Jesteśmy w finale!

Fot. PAP/Adam Warżawa

Fot. PAP/Adam Warżawa

Polscy siatkarze pokonali reprezentację Stanów Zjednoczonych 3:2 (25:23, 25:27, 14:25, 25:23, 15:13) w półfinale turnieju olimpijskiego. W sobotę w meczu o złoty medal zmierzą się ze zwycięzcą spotkania Włochy – Francja, które rozpocznie się o godz. 20.

Polska – USA 3:2 (25:23, 25:27, 14:25, 25:23, 15:13). 

Polska: Marcin Janusz, Bartosz Kurek, Norbert Huber, Jakub Kochanowski, Wilfredo Leon, Tomasz Fornal – Paweł Zatorski (libero) – Grzegorz Łomacz, Łukasz Kaczmarek, Kamil Semeniuk, Bartłomiej Bołądź. 

USA: Micah Christenson, Matthew Anderson, Taylor Averill, Maxwell Holt, Aaron Russell, Torey Defalco – Erik Shoji (libero) – Micah Ma’a, Garrett Muagututia. 

Biało-czerwoni po 48 latach znów zagrają o złoty medal olimpijski. Po raz ostatni w finale igrzysk zagrali w 1976 roku w Montrealu – wówczas reprezentacja prowadzona przez Huberta Wagnera pokonała Związek Radziecki 3:2. 

Zespół Nikoli Grbica wspierała spora grupa polskich kibiców, na trybunach pojawiła się kobieca reprezentacja, która we wtorek zakończyła swój udział w igrzyskach po porażce z Amerykankami 0:3. 

Biało-czerwoni rozpoczęli mecz bez Mateusza Bieńka, który z powodu urazu stopy nie wystąpi już w turnieju. W wyjściowej szóstce w jego miejsce pojawił się Norbert Huber. Środkowy Jastrzębskiego bardzo dobrze zastąpił kontuzjowanego kolegę, w pierwszym secie zdobył pięć punktów. 

Kłopoty ze skończeniem akcji miał Bartosz Kurek, ale nie zawodził Wilfredo Leon, który kończył niemal wszystkie piłki. Polacy przez niemal całą pierwszą partię prowadzili różnicą kilku punktów (12:8, 20:16), a po kolejnym skutecznym ataku Leona mieli cztery setbole. 

Tymczasem Amerykanie, wykorzystując też błędy biało-czerwonych, obronili trzy piłki setowe, ale w decydującej akcji nie pomylił się Huber. 

W drugiej odsłonie role się trochę odwróciły, ale też przewaga reprezentacji Stanów Zjednoczonych nie była znacząca. Sporo było też błędów z obu stron, ale w ważnych momentach nie mylił się Aaron Russell. Wydawało się, że Amerykanie wygrają dość pewnie, ale przy stanie 19:21 Grbic sięgnął po Bartłomieja Bołądzia, który dołączył do kadry w miejsce Bieńka. Bołądź „na dzień dobry” zaserwował asa i przewaga Amerykanów zmalała do jednego punktu (20:21). Po chwili ataki Tomasza Fornala i Hubera sprawiły, że na tablicy pojawił się wynik remisowy. W końcówce dwa ataki skończył lider Amerykanów Matthew Anderson i po dwóch setach był remis 1:1. 

Podopieczni Johna Spreawa przejęli inicjatywę i polscy siatkarze mieli coraz większe kłopoty w ataku. W połowie seta polskim kibicom zamarły serca, bowiem Marcin Janusz niechcący uderzył Pawła Zatorskiego w obojczyk. Sztab medyczny musiał się zająć libero, który długo nie podnosił się z parkietu. Ostatecznie Zatorski mógł kontynuować grę, tyle że kilkuminutowa przerwa totalnie wybiła biało-czerwonych. Amerykanie ze stanu 13:9 doprowadzili do wyniku 19:11 i oba zespoły mogły już myśleć o kolejnym secie. 

Siatkarze Stanów Zjednoczonych nadal dominowali na parkiecie, ale też popełniali sporo błędów w polu zagrywki i w ataku, dzięki czemu Polacy byli cały czas w grze. Na domiar złego dla zespołu Grbica kontuzji doznał Janusz, ale Grzegorz Łomacz stanął na wysokości zadania. Uraz rozgrywającego najwyraźniej podziałał mobilizująco na jego kolegów, przebudził się Bartosz Kurek, punkty dokładał Leon i Polacy doprowadzili do remisu 16:16. 

Finisz był niezwykle emocjonujący, ale w kluczowych momentach to biało-czerwoni zachowali chłodne głowy. Ważne punkty zdobył Leon, który najpierw popisał się skutecznym atakiem, a po chwili zaserwował asa i Polacy mieli dwie piłki setowe. Russell przedłużył nadzieje swojej drużyny, ale Fornal silnym zbiciem zdobył 25. punkt. 

Tie-break przebiegał po myśli biało-czerwonych, którzy nie wstrzymywali ręki w ataku i prowadzili 8:5 i 11:8. Wprawdzie po asie serwisowym Maxwella Holta było już tylko 11:10, lecz dwukrotnie przytomnie zachował się Jakub Kochanowski, atak skończył Leon i polscy reprezentanci mieli cztery piłki meczowe. Trzy z nich przeciwnicy obronili, ale w najważniejszym momencie spotkania Leon uderzył nie do obrony i biało-czerwoni mogli cieszyć się z awansu do finału. 

Pojedynek o złoty medal zaplanowano na sobotę na godz. 13. Z kolei mecz o trzecie miejsce odbędzie się w piątek o 16.

Ambasada USA: czapki z głów, rewanż w Los Angeles

– Trochę bolało, ale czapki z głów dla Polski! Co za mecz! Rewanż w Los Angeles w 2028

– napisała na platformie X amerykańska ambasada w Warszawie, nawiązując do przebiegu spotkania w stolicy Francji i kolejnej edycji igrzysk, które w 2028 roku gościć będzie kalifornijska metropolia.

Dalsza część tekstu pod tweetem

– Jeeeest! Czekaliśmy na to prawie pół wieku!

– napisał w mediach społecznościowych premier Donald Tusk.

Dalsza część tekstu pod tweetem

Kochanowski: nie ma dla nas czegoś takiego jak limit

– Zrobiliśmy coś wielkiego. To jest niewątpliwe i nie będziemy udawać, że nas to nie obchodzi. Turniej się oczywiście nie skończył, chociaż już zapewniliśmy sobie medal na najważniejszej imprezie dla każdego sportowca i to jest coś wielkiego. To, w jaki sposób wróciliśmy do meczu i wygraliśmy go, pokazuje, że nie ma dla nas czegoś takiego jak limit. Myślę, że następne spotkanie będzie równie trudne, o ile nie trudniejsze. Już dwa razy pokazaliśmy, jaki jest sposób, żeby wygrywać takie mecze

– ocenił Kochanowski. 

– Myślę, że jest to jeden z większych powrotów w historii polskiej reprezentacji. Jeżeli nie był największy, to w top trzy jesteśmy na sto procent

– dodał. 

Biało-czerwoni nie mają szczęścia w paryskich igrzyskach pod względem zdrowia. Już w pierwszym meczu grupowym z Egiptem staw skokowy skręcił Tomasz Fornal, chociaż zdążył wrócić do pełni sprawności na fazę pucharową. W jednej z ostatnich akcji ćwierćfinału natomiast kontuzji stopy doznał Mateusz Bieniek. Uraz okazał się na tyle poważny, że środkowy nie zagra już do końca turnieju. W półfinale na listę zawodników z problemami zdrowotnymi wpisali się Zatorski i Janusz. 

– Mamy trochę pecha w tych igrzyskach, faktycznie. Nie będę kłamał, że nas to nie obchodzi, bo nie jest łatwo, gdy obserwuje się po kolei jednego, drugiego, trzeciego kolegę, który ze łzami w oczach schodzi z boiska przez kontuzję. We wszystkich poprzednich edycjach tej imprezy, o których słyszałem, wszystko szło jak po sznurku, a zawsze kończyło się w ćwierćfinale. W Paryżu cały czas mamy pod górkę, ale cały czas brniemy dalej

– zaznaczył Kochanowski. 

– Bartek (Kurek – PAP) powiedział, że drużyna musi wiele przecierpieć, żeby osiągnąć razem coś wielkiego i jeśli my nie przecierpieliśmy najwięcej ze wszystkich, to ja mam jakieś błędne informacje

– dodał. 

Środkowy zauważył, że nie było jednego momentu, w którym biało-czerwoni zmienili nastawienie. Według niego budowali swoją mentalną przewagę stopniowo. 

– Nie było jednego momentu, w którym byliśmy pod wodą i nagle wskoczyliśmy na swój najwyższy poziom. Pewność siebie budowaliśmy po kolei z punktu na punkt, jedną dobrą akcją, drugą dobrą akcją. Mieliśmy trochę szczęścia, dotknęliśmy w obronie piłki, których normalnie się nie dotyka, mieliśmy kontry, których normalnie się nie kończy, a my kończyliśmy… W odpowiednim momencie Forni (Tomasz Fornal – PAP) wziął na siebie ciężar atakowania, zdobył praktycznie z pięć punktów z rzędu. W momencie, w którym przyszła pewność siebie, od razu wróciła zagrywka i wtedy już wiedzieliśmy, że możemy wszystko

– przyznał 27-letni reprezentant. 

Komplementował kadrowego kolegę Grzegorza Łomacza, który w trudnym momencie zastąpił Janusza na rozegraniu i poprowadził zespół do zwycięstwa. 

– Myślę, że Grzesiu wszedł, zrobił świetną robotę. Odwrócił troszeczkę dystrybucję piłek. Na pewno nie jest to łatwe, wejść w takim meczu, w takim momencie i zagrać tak, jak on to zrobił. Mogę mu tylko pogratulować

– stwierdził środkowy. 

Finał z udziałem biało-czerwonych zaplanowano na sobotę. 

– To będzie, mam nadzieję, spotkanie na najwyższym poziomie. My zrobimy wszystko, żeby utrzymać takie podejście, jak w czterech z pięciu setów półfinału i przez cały ćwierćfinał

– podkreślił Kochanowski.

Zatorski: było źle, nie miałem jeszcze takiego urazu

Paweł Zatorski przysporzył wielu nerwów polskim siatkarzom oraz kibicom, gdy po jednej z akcji trzeciego seta półfinału igrzysk olimpijskich z USA (3:2) nie podnosił się z boiska. Dokończył jednak mecz mimo bólu. „Było źle. Nie miałem jeszcze takiego urazu” – przyznał libero.

Zatorski doznał urazu w trzecim secie po zderzeniu z rozgrywającym Marcinem Januszem. Polscy siatkarze, a także wszyscy kibice biało-czerwonych zgromadzeni w hali, na chwilę wstrzymali oddech, po czym zaczęli głośno skandować „Paweł Zatorski, Paweł Zatorski”, bowiem libero długo nie podnosił się z boiska. Ostatecznie wstał i grał dalej, chociaż przy każdym odbiciu piłki na jego twarzy widać było grymas bólu. 

– Było źle. Nie miałem jeszcze takiego urazu, do tej pory nie czuję dwóch palców. Każde dotknięcie piłki po tym zderzeniu nie było łatwe, ale wiedziałem, że gdybym zszedł z boiska raz, to już bym na nie nie wrócił

– przyznał libero, który najprawdopodobniej doznał wybicia barku. 

– Nie potrafię ocenić tego uczucia, mam nadzieję, że jest na swoim miejscu. Obstawiam, że mógł się z niego wydostać na chwilę. Wiem, że jestem pod opieką fantastycznych ludzi, w których wierzę. Bardzo nam zawsze pomagają

– dodał, komplementując fizjoterapeutów reprezentacji. 

Po meczu w strefie wywiadów stanął jednak przed dziennikarzami ze wzruszeniem widocznym na twarzy. Bardzo cieszył się z awansu do finału w wielkim stylu. 

– Widać w nas było emocje, ale jeszcze jeden krok został nam do zrobienia, więc musimy szybko zejść na ziemię i pozbierać się do kupy. Widać było, że przeżywaliśmy w tym spotkaniu wiele trudnych chwil, mam nadzieję, że zbierzemy się po raz kolejny i powalczymy o złoto

– powiedział libero. 

Zatorski ma dwa dni na odpoczynek, bowiem finał z udziałem biało-czerwonych zaplanowano na sobotę.

Prygiel: paradoksalnie urazy nam chyba „pomogły”

– Nastroje po meczu są wyśmienite. Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem, bo nasza drużyna pokazała ogromny charakter. Oczywiście wynik jest najważniejszy i cieszy awans do finału, ale to z jakiej opresji wyszliśmy i w jakim stylu, to jest to. Jest to ogromna umiejętności w trakcie meczu tak zmienić mentalnie jakość gry i determinację. W tak ciężkim momencie i przeciwko tak doświadczonej drużynie i w meczu o taką ogromną stawkę

– mówił Prygiel, który w latach 1996-2007 rozegrał 136 meczów w reprezentacji Polski. 

Zdaniem byłego atakującego reprezentacja Polski, z którą wystąpił m.in. na igrzyskach olimpijskich w Atlancie 1996 i mistrzostwach świata w Argentynie 2002, ważną rolę odegrała… kontuzja rozgrywającego Marcina Janusza. 

– Paradoksalnie urazy nam chyba „pomogły”. Mam na myśli uraz Marcina Janusza, ale nie dlatego, że grał źle, ale inaczej zaczął grać Grzegorz Łomacz. Troszkę postawił na innych zawodników, zwiększył dystrybucję w kierunku Tomka Fornala, który wskoczył na mega obroty charakterologicznie, emocjonalnie i jakościowo. Łomacz zaczął grać więcej krótkiej, a ta determinacja w drużynie bardzo wzrosła. Nie graliśmy prostej siatkówki, tak jak w poprzednich setach szukając najczęściej Wilfredo Leona i Bartka Kurka. Zaczęliśmy grać całą drużyną. Potrzebowaliśmy w takim meczu wszystkich zawodników i Łomacz to spowodował

– podkreślił Prygiel. 

Prygiel, który jest prezesem PSG Stali Nysa, półfinałowy mecz oglądał w gronie sztabu szkoleniowego klubu z Opolszczyzny. 

– Zgodnie mówiliśmy, że jak wyciągniemy tego czwartego seta, to będziemy mieli ogromną przewagę mentalną. Było to też widać po twarzach zawodników Stanów Zjednoczonych i pewnych reakcjach, że ta jakby ich pewność znikała, a u nas się pojawiała coraz większa. Byliśmy niemal pewni, że po wygraniu 4. seta zwyciężymy też w tie-breaku i to się sprawdziło

– stwierdził Prygiel. 

Jak może wyglądać mecz finałowy w wykonaniu reprezentantów Polski? 

– Mecz meczowi nierówny. Myślę, że w tej chwili będzie bardzo ważna regeneracja, bo to było widać, że ogrom zdrowia ten półfinał kosztował i emocji mentalnych i fizycznych nasza drużynę. Zespół pokazał, że jest ekipą zdeterminowanych walczaków i żaden wynik im nie straszny. Zresztą nasze sukcesy z ostatnich lat zasługują na ogromny szacunek u przeciwników. Myślę, że nasi chłopcy, tak jak dziś pokazali, staną na wysokości zadania. Nie będzie to łatwy mecz, od ćwierćfinału tekich już nie ma. Jesteśmy tak zahartowani i tak umiemy grać z presją i dawać sobie radę w ciężkich momentach, jak mało która obecnie drużyna

– zaznaczył Prygiel, którego martwią nieco kontuzje w drużynie. 

– Tracimy drugiego bardzo ważnego zawodnika. Najpierw Mateusz Bieniek, teraz Marcin Janusz, którego kontuzja może wykluczyć z gry. Jesteśmy tak pokiereszowani, że mamy tylko dwóch środkowych i jednego rozgrywającego. Nie wiadomo jak to się skończy z Pawłem Zatorskim, ale sukces rodzi się bólach i nasza drużyna mam nadzieję to udowodni

– stwierdził Prygiel. 

Rywala reprezentacja Polski pozna po wieczornym meczu Francja – Włochy. 

– Włosi grali bardzo dobrze w grupie, w ćwierćfinale już na dużym szczęściu. Patrząc na mecz Włochy – Japonia wydaje mi się, że nie zasłużyli tak do końca na półfinał. Wierzę w coś takiego jak sprawiedliwość sportowa, więc wydaje mi się, że Włosi nie zdobędą złotego medalu, więc wolałbym jednak grać z nimi, bo my zasłużyliśmy na ten finał

– ocenił Prygiel.

Polacy po raz drugi w finale

Polscy siatkarze po wygranej z USA 3:2 po raz drugi awansowali do finału igrzysk olimpijskich. Poprzednio grali w decydującym spotkaniu w 1976 roku, kiedy pokonali ekipę ZSRR 3:2 i sięgnęli po złoty medal. 

To był jedyny spośród wcześniejszych 10 występów olimpijskich, który zakończyli na podium. Teraz zapewnili sobie co najmniej srebro. 

Blisko medalu byli jeszcze w 1980 roku, kiedy w Moskwie zajęli czwarte miejsce. 

Już w Paryżu przełamali „klątwę ćwierćfinału”, bo na tym etapie zakończyli pięć poprzednich igrzysk – od Aten do Tokio.

Wyniki polskich siatkarzy w igrzyskach:

1968, Meksyk – 5. miejsce (turniej miał wówczas formułę „każdy z każdym”)
1972, Monachium – 9. miejsce
1976, Montreal – złoty medal
1980, Moskwa – 4. miejsce
1996, Atlanta – faza grupowa
2004, Ateny – ćwierćfinał
2008, Pekin – ćwierćfinał
2012, Londyn – ćwierćfinał
2016, Rio de Janeiro – ćwierćfinał
2021, Tokio – ćwierćfinał
2024, Paryż – ?

Francuzi rywalami Polaków w finale

Francuzi będą rywalami polskich siatkarzy w sobotnim finale turnieju olimpijskiego. W półfinale gospodarze igrzysk pokonali Włochy 3:0 (25:20, 25:21, 25:21).

We wcześniejszym spotkaniu półfinałowym Polska wygrała ze Stanami Zjednoczonymi 3:2 (25:23, 25:27, 14:25, 25:23, 15:13). 

W piątek o godz. 16. Amerykanie w meczu o brązowy medal zmierzą się z Włochami. Finał Polska – Francja rozegrany zostanie w sobotę o godz. 13.

Exit mobile version