnieje nic, czego nie można by osiągnąć, jest ukryta wielka nadzieja dla człowieka. Nadzieja, która nie tylko sprawia, że człowiek sam w sobie i dla siebie nabiera pewności, co do swoich możliwości, ale zmienia swoje spojrzenie na siebie, stając się dla siebie samego bardziej wartościowym już tylko przez to, co może osiągnąć. Gdyby tylko chciał. Sprawę sfery wolicjonalnej musi on jednak rozstrzygnąć sam w sobie. I tylko on jest w stanie pójść na spotkanie swoich marzeń, jeśli tego zechce.
Nadzieja płynąca z nomen omen nieba – sky is the limit – staje się inspiratorem naszych marzeń. Skoro limituje ją tylko niebo, a ono, z tego co płynie z naszej aktualnej wiedzy jest bezkresne, to nie mamy w sferze twórczej żadnych ograniczeń. Cóż może nas powstrzymać, co może nam przeszkodzić w drodze do realizacji tego, co zamierzymy. Oczywiście są różne okoliczności zewnętrzne, płynące z otoczenia w którym zamiar realizacji śmiałego marzenia chcielibyśmy powziąć i musimy się z tym liczyć, że mogą one wystąpić i nasz plan obrócić w perzynę. Mogą pojawić się ludzie, których działanie sprawi, że nie dotrzemy do celu, który na niebie żeśmy sobie upatrzyli, wystąpić tak niespodziewane zdarzenia, których nie sposób nam było przewidzieć. Wszystko to prawda. Wszystkie te czynniki mogą wystąpić, z tym, że nie na pewno. Teoria równego prawdopodobieństwa mówi, że tak jak mogą się pojawić, z takim samym prawdopodobieństwem mogą się nie pojawić. W ogóle.
wykładnia ostateczna
Jest jednak coś, co w drodze do realizacji marzenia wystąpi na pewno, a jego wystąpienie nie podlega żadnym procesom opóźniającym, odraczającym, czy eliminującym, coś co zawsze będzie działać przeciwko nam, i co jest jedynym, ale jednak istotnym ograniczeniem. Czas. Nawet jeśli niebo nie jest limitem, to na tej otwartej, nieskończonej drodze „ku niebu” naszych marzeń, jest czynnik, który w hierarchii ludzkiego bytu stanowi nieprzemożną wykładnię ostateczną. Time is the limit. Warto to sobie uświadomić. Nie po to, by poniechać marzeń i podejmowania prób ich realizacji, ale po to, by w swoich zamiarach wkalkulować czas jako faktor, który marzenia nasze nie eliminując może jednak ograniczyć.
To ograniczenie, wynikające z funkcji czasu, można również wyeliminować. Wystarczy przyjrzeć się swojemu rozkładowi dnia, tygodnia, roku i oczyścić bieg życia ze strat czasu. Te straty oczywiście najpierw trzeba zdefiniować. Potem, to już fraszka. Eliminatornia jednych po drugich. Z niekłamaną satysfakcją i radością. Nie pojmując jak można było żyjąc w takim niedoczasie, tak wiele czasu tracić bezpowrotnie. To jest ten element, nad którym niżej trzeba się pochylić, że czas, który mija, mija bezpowrotnie. B e z p o w r o t n i e.
substytuty prawdziwego życia
Bezpowrotność utraconych chwil nadaje im status wyjątkowości, ale to przecież od nas zależy czym je wypełnimy i czy ta wyjątkowość stanie się dla nas dobrym wspomnieniem czy chwilą pustą do zapomnienia. Świadomie lub mniej świadomie mijają nam nierzadko lata całe na niepowetowanych stratach czasu, biorących się najczęściej z bezwartościowych relacji, substytutów prawdziwego życia.
Najlepszym przykładem jest uwikłanie w sieci. Skala destrukcji życia prawdziwego przez życie w internecie jest dziś porażająca. Relacje nawiązywane za pomocą mediów społecznościowych w szeroki sposób przenikają do naszego życia. I niszczą je. Zabierają czas relacjom bezpośrednim, które mamy obok siebie i wprowadzają iluzję. Nie są prawdziwe. To atrapa montowana w cyberprzestrzeni, która jest projekcją dwóch osobnych bytów. Nie stoją za nią żadne autentyczności. Poprzez te falsyfikacje realnych relacji społecznych tracimy z oczu to, co najważniejsze: prawdę o sobie i prawdę o swoich relacjach z tymi, którzy są najbliżej nas. Im więcej czasu poświęcamy relacjom w social mediach, tym mniej nas w życiu realnym i tym gorzej dla relacji z tymi, którzy tworzą nasz świat autentyczny, a nie rzekomy.
zmyślenia nierzeczywistości
Kiedyś największym wrogiem rodziny był telewizor, zwany często „pożeraczem czasu”. Samo oglądanie telewizji zaburzało relacje społeczne w tym tylko zakresie, że zabierało czas. Media społecznościowe są w niszczeniu tkanki społecznej daleko bardziej ofensywne. Telewizor nie jest aktywnym uczestnikiem relacji. Nie piszemy do niego, nie pisze do nas, nie ma nawiązania relacji. Ona jest tylko jednostronna. Media społecznościowe, oferujące nieograniczony poziom zawierania quazi-społecznych relacji, stosują wobec nas pressing. Presja ta nie ma limitu, skala nie ma ograniczenia, a imitacja prawdy nie ma żadnych barier.
Popełniając błąd zaangażowania w relacje wirtualne możemy bezpowrotnie stracić te, które istnieją w życiu realnym, mimo że ich przewaga nad sfalsyfikowanymi postaciami w sieci jest bezdyskusyjna. Co więcej, relacje w sieci nie tylko same w sobie są fałszywe, one fałszują rzeczywistość. To jest to miejsce gdzie wirtualność wpływa na rzeczywistość. I to jest szalenie niebezpieczne, bo występuje w funkcji procesowej. Ten postępujący proces wypychania rzeczywistej obecności w społeczeństwie, rodzinie, związku, na rzecz jej wirtualnej wersji eliminuje z nas prawdziwe ja. Przestajemy być sobą. Stajemy się zmyśleniami nierzeczywistości. Jeśli telewizor „pożerał czas”, internet jest supermedium niezostawiającym go nam wcale, albo jedynie pozór, tyle tylko, by zdawało nam się, że istniejemy naprawdę.
odwrócenie nieodwracalnego
Relacje mediaspołecznościowopochodne opóźniają naszą podróż ku marzeniom, proces ich realizacji. Uświadomienie sobie, że czas marnowany w sieci wirtualnych relacji, jest przeciwko nam jest najpierwszym momentem odwrócenia tego, co wydaje się nieodwracalne. Czy można stracony czas odnaleźć? Czy można go nadrobić? Czy jesteśmy w stanie uratować coś, co odeszło bezpowrotnie? To możliwe. Wiedza o tym, że time is the limit przynagla do nas do bezwzględnej egzekucji pożeraczy czasu, a w tej walce pojawia się sky is the limit… i przywraca nadzieję, że nie wszystko co stracone zostało utracone i że możemy zmienić to co niezmienialne. Wiara większa jest bowiem, niż szkiełko…
Święta Bożego Narodzenia są najlepszym czasem na odłożenie w niebyt fikcji i zaangażowaniem się w relacje rzeczywiste. Podchoinkowy podarek dla samych siebie, że jesteśmy tu i teraz, a nie tam i kiedyś. I nie kontynuujmy tego procesu degeneracji naszego ja przez wirtualne relacje tam i kiedyś, a kreujmy rzeczywiste relacje z naszym rzeczywistym ja tu i teraz. Dla rzeczywistości, dla bliskich prawdziwych, dla siebie.
fot.Pixabay