Życie jak rzeka w chińskim porzekadle przynosi z prądem nie tylko trupy naszych wrogów, ale obiekty równie wstrząsające i wyprowadzające z błogostanu, o który w covidowej rzeczywistości tak trudno. Kontynuując powyższą metaforę, chcę się pochwalić, że jako porzekadłowy obserwator siadłem, nie całkiem bezinteresownie, nad wartkim strumieniem lubuskiej sejmikowej debaty o osiągnięciach zarządu. Chwalę się, bo to zajęcie wykraczające doznaniami daleko poza zdolności przetrwania osoby niewprawionej w obserwacji tego rodzaju zjawisk homosferycznych.
Nad sejmikową homosferą, szczególnie nad sektorem ponowocześnie obywatelskim powiewają transparenty z hasłami o konstytucji i konstytucyjnym porządku, a także gromko stamtąd rozbrzmiewa chóralne skandowanie o tym co na transparentach. Jak rozumiem, że łatwiej o konstytucji skandować, jak to co się skanduje rozumieć, nie mówiąc już o samej konstytucji. Rozumiem także i to, że jak centrala każe, to partyjne doły muszą. Bez dyskutowania nad sensem poleceń. Jednak to, że ja i sporo innych osób to rozumie, nie oznacza, że wszyscy muszą. W kwestii rozumienia świata na szczęście panuje pluralizm i można bez krępacji być, albo mądrym albo głupim.
Tym niemniej wrażliwość na rozumienie konstytucji stała się impulsem, który jak szok elektryczny z defibrylatora reanimował konstytucyjne dylematy, skryte pod sejmikową pragmatyką, trzymania opozycji za pysk. I w temacie ocena działalności bieżącej zarządu województwa do głosu doszedł imperatyw ładu konstytucyjnego. Wyrwał się co prawda przypadkowo jak filip (czyli zając) z konopi, ale już po chwili był szarżującym bykiem. A wszystko zaczęło się od pytania o przygotowanie do negocjacji z rządem w kwestii kasy dla Lubuskiego. Na co urzędująca władza, pochwaliła się, że ma świetną i na dokładkę tanią promocję, i że rozmawia z w tej sprawie z senatorem Tyszkiewiczem i marszałkiem Grodzkim, zwanym złośliwie, choć nie bez racji, Kopertnikiem. Ale to widać nie zadowoliło pytających, bo w ripoście na tę autopochwalną tyradę, ze strony opozycji sejmikowej padła sugestia, że warto rozmawiać w tej sprawie jednak z rządem mimo, że to trudna sztuka.
Ale kiedy sugestia powyższa przeszła do frazy, że nie warto Pani Marszałek odgrywać roli Joanny d’Arc, na arenę wkroczył poseł Sługocki i podpalił stos zdaniem o pięknym różnieniu się, po czym przeszedł do douczania pisowskiej sejmikowej szarańczy, w kwestii kultury dialogu. Na to, już nie wiem kto, przytoczył wiekopomną wypowiedź Pani Marszałek, że ona władzy pisowskiej w Warszawie dla pozyskania kasy dla Lubuskiego kłaniać się nie będzie. Ale zamiast zachwytu, wywołało to pytanie o konkrety sukcesów na polu walki z rządem. I tu nieoczekiwanie padł niczym 10 tonowy kloc betonu argument. A droga S3? Na obrońcach Pani Marszałek ów argument, zrobił takie wrażenie, że zapomnieli wspomnieć o całej liście licznych sukcesów, których autorami jest rządząca regionem władza. Szczęśliwie czujnością wykazał się radny Marcinkiewicz z Gorzowa, który wystrzelił niczym salwa z Katiuszy, że Lubuski Urząd Marszałkowski jest najlepszym urzędem samorządu wojewódzkiego w Polsce.
W tym momencie naszła mnie refleksja, że pora wrócić do błogostanu. Czego i Państwu życzę. A rzeka życia niech sobie płynie niosąc każdemu, coś ciekawego. A najlepiej trupy wrogów.
Tekst: Krzysztof Chmielnik
fot. Pixabay