Bodaj Jerzy Lec, geniusz krótkosłowia, autor refleksji, że „Ciasnota umysłowa rozszerza się”, jakże pasującej do bieżącej sytuacji, zauważał „Kałuże udające głębię”, a także donosił o takich, którzy znajdując się na dnie, słyszeli pukania od spodu.
Żywotność spuścizny Jerzego Leca tym cenniejsza, że w miarę rozwoju opozycji wydaje się ona coraz bardziej poręczna do intelektualnego użytku. Nie opuszcza mnie bowiem domniemanie, szczególnie po wypowiedziach Rafała Trzaskowskiego i Borysa Budki, że groteskowe pogłębianie dna na jakim znalazła się ich formacja prowokowane jest poszukiwaniem owych głosów dobiegających spod niego.
Ja życzę im sukcesów, bo dla dobra naszego kraju, im głębiej się zakopują tym lepiej. Lepiej, bo to gremium tapla się w swoim intelektualnym bajorku, jak owsiakowa gimbaza w błotku podczas indoktrynacji twórczą ideą „róbta co chceta” w Kostrzynie nad Odrą. Jest jednak w tym pogłębianiu dna pewien optyczny szkopuł. Bo im głębszy dół, tym mniej widać z tego co na zewnątrz. I aby nie przedłużać wywodu – reguła „głębiej kopiesz, mniej widzisz” dobrze pasuje do stanu ugrupowania, które wymyśliło liczbę 276, jako K2 talentów intelektualnych.
I do tego dołu wskoczyła ostatnio Grupa Discovery, która za niepowodzenia biznesowe i spadającą oglądalność, wini rzecz jasna, no bo niby kogo ma winić nieudacznik za swoją nieudaczność, PiS, zwany w tym kanale bolszewią, a w przypływie łaski Białorusią. A ponieważ do głębi, którą pod sobą wykopała grupa 276, trudno jest nadawać, w ramach więzi z odbiorcą, Grupa Discovery oplakatowała się czarnymi memami i nie zatruwa Polaków hejtem i kłamstwem całą dobę. Jeśli choć przez dobę, to i tak zysk. Miliony normalnych mają nieco komfortu.
Krety, ślepe rzecz jasna, ale czułe na tektonikę, dobrze wiedzą kto pod kim kopie doły, a kto sobie sam majstruje przy mogile, donoszą, że Grupa Discovery zwija się i szykuje się do opuszczenia nas niczym onegdaj Wojska Radzieckie. I dlatego redukuje na potęgę swoje lokalne siły propagandowe, pogrążając w smutku tych od 276. Bo wybitni propagandziści kanału mieli stosowne dla Rafała i Budki pytania. Nie pytali co z szambem wylewającym się do Wisły, ani o koncepcję ogrzewania powietrza Warszawiakom ciepłem z sieci ciepłowniczej, o kierowców komunikacji miejskiej na amfie i takich rozmaitych złośliwych pytań jakie zadawała im bolszewia w telewizji publicznej. W publicznej już będzie pod górkę.
Iluzja, że można odnieść medialny, a co za tym idzie biznesowy sukces w ścisłym związku z jedną wybraną partią, wydaje się dosyć gierkowski. Bo nawet jak się ma monopol, jak za Urbana, to można nie mieć widzów. Inną iluzją jest wiara, że Panie Olejnik, czy Pieńkowska mogą żyć wiecznie, mimo że z roku na rok wyglądają coraz młodziej. Kanał w którym obie panie błyszczą niczym perły rzucone przed pisowską tłuszczę, jako projekt agenturalny zwija się. Zwija się dosyć głupio jak kogucik na wiagrze w ostatnim porywie prokreacyjnej możliwości. Grozi piąstką władzy i telewizji publicznej.
A nieutuleni w żalu telewidzowie, nieco wygłupieni, przez jakiś czas będą złorzeczyć, a potem z nudów, bo jak tu żyć bez telewizji, przełączą się na dostępne kanały, w których dostrzegą inną rzeczywistość. Może ją polubią, a może nie. Bo rzeczywistość nie ma obowiązku podobać się każdemu.
Tekst: Krzysztof Chmielnik
Fot. Pixabay