Bez wysiłku
„Wymyślili te durackie maszyny, bo siły w ręcach nie mieli” mówił Kazimierz Pawlak w kultowej polskiej komedii. Wymyślili jednak niekoniecznie ze względu na deficyt mocy, a po to, by ułatwić procesy produkcyjne. Ułatwianie ma sens. Pod warunkiem, że nie przerodzi się w normę „bez wysiłku”. Unikanie wysiłku we współczesnym społeczeństwie przybiera coraz bardziej niebezpieczną postać. Niestety wiele w tym naszej winy.
„Nie biegaj, bo się spocisz”. Ta prześmiewcza sekwencja powtarzana niegdyś ironicznie, dziś stała się doktryną młodych pokoleń. Doktryną, która przeniknęła do społecznych postaw w obszarze kultury fizycznej, stając się dogmatem nieomal, wśród pokoleń dziewcząt i chłopców w wieku szkolnym, nieuczęszczających na lekcje wf. To, co kiedyś było powodem stygmatyzacji, czyli zwolnienie z lekcji wychowania fizycznego, dziś jest oczywistością i powszechnością. I tak rosną pokolenia pozbawione nie tylko zdrowego ciała, ale i ducha. Pozbawione nabierania doświadczenia w grze zespołowej, rywalizacji, ducha fair play itd. Ilość strat wynikających z omijania związanego z udziałem w zajęciach kultury fizycznej jest przytłaczająca. Wszystko to zaś z chęci unikania wysiłku.
Unikanie wysiłku nie ma sensu. Ono nas na różnych poziomach naszego człowieczeństwa odczłowiecza. Bez wysiłku ubożejmy w uświadamianiu sobie sensu naszych działań, w doborze odpowiedniego kierunku naszych działań, ubożejmy sami w sobie, ze sobą i dla siebie. Unikanie wysiłku pozbawia nas tej najważniejszej okoliczności, w której zdolni jesteśmy do właściwej oceny miejsca, w którym się znaleźliśmy. Jeśli chcemy wiedzieć gdzie dalej iść i którą drogą, lepiej mieć wysiłek za sobą. Dosłownie i metaforycznie.
Przed szczytem
Są takie momenty w życiu, kiedy człowiek czuje, że dalej już nie da rady, że to ponad jego siły i że zmaganie przestaje mieć jakikolwiek sens, bo wynik jest już przesądzony, a porażka jest tylko kwestią czasu. Odsuwanie jej jest, w ocenie naszej, nie tylko stratą czasu, ale jawną próbą działania wbrewrozsądkowego. Pod wpływem bodźców przeciwnych, analizy własnej opartej o subiektywne odczucia, mimo braku stuprocentowej pewności, rezygnujemy z dalszych wysiłków, poddajemy się… Uwalniamy od nadludzkiego wysiłku, który nam towarzyszył, by zyskać poczucie krótkotrwałej ulgi, by za chwilę pogrążyć się na długi czas w poczuciu wyrzutów wobec siebie, że może trzeba było jeszcze spróbować, jeszcze chwilę wytrzymać, dać z siebie więcej…
Bez względu na wszystko nie wolno rezygnować. Nie wolno zwłaszcza wtedy, kiedy czujemy, że to moment krytyczny, że dalszy wysiłek będzie daremny, a zwątpienie ogarnia nas ze wszystkich stron. Ten krytyczny moment, ten nadludzki wysiłek, który podejmujemy, to wszechogarniające zwątpienie oznaczają tylko jedno… że szczyt jest już na wyciągnięcie dłoni, bo właśnie najtrudniej jest tuż przed szczytem. To tam nie ma już wiele tlenu w powietrzu, to tam jest najstromiej i to tam skumulowany z całej drogi wysiłek sprawia, że organizm jest bliski wycieńczenia. I to tam powinniśmy od siebie wymagać nadludzkiego wysiłku. Wymagać od siebie, by zwyciężyć.
Ostateczna batalia
Ale ani wysiłek, nawet ten przed samym szczytem, nie jest gwarantem zwycięstwa. On jest warunkiem koniecznym, ale nie daje pewności. Jeśli jednak chcemy zwyciężać nie możemy go nie podejmować, bo on otwiera nam drogę do walki, a tylko dzięki walce możemy wygrać. Największą walkę toczy się jednak nie z kimś trzecim, a samym sobą. To pokonanie siebie jest najtrudniejszą rzeczą. Bez względu jednak z kim walczymy i o co, kluczowym momentem nie jest ani droga, ani atak szczytowy, lecz finał naszej walki. To tam rozgrywa się ostatecznie batalia.
Aleksander Macedoński mawiał, że bitwy wygrywa się ostatnim tchem. I miał rację, bo choć droga nas do ostatecznego rozstrzygnięcia przygotowuje, choć ta chwila przed wejściem na sam szczyt jest kluczowa, to decyduje ostatni akt walki, w którym zwycięża się… ostatnim tchem.
W tym ostatnim, zwycięskim, tchu zamknięte zostają wszystkie nasze podjęte wysiłki i trudy. Zamknięta zostaje nasza wielkość. Miarą tej wielkości jest skala podjętych wyzwań i wysiłek w ich realizację włożony. Do ostatniego tchu.
fot.Pixabay