Myśl, że polska opozycja to stan psychiczny, po wyczynach posłanki Jachiry w sejmie i „pobłogosławienie” jej błazenady przez Tuska, co jest egzemplifikacją tej myśli, wydaje się trafna. Dopełnieniem tej diagnozy jest strategiczna myśl innej posłanki Platformy, że program to partia ta przedstawi po wyborach. Utrzymująca się popularność tego proniemieckiego ugrupowania uzasadnia rozszerzenie myśli o psychicznym stanie także na elektorat partii Szczerbów, Brejzów, Kidaw itd., a także jej lokalnych funkcjonariuszy.
I było by do śmiechu, gdyby nie wojna na Ukrainie i realne zagrożenie rosyjską napaścią. Bo cały ten finansowy wysiłek idący w dozbrojenie nieomal zniszczonej rządami Platformy polskiej armii, pójdzie na marne o ile nie zmieni się społeczne nastawienie do kwestii obronności, a służba wojskowa nie stanie się fundamentem obywatelskości. Siła obronna armii bowiem, to nie tylko broń, ale także kultura dowodzenia i morale żołnierza. Aspekty te nie mają cech sumy, ale koniunkcji. Czyli żadnego z nich nie da się zastąpić jednym z dwóch pozostałych, a jeden słaby sprawia, że całość jest słaba. Tych trzech składników brakuje w ukraińskiej wojnie i jednym, i drugim. Rosja dysponując ogromnymi zasobami broni, nie ma dwóch pozostałych czynników. Ukraina mając znakomite morale i wysoką kulturę dowodzenia, nie ma broni.
Odnosząc to do polskiej armii, pewnym jest, że armia nie może być dodatkiem do państwa. Musi być jego naturalną emanacją. Wojskowa służba musi być powszechnym obowiązkiem, a unikanie tego obowiązku musi być społecznie uznawane za zdradę. Służba wojskowa zaś, to nie roczne, czy inne czasowo, „odhaczenie” tego obowiązku, ale stan permanentny. Niekończący się ciąg szkoleń i ćwiczeń zaczynający się już od szkoły podstawowej. Ciąg, w którym chęć służby w armii, jest przedmiotem rozlicznych systemów motywacyjnych, a sama służba źródłem atrakcyjnych przywilejów. Oczywiście w takie strukturze musi istnieć podział na twardy rdzeń zawodowej służby wojskowej, ale musi być i miejsce na rozmaite formy „miękkiego” służenia obronności Polski. Czyli każdy na miarę możliwości.
Niestety obawiam się, że rządzący nie mają tego pełnej świadomości, a opozycja zarządzana z Berlina zrobi wszystko, aby Polska nadal była bezbronna. Inicjowany przez naszych zachodnich sąsiadów nasz wewnętrzny podział polityczny, który dawno już przekroczył, jak wspomniałem na wstępie, bramy szpitala dla wariatów, bez terapii wstrząsowej nie zniknie. I nawet wojna u naszych wschodnich granic nic nie zmienia w umysłach tak opozycji jak i głosujących na nią Polaków. Ta część Polski bardziej nienawidzi Kaczyńskiego i tych którzy na jego partię głosują, jak Rosjan mordujących bezbronnych cywilów i gwałcących ukraińskie kobiety, a nawet dzieci. Rosjanie, którzy nawet nie ukrywają, że jesteśmy dla nich największym w Europie wrogiem, dla tej patoopozycji są gorsi od PiS’u.
Jeśli zatem chcemy nadal być suwerenni, musimy dokonać, jako naród, moralnej przemiany. Aby ona nastąpiła niech „tak” znaczy tak, a „nie” znaczy nie. Bo wojna już się w Polsce toczy. Czas zatem skończyć praktykę owijania w bawełnę. Zdrada to zdrada, a wróg to wróg.
fot. Pixabay