U marszałka Grodzkiego nie wykryto covida 19. Mogłoby się wydawać, że taki komunikat nie powinien wzbudzać żadnych emocji, bo stwierdza tylko fakt oparty na wynikach testu. A jednak wzbudza pieruńskie emocje. Jedni, w tym sam marszałek, odetchnęli z ulgą, drudzy – wprost przeciwnie, mają dla niego coronavirus wish. Nawet w kręgach jego zwolenników przeważa opinia, że zrobił on już tyle siary i lepiej byłoby gdyby wziął d…pę w troki i usunął się ze stanowiska.
Nie da się ukryć, że epidemia tej francy nieoczekiwanie wprowadziła walkę polityczną na wyższy level. Otworzyły się nowe, finezyjne możliwości jej prowadzenia i dalszego umacniania. Wystarczy kreatywnie rozwinąć i wprowadzić w życie politycznie patent pewnego ojca z Bolesławca, który doniósł służbom, że córka jest chyba zarażona koronawirusem. Policja zareagowała natychmiast i energicznie przystąpiła do poszukiwania 21-latki. Zatrzymała ją na stacji paliw i ciupasem odstawiła do szpitala. Przebadali, przetestowali ją i puścili do domu z rozpoznaniem banalne: zapalenie krtani.
Jeśli ojciec może ze złości podkablować córkę, to pewnie doniesienie łapiduchom, że wirusa złapał jakiś przedstawiciel opozycji – targowicy lub polityk obozu rządowego jest także do pomyślenia i będzie w porządku. Wyobraźmy sobie, że jakiś wierny słuchacz Radia Zachód podzielił się z inspektorem sanitarnym troską o zdrowie takiego ważnego członka zarządu województwa jak Marcin Jabłoński. Po wykonaniu tego „obywatelskiego obowiązku” do akcji weszłaby policja, która zatrzymałaby naszego czynownika. Gdyby się opierał, to siłą wyciągnęliby go z luksusowej służbowej limuzyny za 175 tys. i zamknęli w szpitalu.
Na pewno taki „numer” nie przeszedłby bez echa i musiałby w Lubuskiem wywołać burzliwą reakcję. Pospekulujmy sobie jeszcze: pomniejszy działacz PO, ot, choćby taki jak Sebastian Ciemnoczołowski, zakapował wojewodę lubuskiego Władysława Dajczaka. Mógłby on zwrócić się do służb z apelem o natychmiastowe odizolowania rządowego urzędnika od społeczeństwa argumentując, że nie da się wykluczyć, iż transmituje on chorobę. Na takie dictum, w rewanżu, poszłoby zawiadomienie, że na przykład senator Wadim Tyszkiewicz zdradza objawy choroby COWID-19, bo zachowuje się jakby miał gorączkę i suchość w gardle. Można by w nieskończoność mnożyć przykłady wielkich działaczy, których da się fałszywie posądzić o zarażenie. Nawet jeśli użycie pałki koronawirusa w walce politycznej spowoduje wzajemne „wyniszczenie” i czasowo wyeliminuje wielu polityków, to nic dobrego z tego nie wyniknie dla społeczeństwa. Gdyby bowiem utrwalił się – ku uciesze narodu – taki modus operandi, to walka polityczna przeniosłaby się z parlamentu, telewizji i Internetu do szpitali zakaźnych. Tego chcieć nie możemy, bo gdy w szpitalach pełno będzie VIP-ów, to dla „Polaków-szaraków” nie będzie już wolnych łóżek.
Kiedy przeczytałem, że w Wałbrzychu pacjentka z temperaturą i kaszlem uciekła ze szpitala, gdyż potrzebowała nabyć drogą kupna alkohol na stacji benzynowej, gdy już nasyciłem się przypadkiem faceta, który dobrowolnie zgłosił się do zakopiańskiego szpitala wyznając, że bez zahamowań spożywał alkohol z Portorykańczykiem i z tego powodu może być zarażony, kiedy na koniec dowiedziałem się, że ojciec zakapował córkę fałszywym podejrzeniem koronawirusa, to dałem sobie spokój z „poważnym” felietonem. Napisałem za to właśnie ten, choć najpierw chciałem o możliwościach odbudowania polskiej wspólnoty w czasach zarazy. Mam jednak nadzieję, że czytelnicy zgodzą się, iż dogłębne przeanalizowanie korelacji między piciem wódki z Portorykańczykiem a szalejącą epidemią, stwarza autorowi wspaniałą perspektywę i ukazuje nieoczekiwane konteksty. Przede wszystkim te wzmiankowane zdarzenia dowodzą, że nasze potoczne życie, na przekór tragediom i niedostatkom, wypełnia optymistyczny duch. Jego siła sprawia, że życie nie tylko przerośnie kabaret, ale także i epidemię.
Na koniec chcę podkreślić, że zdaję sobie sprawę z tego, iż potrącanie w tym tekście ważnego wojewody i wpływowego senatora to jak szarpanie za wąsy śpiącego tygrysa. Ale niech tam, powiem jak Hawranek w czeskim dowcipie: ja sen ne boim, ja mam take virus. Przyznaję się do tego bez bicia, chcąc uprzedzić ewentualny donos na mnie radnych wojewódzkich, dajmy na to panów Wierchowicza i Jędrzejczaka.
Rafał Zapadka (10.03.20)
fot.Pixabay