Siatkarze po raz pierwszy od 1976 roku awansowali do półfinału igrzysk olimpijskich

Fot. PAP/Adam Warżawa

Fot. PAP/Adam Warżawa

Polscy siatkarze pokonali Słowenię 3:1 (25:20, 24:26, 25:19, 25:20) w ćwierćfinałowym meczu turnieju olimpijskiego i awansowali do półfinału. W nim zmierzą się ze zwycięzcą spotkania Brazylia – Stany Zjednoczone, które rozpocznie się o godz. 21.

Polska – Słowenia (25:20, 24:26, 25:19, 25:20) 

Polska: Marcin Janusz, Bartosz Kurek, Mateusz Bieniek, Jakub Kochanowski, Wilfredo Leon, Tomasz Fornal – Paweł Zatorski (libero) – Grzegorz Łomacz, Łukasz Kaczmarek, Kamil Semeniuk, Norbert Huber. 

Słowenia: Gregor Ropret, Toncek Stern, Alen Pajenk, Jan Kozamernik, Tine Urnaut, Klemen Cebulj – Jani Kovacic (libero) – Nik Mujanovic, Rok Mozic. 

Biało-czerwoni przełamali trwającą od 2004 roku klątwę olimpijskich ćwierćfinałów – regularnie odpadali z igrzysk właśnie na tym etapie. W najlepszej czwórce turnieju olimpijskiego zagrali po raz ostatni w Moskwie w 1980 roku, gdzie zajęli czwarte miejsce. 

Zwycięski ćwierćfinał oglądała spora grupa polskich fanów, m.in. Iga Swiątek, która kibicowała siatkarzom w towarzystwie dwukrotnej mistrzyni Europy Magdaleny Śliwy. Tenisistka po zakończeniu meczu cieszyła się na boisku razem z zawodnikami. 

Polacy pokazali zupełnie inne oblicze niż dwa dni wcześniej w ostatnim pojedynku grupowym z Włochami. Widać było przede wszystkim pewność siebie w ataku i na zagrywce. Biało-czerwoni nie wstrzymywali ręki, a do tego popisywali się fantastycznymi obronami. Szybko uzyskali kilkupunktową przewagę, która byłaby bardziej okazała, gdyby nie zepsute zagrywki. Z drugiej strony rywale również mylili się w polu serwisowym. 

Podopieczni Nikoli Grbicia mieli pełną kontrolę nad meczem. Marcin Janusz korzystał z miarę dobrego przyjęcia i świetnie rozdzielał piłki oszukując blok przeciwnika. W pierwszym secie Słoweńcy nie zanotowali ani jednego punktowego bloku. Po asie serwisowym Janusza było już 19:13 i wówczas polskim siatkarzom przytrafił się krótki moment słabszej gry. Słowenia zmniejszyła straty do dwóch „oczek” (21:19), ale ważne piłki skończył Wilfredo Leon. 

Druga partia była już bardziej zacięta i wyrównana. Oba zespoły imponowały skutecznością, mimo słabszego przyjęcia zagrywki. Na tablicy najczęściej widniał wynik remisowy, a żadnej z drużyn nie udało się uzyskać przewagi większej niż dwa punkty. Po atakach Leona i Jakuba Kochanowskiego było 17:15 dla Polski, lecz po chwili do głosu doszli Słoweńcy, a Grbic musiał poprosić o pierwszą przerwę. 

W końcówce Bartosz Kurek był nie do zatrzymania w ataku i wydawało się, że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki. Polacy nie wykorzystali setbola, a potem trzy akcje wygrali rywale i wyrównali stan spotkania. 

Nieco pechowo przegrany set tylko jeszcze dodatkowo zmotywował Polaków, którzy trzecią odsłonę rozpoczęli od mocnego uderzenia. Po atakach Leona rywale byli wręcz bezradni, a potem pochodzący z Kuby przyjmujący posłał z rzędu trzy asy i biało-czerwoni wygrywali 10:3. Zagrywka okazała się kluczem do zwycięstwa w tej partii, bowiem serwisy Janusza i Fornala także przyniosły punkty. 

Słoweńcy obronili trzy setbole – rezerwowy Rok Mozic popisał się skutecznymi atakami, ale zaliczka biało-czerwonych była zbyt duża, by mogło się coś jeszcze wydarzyć w tej partii. Decydujące trafienie zadał Jakub Kochanowski. 

Podopieczni Gheorghe Cretu nie dawali za wygraną, ale to mistrzowie Europy posiadali inicjatywę. Kurek, który przez trzy sety nie mógł wstrzelić się zagrywką, w końcu zaserwował asa i był pewnym punktem w ofensywie. Zanosiło się na kolejne gładkie zwycięstwo, ale Słoweńcy zdobyli cztery punkty z rzędu i doprowadzili do remisu 18:18. 

Atakujący Słowenii Toncek Stern pomylił się na zagrywce, zepsuł atak, a Kochanowski zanotował asa i było już 22:18 dla Polaków. Niestety, w końcówce po jednej z akcji urazu stawu skokowego doznał Mateusz Bieniek i kulejąc opuścił parkiet. Ta przykra sytuacja nie wpłynęła już na wynik, bowiem siatkarze z Bałkanów pogubili się w końcówce i popełnili mnóstwo błędów w ataku. 

Podopieczni Grbicia rywala półfinałowego poznają w poniedziałek późnym wieczorem – będzie nim zwycięzca spotkania Brazylia – Stany Zjednoczone (początek, godz. 21). W innych ćwierćfinałach Włochy zmierzą się z Japonią (13), a Francja z Niemcami (17).

Fornal: cieszymy się, ale to nie jest koniec

„Cieszymy się, ale to nie jest koniec. Ta drużyna ma wyższe aspiracje niż półfinał” – podkreślił przyjmujący Tomasz Fornal.

– Zdajemy sobie sprawę, że zrobiliśmy fantastyczną rzecz, awansując do półfinału igrzysk. Wydaje mi się jednak, że ta drużyna ma wyższe aspiracje, niż sam półfinał

– podkreślił Fornal. 

– Cieszymy się, ale to nie jest koniec

– dodał. 

Wzruszenia nie ukrywał jednak najbardziej doświadczony z Polaków, kapitan Bartosz Kurek, dla którego jest to czwarty turniej olimpijski z rzędu. Bardzo przeżywał każdą trzech wcześniejszych ćwierćfinałowych porażek. 

– Jest przede wszystkim duma z naszej ekipy, która tutaj jest, ale też z tych wszystkich poprzednich drużyn, z którymi byłem na igrzyskach i każdej poprzedniej, która zatrzymywała się na tym etapie. Trudno nam było go przeskoczyć. Teraz nam się to udało, jesteśmy zadowoleni, chwilę się pocieszymy i zaczynamy myśleć o kolejnym spotkaniu

– zaznaczył Kurek. 

Polacy nie prezentowali się najlepiej w fazie grupowej. Awansowali do ćwierćfinału dzięki zwycięstwom nad Egiptem 3:0 i Brazylią 3:2, jednak ich forma była daleka od najwyższej. Szczególnie martwił ostatni przegrany mecz z Włochami 1:3. Atakujący po starciu ze Słowenią został zapytany, czy biało-czerwoni byli pewni, że najlepiej zaprezentują się w ćwierćfinale, najważniejszym spotkaniu nie tylko turnieju w Paryżu, ale ostatnich trzech lat. 

– Nie. Tego nigdy nie wiadomo. Wystarczy wiara, nadzieja, ale pewności nie ma

– zauważył kapitan. 

Aktualni mistrzowie Europy bardzo dobrze otworzyli poniedziałkowy mecz, wyraźnie przejmując inicjatywę i dominując przeciwników. W drugiej partii pozwolili im wrócić do gry, ale od trzeciej ponownie przejęli kontrolę nad przebiegiem spotkania. 

– Zagraliśmy doskonale na początku, później długimi fragmentami też graliśmy bardzo dobrą siatkówkę, ale złamać Słoweńców jest nieprawdopodobnie trudno. Każdy z nas trzynastu dołożył swoją cegiełkę. Nawet bez jednego z nas nie byłoby to możliwe

– podkreślił Kurek. 

Ważny dla Polaków był występ Fornala, który w pierwszym meczu z Egiptem doznał kontuzji stawu skokowego i jego dalsza gra w turnieju stanęła pod ogromnym znakiem zapytania. Fizjoterapeuci doprowadzili go jednak do sprawności, przeciwko Brazylii pojawił się na jedną akcję, natomiast z Włochami zagrał już w dłuższym wymiarze czasu. W ćwierćfinale był kluczową postacią. 

– Wygraliśmy mimo problemów zdrowotnych, które mieliśmy. Ja już w pierwszym meczu skręciłem kostkę, ostatni tydzień to nie był dla mnie łatwy okres. Pojawiało się dużo myśli w głowie. Dlatego to ulga, fajnie, że pomogłem drużynie i dałem jej coś pozytywnego

– stwierdził przyjmujący. 

– To nie jest łatwe, kiedy cztery czy pięć dni w ogóle nie trenujesz, a jedyne, co robisz, to leżysz i masujesz sobie stopę. Tym bardziej cieszę się, że udało mi się pokazać coś pozytywnego i pomóc drużynie w awansie do półfinału

– dodał. 

Kibiców biało-czerwonych może jednak martwić uraz środkowego Mateusza Bieńka, który w samej końcówce starcia ze Słowenią zszedł z boiska kuśtykając. Fornal tuż po spotkaniu nie wiedział jednak, co stało się koledze z zespołu. 

– Nie mam bladego pojęcia, mam nadzieję, że to nic poważnego z kostką. Wiem, co może czuć, bo sam miałem ten problem. Na pewno czekają go na pewno długie godziny u fizjoterapeuty

– powiedział przyjmujący.

Śliwka: to był naprawdę wielki mecz

– Od początku pokazaliśmy dużą agresję i chęć zwycięstwa. Chcieliśmy pokazać przeciwnikom, że jesteśmy żądni wygranej i od samego początku mega skupieni, agresywni w każdym elemencie. Broniliśmy wiele piłek, system blok-obrona wyglądał naprawdę świetnie. Udało nam się trochę ograniczyć Toncka Sterna, główną armatę Słoweńców. To jest jednak zespół, który nigdy się nie poddaje i do końca musimy utrzymać maksymalną koncentrację, tak, aby ten mecz nam nie uciekł

– ocenił Śliwka. 

29-letni siatkarz nie pojawił się w poniedziałek na boisku, komplementował jednak kolegów, którzy jego zdaniem wspięli się na wyżyny swoich umiejętności. 

– Wielkie gratulacje i wielka chwała dla chłopaków, bo to był naprawdę wielki mecz. Nasz najlepszy na tym turnieju

– podkreślił przyjmujący. 

Polacy awansowali do strefy medalowej igrzysk olimpijskich pierwszy raz od 1976 roku. W pięciu ostatnich edycjach imprezy odpadali właśnie w ćwierćfinale. 

– Radość i wzruszenie są wielkie, bo to spotkanie znaczyło dla nas wiele. Wszyscy wiemy, z jakim stresem i z jakimi oczekiwaniami wiązał się ten mecz. Myślę, że po łzach w naszych oczach widać, jak ważne to było dla nas

– zauważył Śliwka. 

Podobnie jak pozostali polscy siatkarze zapowiedział jednak, że biało-czerwoni nie zamierzają się zatrzymywać. 

– Jesteśmy bardzo ambitnymi ludźmi, znającymi swoją wartość i mamy świadomość, że to nie jest jeszcze koniec turnieju

– zauważył Śliwka. 

Słoweńcy byli wyraźnie rozczarowani, jednak już sam awans do ćwierćfinału był sukcesem dla zespołu, który pierwszy raz w historii zakwalifikował się do olimpijskiego turnieju. 

– Cierpieliśmy na początku pierwszego seta, wróciliśmy w drugim, ale wszyscy wiedzą, że Polska walczy bez względu na to, jak jest trudno. Zabrakło nam kilku punktów w ataku

– ocenił trener Słoweńców Gheorghe Cretu, który w sezonie 2021/2022 był szkoleniowcem Grupy Azoty Zaksy Kędzierzyn-Koźle. 

– Już samo to, że tu jesteśmy to dla nas medal. To najmniejszy kraj, który zakwalifikował się kiedykolwiek na igrzyska olimpijskie. Nie tylko po raz pierwszy Słowenia awansowała na ten turniej, ale zrobiła coś, o czym to pokolenie zawodników marzyło od wielu lat

– dodał Cretu.

Ryszard Bosek: Bartek Kurek – wielki człowiek do wielkich meczów

Reprezentację Polski siatkarzy do zwycięstwa w meczu o ćwierćfinał igrzysk olimpijskich poprowadził świetnie dysponowany Bartosz Kurek. „Jest on wielkim człowiekiem do wielkich meczów”- ocenił Ryszard Bosek, mistrz olimpijski z Montrealu.

– Mieliśmy trochę obaw, bo nasi do tej pory grali średnio. W meczu ze Słowenią pięknie zagrał cały zespół. Bardzo fajnie to wyglądało, po prostu pięknie było na to patrzeć

– mówił mistrz świata z 1974 i mistrz olimpijski z Montrealu 1976.

Bosek przyznaje, że po wygraniu pierwszego seta widział w grze reprezentacji ogromną determinację i nawet kiedy Słoweńcy wyrównali po drugiej partii na 1:1, był pewny wygranej. 

– Jak zobaczyłem w jakiej oni są formie, to nie miałem żadnego niepokoju. Widać było, że od samego początku byli bardzo skoncentrowani. Świetnie funkcjonowała obrona i zagrywka. Duża pewność siebie w tych elementach. Wydaje mi się, że Słoweńcy czuli się tak jak my w meczu z Włochami. Nie byli pewni, chyba za bardzo chcieli, ale to tez zasługa naszego zespołu, który grał świetnie i nie pozwolił im rozwinąć skrzydeł

– stwierdził 359-krotny reprezentant Polski w latach 1969-1986. 

Zdaniem Boska porażka w ostatnim meczu grupowym z Włochami i stawka spotkania ze Słowenią mocno nakręciła reprezentantów Polski. 

– Pokazali przede wszystkim charakter. Po przegranej z Włochami udowodnili, że potrafią się skoncentrować i zagrać świetny mecz. To jest bardzo dobry prognostyk na kolejne spotkania. Myślę, że pod względem mentalnym nasz zespół poczuł się teraz jeszcze mocniejszy

– uważa Bosek. 

W reprezentacji Polski świetny mecz rozegrał kapitan Bartosz Kurek. 

– O Bartka baliśmy się bardzo. W poprzednich meczach prezentował się różnie, ale w tym kluczowym pokazał się z jak najlepszej strony, potrafił się skoncentrować. Jest on wielkim człowiekiem do wielkich meczów

– zauważył Bosek. 

Biało-Czerwoni w półfinale zmierzą się ze zwycięzcą ćwierćfinału USA – Brazylia. 

– Nie ma znaczenia z kim zagramy, bo bardzo ważna jest nasza postawa. Jak będziemy tak skoncentrowani na grze jak ze Słowenią, to jestem spokojny o wyniki. Jeśli będzie takie przekonanie mentalnie, że możemy, to nie jest istotne kto będzie po drugiej stronie siatki. Najważniejsza jest nasza gra i od niej wszystko zależy. Oczywiście poprzeczka idzie w górę, bo to czołowa czwórka igrzysk i każdy z tych zespołów marzy o złocie

– zakończył 74-letni Bosek.

Exit mobile version