Biologia najprościej i najszerzej rzecz ujmując jest największym wrogiem pamięci, tak indywidualnej, jak zbiorowej. Toteż już bardzo niewielu z nas pamięta wprost ten jeden ze sztandarowych pomysłów tzw. realnego socjalizmu (tu prawdziwi socjaliści dostają semantycznej „białej gorączki”), który przy pomocy tytułowego hasła usiłowano wzorem Sowietów, praktycznie implementować w powojennej Polsce. Rzecz skończyła się oczywiście spektakularną klapą, zresztą jak większość zideologizowanych idiotyzmów „made in CCCP”, w zderzeniu z realną (sic!) polską rzeczywistością i oporem społecznej materii.
Ale od czegóż jest historia najnowsza? Jak to swego czasu określił niezawodny Marek Hłasko w swojej literackiej qusi-biografii, cytując Majakowskiego: „Mówimy partia, myślimy Lenin. Mówimy Lenin, myślimy partia”. I tak , co innego myślimy i co innego mówimy. Dziś więc wszelkiej maści „postępacy” (spadkobiercy wszak ideowi i nie tylko komunizmu), nieco tylko mniej radykalni od wyznawców 52. płci i co za tym idzie prawdziwi na tym tle „tradycjonaliści”(?) lansują przeróżne płciowe parytety m. in. w polityce. Nawet nie śmiem się domyślać jaki to swoisty algorytm trzeba będzie wymyślić, żeby pogodzić te nowoczesne i postępowe na wskroś nurty, kiedy spotkają się w jednym ideologicznym i pragmatycznym … kotle. Ponoć nawet sztuczna inteligencja może odmówić współpracy.
Ale skupmy się na rzeczywistości „tu i teraz”, czyli nad skutkami owych płciowych parytetów w polityce np. na listach wyborczych „totalnie postępowych” i demokratycznych jak najbardziej partii. Konsekwencje bowiem tego pomysłu, który w gruncie rzeczy obraża inteligentne i kompetentne kobiety, widać w politycznej reprezentacji w owych wybieralnych gremiach, od parlamentu (o europarlamencie nie zapominając), aż po rady gminne. Zatem spróbujcie Państwo ułożyć sobie taką hierarchiczną (?) listę pań „polityczek” przyjmując jako kryterium jakiś cywilizowany wymiar np. intelektualny, kompetencyjny, etyczny, ideowy lub też wizerunkowy, a najlepiej wszystkie razem. Voila . Kopacz, Thun, Ochojska, Spurek, Adamowicz, Jachira, Kidawa-Błońska, Gajewska, Pihowicz, Leszczyna, Hartwich, etc. Kogoś „ważnego” pominąłem ? Że co, że jestem mizoginem ? Niewykluczone, ale przecież wybiórczym i nie bez przyczyny jak sądzę.
Wracając zaś do historii najnowszej, która w sposób naturalny wspomaga pamięć i dzięki której mogłem przypomnieć to skompromitowane tytułowe hasło, to zawsze warto czytać rzetelnie napisane książki. Rzetelna wiedza w tej materii bowiem należy się w pierwszej kolejności ludziom młodym, ale spełni również rolę przypominającą starszym najważniejsze fakty i idee, gwarantując jednym i drugim odporność m. in. na „odgrzewane” ideologiczne koncepcje. O młodych zadbano (już od września) dzięki nowemu przedmiotowi (Historia i Teraźniejszość, HiT !), do którego podręcznik napisał sam prof. Wojciech Roszkowski, uznany autorytet w dziedzinie historii. Natomiast swoista „awantura’ wokół podręcznika dowodzi jedynie tego, jak był potrzebny. Rzecz jest oczywiście warta odrębnego felietonu, co niniejszym obiecuję Państwu, solennie.
fot.Pixabay