Na temat tzw. sexafery w gorzowskim WORD-zie, a osobliwie „sposobu” jej wyjaśniania przez Zarząd Województwa Lubuskiego z panią marszałek na czele wypowiedzieli się już nieomal wszyscy (sic!). Pryncypialnie na ogół. Oczywiście, co specjalnie nie dziwi najbardziej powściągliwe(?) były i są tu lokalne i centralne pospołu władze PO, pomijając skandaliczną w treści próbę nacisku na GL w formie pisemnej, uznaną zgodnie za curiozum, absurd i skandal podszyty butą, bezczelnością, a może i nieuctwem(?). Choć podobne wybryki lokalnych polityków tej formacji w przeszłości (vide- straszenie dziennikarzy przez Ciemnoczołwskiego) równie bezczelne, nie wzbudzały aż takich emocji.
Mnie jednak interesują w tych wydarzeniach wątki zwyczajowe, obyczajowe i co by nie rzec… ideologiczne, a nawet prawne, z dziedzictwem PRL-u (homo sovieticus?) w tle. Cóż, niektórzy mają to pewnie w genach! Ciekawe czy owi „działacze” mają świadomość, że powielają metody „nieboszczki” PZPR zarówno w pracy partyjnej (praca za podpis w deklaracji członkowskiej), jak i w sferze obyczajowej? Czy wiedzą np., że zdradzane żony członków PZPR kierowały swoje kroki do odpowiedniego I. sekretarza i to jemu wylewały swoje małżeńskie żale. Ten zaś niezwłocznie wzywał delikwenta „na dywanik”, obsobaczał stosownie i (tu dwa warianty) nakazywał natychmiast zerwać z kochanką lub być bardziej dyskretnym. A ową sexaferą powinny bez zwłoki zająć się co oczywiste, prawnie umocowane instytucje! I tu mój optymizm i radykalizm spotyka się z poważnymi wątpliwościami natury pragmatyczno-prawnej, którym na imię np. chaos w sądownictwie. Nota bene ostatnie oświadczenie szefowej KE zwiastuje w tej materii prawdziwą katastrofę, to przecież przykłady „upartyjnionego” orzecznictwa „rozgrzanych sędziów”, orzekających „na złość” i „wbrew”, już dziś „jeżą włos na głowie”.
Pozwólcie Państwo zatem na kilka refleksji natury ogólnej, a dotyczącej sytuacji prawnej (pro domo sua) wokół dziennikarstwa, nie bez związku z powyższym. Tu bowiem wciąż „króluje” osławiony art. 212 kk, który w założeniach (intencjach) miał chronić osoby publiczne (szarych obywateli też) przed zniesławieniem, pomówieniem etc. w enuncjacjach medialnych. W praktyce zaś stał się „biczem” na dziennikarską wolność słowa, czego przykładów jest bez liku. Jeśli zatem kuriozalne, pachnące swoistym szantażem „postulaty” KE, co warto podkreślić wbrew naszej(!) konstytucji, miałyby zostać zrealizowane, to trwający już chaos prawny zostałby zwielokrotniony do granic … anarchii (!) A wszystko to w atmosferze „dobrych intencji”, które już w praktyce spowodowały efekty odwrotne do zamierzonych. Podobnie rzecz się ma z immunitetami (również sędziowskimi), które jednak warte są odrębnych rozważań, choć wciąż w kontekście mądrej, ludowej proweniencji paremii, że (ponoć) „dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane”.
P.S. Sytuacja medialna w woj. Lubuskim , co warto wiedzieć, to również media „własne” pani marszałek (mistrzyni lansu?) finansowane obficie ze środków publicznych (czyli naszych). I nawet jeśli w Zarządzie Województwa konkurencja w tej materii ostra, to obawiam się czy … Tę kwestie pozostawiam jednak intuicji i wyobraźni Państwa.
fot.Pixabay