Antropolodzy kultury (etnologowie) dość jednoznacznie wskazują na taką właśnie sekwencyjną piramidę, która toruje drogę do pożądanego (no, chyba) przez zdecydowaną większość ludzi stanu. Stanu, w którym tak pojedynczy obywatel, jak zbiorowość uporządkowana zarówno hierarchicznie, jak i strukturalnie oraz funkcjonalnie podejmuje racjonalne decyzje, nawet jeśli zwykle obciążone pewnym ryzykiem, to choćby optymalne.
Tu zaś rola wszechstronnej i obiektywnej informacji jest oczywiście kluczowa, bowiem tylko taka prowadzi do wszechstronnej i obiektywnej (sic!) wiedzy, która z kolei jest podstawą mądrości (roztropności). Nawet jeśli ta ostatnia jest teoretycznie, ale też praktycznie zgoła, udziałem niewielu.
Jeśli zatem analitycznie, a osobliwie komentatorsko jesteśmy w taką (nomen omen) wiedzę z etnologiczną precyzją wyposażeni, to możemy przystąpić nie bez ryzyka przecież, do społecznych analiz dotyczących wszak całego otaczającego nas świata zarówno w skali mikro, jak i makro, z należną stopniowi ich skomplikowania ostrożnością.
Tyle owa teoria z elementami psychologii społecznej, bez której jakakolwiek analiza rzeczywistości społecznej, gospodarczej, kulturowej, a osobliwie politycznej, lokalnej czy globalnej, ponoć nie jest możliwa. Chyba, że…, i tu następują kwantyfikacje zarówno z repertuaru „diabeł tkwi w szczegółach”, jak i intencjonalności, irracjonalnych z gruntu emocji oraz… interesów wszelakich, które można zawrzeć w łacińskiej proweniencji formule ((zresztą mojej ulubionej!) – „cui bono?”.
Jeśli macie Państwo wrażenie, że powyższe dywagacje, w całym swoim naukowym, bełkotliwym nieco blichtrze doprowadziły mnie do punktu wyjścia, czyli informacyjnego chaosu, to jest to wrażenie ze wszech miar prawdopodobne. Natomiast powrót ów przywodzi na myśl rzeczy w Polsce fundamentalne zgoła, do których ja wracam od dawna z „uporem maniaka”, a mianowicie zarówno koślawy pluralizm własnościowy na tzw. rynku medialnym – nieznany w żadnym cywilizowanym kraju – oraz związany z nim brak odpowiedzialności za słowo motywowany wyłącznie wewnętrzną polityczną walką, które stawiają odbiorcę w sytuacji klasycznego dysonansu poznawczego.
Ostatnie wszak incydenty związane np. z wybrykiem onetowskiego funkcjonariusza Stankiewicza w Radiu „Zet”, który w obronie społecznej amnezji ( i swego politycznego idola?) przekroczył wszelkie granice etyki dziennikarskiej, ale też ludzkiej przyzwoitości publikując pozostawione przez gościa (sic!) w studio notatki, są tu znaczące wielce. Przecież nawet słuchaczom owego radia (no, może się mylę?) należy się dziś przypomnienie przeróżnych politycznych figur jakie stosowali po 2007 roku wobec Rosji i Putina, zarówno Tusk jak i Sikorski, niezależnie od tego jak dziś chcieliby o tym zapomnieć, zmieniając radykalnie front. Warto też wspomnieć zarówno działania (skandalicznie niekorzystny kontrakt gazowy Pawlaka) jak i gesty oraz kłamstwa Kopacz z 2010 roku, po których w/g wielu powinni oni wszyscy zniknąć z polityki definitywnie.
Na koniec zaś (pro domo sua) rzut oka na ważne regionalne media, zwane w niektórych kręgach „reżimowymi”. Proszę spojrzeć np. na listę gości w Radiu Zachód, Radiu Zielona Góra i Radiu Gorzów. O szczegółach już za tydzień.