W prowadzonej przez Zgromadzenie Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu szkole krawieckiej w Warszawie podczas niemieckiej okupacji zakonnice uratowały kilkanaście żydowskich dziewcząt. Wszystkie przeżyły wojnę. Siostry nie pytały dziewcząt o religię czy światopogląd, najważniejsze było ratowanie ludzkiego życia – powiedziała PAP s. Karolina Łuczak.
Ratowały życie innym, kosztem własnego
24 marca obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Polaków Ratujących Żydów. Wśród odznaczonych medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata jest nazaretanka – siostra Eutalia Jadwiga Wismont, która wraz z innymi zakonnicami w czasie II wojny światowej z narażeniem życia niosła pomoc żydowskim dzieciom. Zgromadzenie poszukuje członków jej rodziny, ponieważ tylko krewni mogą odebrać order z Yad Vashem.
– Siostry nie pytały dziewczęta żydowskie o ich religię czy światopogląd. Najważniejsze było uratowanie ludzkiego życia
– powiedziała PAP rzeczniczka zgromadzenia sióstr nazaretanek s. Karolina Łuczak.
Zaznaczyła, że „wszystkie żydowskie dzieci, które trafiły do klasztoru sióstr nazaretanek, przeżyły wojnę”.
Powiedziała, że od pierwszych dni II wojny światowej siostry w warszawskim klasztorze zaangażowały się w działalność konspiracyjną ukrywając żołnierzy i cywilów z Polskiego Państwa Podziemnego, a następnie pomagając w przerzucaniu ich na Węgry.
– W szkole ukrywane były córki polskich żołnierzy i działaczy politycznych, którzy znajdowali się na czarnych listach Gestapo. W pewnym momencie zakonnice zaczęły także pomagać rodzinom żydowskim ukrywając w szkole dziewczęta, zaś młodsze dzieci przenosiły do innych zgromadzeń zakonnych, które prowadziły ochronki czy domy dziecka. Zdarzały się sytuacje, że chcąc uratować życie młodszym dzieciom przekazywały je zaprzyjaźnionym rodzinom, dzięki czemu łatwiej było je ocalić
– powiedziała s. Karolina.
Poinformowała, że pierwsze Żydówki trafiły do klasztoru w Warszawie już w 1940 r. Przeważnie pochodziły z Lwowa, Łodzi, Płocka i stolicy a więc z miast, w których hitlerowcy otwierali getta.
– Wiem o kilkunastu uratowanych dziewczętach żydowskich. Zgromadzenie nie zna jednak pełnej listy uratowanych dzieci żydowskich. Siostry były bardzo ostrożne, więc nie prowadziły w tamtym czasie pełnej dokumentacji. Część dziewcząt miała fałszywe dokumenty. Informacje, które posiadamy pochodzą z ocalałych z tamtych czasów dokumentów, pamiętników oraz wspomnień i listów pisanych przez absolwentki oraz siostry, które dopiero po latach od zakończenia wojny wspominały czas okupacji
– powiedziała s. Łuczak.
Wspomniała, że „niektóre z uratowanych dziewcząt do śmierci nie przyznawały się do swoich żydowskich korzeni”.
– Wiemy o nich jedynie z relacji tych, które utrzymywały po wojnie kontakty z naszymi siostrami
– dodała.
– Wśród uczennic i sióstr w tamtych czasach panowała pewnego rodzaju zmowa milczenia. Nikt nie mówił, że wśród Polek ukrywają się Żydówki. Część z nich pochodziła z rodzin wyznających judaizm, inne z małżeństw mieszanych. Były w tym gronie także osoby niepraktykujące
– powiedziała s. Karolina.
– Ostatnią maturę ukrywane przez nasze zgromadzenie dziewczęta żydowskie zdały w 1945 r. już w Kielcach. Przed powstaniem zabrałyśmy je z Warszawy na wakacje do wynajętego pod miastem domu, w ten sposób udało im się przeżyć najkrwawsze dni w stolicy
– wyjaśniła.
Przed wojną Zgromadzenie Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu prowadziło w Warszawie szkołę powszechną, gimnazjum i liceum. W czasie okupacji można było prowadzić tylko szkoły powszechne i zawodowe, więc zakonnice założyły szkołę krawiecką, aby pod jej przykrywką prowadzić tajne nauczanie dla dziewcząt i przygotowywać je do matury. Natomiast na parterze naszego budynku mieszkało blisko 700 uchodźców przesiedlonych ze Wschodnich terenów.
Przyznała, że mając kontakty z Polskim Państwem Podziemnym siostry bardzo często były ostrzegane przed planowanymi przez Gestapo kontrolami.
– W związku z tym, że nasz budynek był bardzo duży siostry opracowały razem z dziewczętami system działania w sytuacji wizyt niemieckiego okupanta. Chowano wówczas za klauzurę podręczniki oraz starsze dziewczęta, które swoim wyglądem nie pasowały już do osób mogących uczęszczać do szkół, a na ławkach rozkładano kosze z materiałami i przyborami do szycia
– powiedział zakonnica.
Przyznała, że niektóre z dziewcząt żydowskich nigdy nie opuszczały budynku internatu, dlatego siostry udostępniały im swój klasztorny ogród, aby tam mogły korzystać ze świeżego powietrza.
W czasie okupacji przełożoną warszawskiej wspólnoty sióstr nazaretanek oraz oficjalnie właścicielką szkoły krawieckiej, w której siostry prowadziły tajne nauczanie i chroniły dzieci żydowskie była s. Eutalia Jadwiga Wismont. W styczniu 2023 r. została ona odznaczona medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.
Wśród zakonnic, które wówczas niosły pomoc dzieciom żydowskim oprócz s. Eutalii Wismont są także: s. Amabilis Maria Filipowicz, s. Ezechiela Janina Szupenko, s. Florencja Irena Jankowska, s. Izabela Jadwiga Machowska i s. Lauretana Barbara Gumowska. Ich imiona upamiętnia tablica na budynku warszawskiego klasztoru.
Zginęli, bo ukrywali Żydów – 80 lat temu Niemcy zamordowali rodzinę Ulmów
24 marca 1944 roku w Markowej Niemcy rozstrzelali Józefa i Wiktorię Ulmów oraz siedmioro ich dzieci – jedno nienarodzone. Razem z nimi zginęło ośmioro Żydów, których Ulmowie ukrywali na strychu domu.
Markowa była dużą czteroipółtysięczną wsią w przedwojennym województwie lwowskim, obecnie podkarpackim. To tam 2 marca 1900 roku w rodzinie chłopskiej urodził się Józef Ulma. Ukończył czteroklasową szkołę powszechną, później szkołę rolniczą. Był sadownikiem, jako pierwszy założył we wsi szkółkę drzew owocowych. Miał też pszczoły i hodowlę jedwabników. Książki i aparat fotograficzny, którym uwieczniał życie mieszkańców, lokalne uroczystości, a później chętnie robił zdjęcia swojej rodzinie.
Ożenił się, gdy miał 35 lat z młodszą o 12 lat Wiktorią Niemczak, która również ukończyła szkołę powszechną, a następnie kursy Uniwersytetu Ludowego w pobliskiej Gaci. Szybko doczekali się potomstwa. Już rok później przyszedł na świat ich pierwszy syn Stanisław. Później Barbara, Władysław, Franciszek, Antoni i Maria. Chcieli wyprowadzić się z Markowej do Wojsławic (wieś na Ukrainie), gdzie kupili 5 hektarów ziemi, ale wybuchła wojna.
Nieznane są okoliczności, ale prawdopodobnie pod koniec 1942 roku Wiktoria i Józef przyjęli pod swój dach ośmioro znajomych Żydów: Saula Goldmana i jego czterech dorosłych synów: Barucha, Mechela, Joachima i Mojżesza, dołączyły do nich także dwie córki oraz wnuczka Chaima Goldmana z Markowej: Lea Didner z córką o imieniu Reszla oraz Gołda Grünfeld.
Ponieważ dom Ulmów na uboczu, Żydzi pomagali Józefowi w codziennych pracach. Zachowało się zdjęcie zrobione przez Józefa Ulmę, na którym widać Goldmanów przy cięciu i rąbaniu drewna na opał. Wiadomo też, że Józef z Goldmanami zajmował się garbowaniem skór, które sprzedawał, żeby zarobić na życie. Żydzi i Ulmowie żyli razem przez około piętnaście miesięcy. Do poranka 24 marca 1944 roku. Zdradził ich granatowy policjant Włodzimierz Leś, który wcześniej pomagał rodzinie Saula Goldmana ukrywać się w Łańcucie.
Do Markowej przyjechało pięciu żandarmów i od czterech do sześciu granatowych policjantów. Operacją dowodził szef posterunku żandarmerii w Łańcucie, porucznik Eilert Dieken. Najpierw zastrzelono Żydów. Następnie 44-letniego Józefa Ulmę i jego 32-letnią żonę Wiktorię. Ekshumacja po masakrze wykazała, że Wiktoria na skutek przeżyć zaczęła rodzić. Na końcu Niemcy zabili dzieci. Najstarsze z nich miało 8 lat, najmłodsze 1,5 roku.
Po egzekucji Niemcy zrabowali majątek Ulmów. Kilku mieszkańcom wsi kazali zakopać w dołach koło domu ciała rozstrzelanych. Na koniec urządzili sobie libację. Kilka dni później mieszkańcy Markowej pod osłoną nocy wydobyli z grobów ciała, złożyli w trumnach i pochowali w tym samym miejscu. W styczniu 1945 roku ciała rodziny Ulmów zostały ekshumowane i przeniesione na miejscowy cmentarz parafialny. Dwa lata później ekshumowano ciała Żydów i pochowano je na cmentarzu w Jagielle-Niechciałkach.
Jedynym żandarmem osądzonym za zbrodnię z Markowej był Josef Kokott. W 1958 roku rzeszowski sąd skazał go na karę śmierci, którą następnie zamieniono na dożywocie. Po zmianie przepisów kara została zmniejszona do 25 lat pozbawienia wolności. Zmarł w bytomskim więzieniu w 1980 roku.
Granatowy policjant Włodzimierz Leś został osądzony i ukarany przez Polskie Państwo Podziemne – 11 września 1944 roku wykonało na nim wyrok śmierci.
Dowódca żandarmów, Eliert Dieken, który wydał rozkaz rozstrzelania Ulmów i Żydów, nigdy nie poniósł odpowiedzialności za zbrodnię w Markowej. Po wojnie został policjantem w Esens w Dolnej Saksonii. Zmarł w 1960 r. z przyczyn naturalnych jako szanowany obywatel, zanim zainteresował się nim polski wymiar sprawiedliwości.
Wiktoria i Józef za ratowanie Żydów zostali w 1995 roku uhonorowani pośmiertnie tytułem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. W 2003 roku rozpoczął się proces beatyfikacyjny rodziny Ulmów. Papież Franciszek włączył ich do grona błogosławionych 10 września 2023 roku.
Dalsza część tekstu pod zdjęciem
Fot. PAP/Łukasz Gągulski/Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej
24 marca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką
W krajach znajdujących się pod okupacją niemiecką wszelka pomoc Żydom była karana. Jednak na ziemiach polskich, w odróżnieniu od krajów Europy Zachodniej, za wszelką pomoc Żydom karano śmiercią. 15 października 1941 r. Hans Frank, generalny gubernator części okupowanych przez Niemców ziem polskich, wydał rozporządzenie wprowadzające na terenie Generalnego Gubernatorstwa karę śmierci dla Żydów, którzy opuścili bez zezwolenia teren getta, oraz dla Polaków udzielających im pomocy. Na mocy tego rozporządzenia wszelka pomoc świadczona Żydom przez ludność polską miała być karana śmiercią.
Dzień upamiętniający tych, którzy z narażeniem życia nieśli pomoc Żydom, został ustanowiony z inicjatywy prezydenta Andrzeja Dudy w 2018 r. Jest wyrazem czci dla wszystkich obywateli polskich – niezależnie od narodowości – którzy pomagali Żydom poddanym ludobójczej eksterminacji przez niemieckich okupantów. Wybór daty nawiązuje do dnia, w którym Niemcy zamordowali w Markowej rodzinę Ulmów. 24 marca 1944 r. życie stracili Józef Ulma, jego ciężarna żona Wiktoria, ich szóstka dzieci (oraz jedno nienarodzone), a także ośmioro ukrywanych przez polską rodzinę Żydów z rodzin Didnerów, Grünfeldów i Goldmanów.
Przebieg zbrodni z 24 marca jest znany z relacji woźniców, którzy na rozkaz żandarmerii niemieckiej mieli pomóc w transporcie do Markowej. Każdy był z innej wsi, nie było nikogo z Markowej. Żaden nie znał powodu wezwania. W pobliże położonego nieco na uboczu wsi domostwa Ulmów Niemcy dotarli przed świtem. Chwilę później Niemcy wtargnęli do budynku. Padło kilka strzałów. Jako pierwsi, jeszcze podczas snu, zginęli dwaj bracia Szallowie i Gołda Goldman. Wtedy rozkazano zawołać furmanów. Mieli być świadkami kolejnych zabójstw. Przed dom wyprowadzono i zastrzelono Józefa Ulmę i jego żonę Wiktorię. Kobieta była w zaawansowanej ciąży. Po zamordowaniu Ulmów, wśród krzyku ich dzieci, Niemcy zastanawiali się, co z nimi zrobić.
Ostatecznie Dieken zadecydował, że je także należy zabić. Trójkę lub czwórkę dzieci zabił pochodzący ze Śląska Opawskiego 23-letni Josef Kokott, który po zajęciu Czechosłowacji przez III Rzeszę „przyjął” narodowość niemiecką. Mordowanie 16 osób trwało kilkadziesiąt minut. Zabijali niemieccy żandarmi, policjanci granatowi byli obstawą. Dom został rozgrabiony, a ciała ofiar pogrzebane. Po kilku dniach, pod osłoną nocy grób Ulmów został rozkopany przez mieszkańców Markowej. Ciała złożono w prowizorycznych trumnach i pochowano w tym samym miejscu.
Dowodzący żandarmami Eilert Dieken nigdy nie odpowiedział za popełnioną zbrodnię. Do śmierci 1960 r. był funkcjonariuszem zachodnioniemieckiej policji w Esens. Osądzono natomiast Josefa Kokotta, który do 1957 r. ukrywał się w ówczesnej Czechosłowacji. W 1958 r. Sąd Wojewódzki w Rzeszowie skazał go na karę śmierci. Rada Państwa PRL skorzystała z prawa łaski i zamieniła karę śmierci na dożywocie, które później zmniejszono do 25 lat. Kokott zmarł w więzieniu w 1980 r.
W liczącej ok. 4,5 tys. mieszkańców Markowej Ulmowie nie byli jedyną rodziną, która ukrywała Żydów. 21 innych Żydów przeżyło okupację w sześciu chłopskich domach. Przed II wojną światową w Markowej mieszkało ok. 120 Żydów.
Historia rodziny Ulmów jest nie tylko dowodem bohaterstwa Polaków niosących pomoc żydowskim współobywatelom, ale także historią zdrady niektórych przedstawicieli społeczeństwa. Na podstawie zachowanych dokumentów konspiracyjnej Ludowej Straży Bezpieczeństwa można stwierdzić, że Ulmów zadenuncjował prawdopodobnie Włodzimierz Leś, granatowy policjant z Łańcuta, który początkowo za pieniądze sam pomagał rodzinie Szallów. Potem wyrzucił ich z ukrycia. Ponieważ Żydzi mieli domagać się zwrotu swej własności, postanowił ich zamordować. Dowiedział się, że znaleźli schronienie u Ulmów. Już pod okupacją sowiecką polskie podziemie wykonało na nim wyrok śmierci.
Władze Polskiego Państwa Podziemnego jednoznacznie ostrzegały obywateli okupowanego kraju przed „szmalcownictwem”, którego dopuścił się Leś. 18 marca 1943 r., w konspiracyjnym „Biuletynie Informacyjnym” ukazał się komunikat Kierownictwa Walki Cywilnej dotyczący karania szmalcowników. „Wszelkie bezpośrednie lub pośrednie współdziałanie z Niemcami w prześladowaniu Żydów jest dywersją, jak każda inna forma współpracy z III Rzeszą” – podkreślano. Z wnioskiem o podjęcie śledztwa przeciwko szmalcownikom występowały partie polityczne, komórki Armii Krajowej oraz Rada Pomocy Żydom, a przekazywana przez nich dokumentacja zawierała zeznania podpisane przez świadków oraz sprawozdania z przeprowadzonych przesłuchań.
Polskie Państwo Podziemne dążyło także do udzielania bezpośredniej pomocy żydowskim współobywatelom. 4 grudnia 1942 r. została utworzona w Warszawie Rada Pomocy Żydom „Żegota” przy Delegaturze Rządu RP na Kraj. Była ona kontynuacją powstałego pod koniec września 1942 r. Tymczasowego Komitetu Pomocy Żydom. W skład Rady weszli przedstawiciele polskich i żydowskich organizacji politycznych: Polskiej Partii Socjalistycznej – Wolność, Równość, Niepodległość (PPS-WRN), Robotniczej Partii Polskich Socjalistów (RPPS), Stronnictwa Demokratycznego (SD), Stronnictwa Ludowego (SL), Frontu Odrodzenia Polski (FOP), Powszechnego Żydowskiego Związku Robotniczego (Bund) i Żydowskiego Komitetu Narodowego (ŻKN). Wśród działaczy Żegoty znaleźli się m.in. Władysław Bartoszewski oraz Irena Sendlerowa. Działająca do początku 1945 r. „Żegota” była jedyną w okupowanej przez Niemców Europie instytucją państwową ratującą Żydów od zagłady. Została uhonorowana tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
Pomoc obywatelom RP i innych krajów okupowanych przez Niemców państw Europy nieśli także polscy dyplomaci w krajach alianckich i neutralnych. Co najmniej od początku 1941 aż do końca 1943 r. nieformalna grupa polskich dyplomatów z poselstwa RP w Bernie oraz przedstawicieli organizacji żydowskich współdziałała pod kierownictwem posła RP w Szwajcarii Aleksandra Ładosia, aby ratować europejskich Żydów. W skład tzw. Grupy Ładosia, oprócz samego ambasadora, wchodzili jego zastępca Stefan Ryniewicz, konsul Konstanty Rokicki, dyplomata Juliusz Kuehl oraz przedstawiciele organizacji żydowskich: Abraham Silberschein i Chaim Eiss. Członkowie tej grupy nielegalnie kupowali, sporządzali oraz dostarczali osobom zagrożonym zagładą sfałszowane paszporty oraz poświadczenia obywatelstwa czterech państw Ameryki Południowej i Środkowej – Paragwaju, Hondurasu, Haiti i Peru. Te dokumenty miały chronić ich właścicieli przed wywózką do obozów śmierci na terenach okupowanych przez III Rzeszę.
W niesienie pomocy zaangażowani byli również polscy dyplomaci na Kubie – tamtejszy konsulat RP w Hawanie pomagał w ucieczce z okupowanej Europy polskim obywatelom pochodzenia żydowskiego. Działalność ta odbywała się w ramach nakreślonej w Londynie polityki rządu polskiego. Pomoc Żydom, którzy przybyli na Kubę z okupowanej Europy, była jedną z najważniejszych spraw dla polskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego w Hawanie na Kubie w czasie II wojny.
Bezpośredniej i pośredniej pomocy żydowskim organizacjom konspiracyjnym udzielała Armia Krajowa. W miesiącach poprzedzających wybuch powstania w getcie warszawskim dowództwo AK zdecydowało się na przekazanie organizacjom działającym „za murem” broni. Przygotowano także plany wysadzenia muru getta w momencie rozpoczęcia przez Niemców likwidacji tzw. dzielnicy żydowskiej.
Po wybuchu powstania o pomoc dla walczących zaapelował premier RP na uchodźstwie. „Wiemy, że pomagacie umęczonym Żydom jak możecie. Dziękuję Wam rodacy w imieniu własnym i rządu. Proszę Was o udzielenie im wszelkiej pomocy w imieniu własnym i rządu. Proszę Was o udzielenie im wszelkiej pomocy, a równocześnie tępienie tego strasznego okrucieństwa” – mówił gen. Władysław Sikorski w przemówieniu radiowym na falach BBC z 5 maja 1943 r. Prasa podziemna traktowała walkę toczoną w getcie za równą walce o niepodległość. Zwycięstwem ich będzie wreszcie śmierć z bronią w ręku, nadając męce Żydów w Polsce blask orężnej walki o prawo do życia” – zaznaczano w artykule „Ostatni akt wielkiej tragedii” na łamach „Biuletynu Informacyjnego” z 29 kwietnia. Pomoc niesioną przez Polaków dostrzegli także Niemcy. „Na jednym z budynków wywieszono flagi żydowską i polską jako wezwanie do walki przeciwko nam. Sprawa flag miała doniosłe znaczenie polityczne i moralne. […] Sztandary i kolory narodowe są takim samym instrumentem walki jak szybkostrzelne działo, jak tysiąc takich dział” – miał mówić w celi warszawskiego więzienia przy Rakowieckiej dowodzący stłumieniem powstania w getcie Gruppenführer SS Jürgen Stroop.
Instytut Jad Waszem, tym którzy które podczas II wojny okazały Żydom bezinteresowną pomoc, nadaje tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Na swojej stronie internetowej Jad Waszem podaje, że do 1 stycznia 2022 r. (ostatnie podane przez Instytut dane) wyróżnił ponad 28217 bohaterów, w tym 7232 Polaków, którzy tworzą największą grupę Sprawiedliwych spośród obywateli 51 krajów świata.
Ratujący Żydów w czasie Zagłady odznaczani są za aktywną działalność na rzecz ocalenia jednego lub więcej Żydów. Okazywana pomoc mogła mieć formę działalności indywidualnej lub zorganizowanej i polegała np. na doraźnym lub długotrwałym ukrywaniu, organizowaniu kryjówek, ucieczek z gett, dostarczaniu fałszywych dokumentów, pieniędzy, żywności czy leków. Tytuł Sprawiedliwego może zostać nadany za życia lub pośmiertnie. O przyznanie honorowego tytułu mogą występować ocaleni oraz ich krewni, a w wyjątkowych sytuacjach zgłoszenia mogą składać ratujący, krewni ratujących, a także świadkowie wydarzeń.
Sprawiedliwi honorowani są podczas uroczystych ceremonii, które odbywają się na całym świecie. Otrzymują wówczas medal i dyplom honorowy, a ich nazwiska zostają wyryte na pamiątkowej tablicy w Ogrodzie Sprawiedliwych w Jerozolimie. Wśród Sprawiedliwych – poza Polakami – największą grupę stanowią Holendrzy – 5982; Francja ma 4206 odznaczonych, Ukraina – 2691, Belgia – 1787.
Wśród polskich Sprawiedliwych medalem zostali odznaczeni m.in. Władysław Bartoszewski (1965), Irena Sendlerowa (1965), Jan i Antonina Żabińscy (1965), Jan Karski (1975), Igor Abramow-Newerly (1982), Jarosław i Anna Iwaszkiewiczowie (1988), Aleksander Kamiński (1991), Eryk Lipiński (1991), Józef i Wiktoria Ulmowie (1995). Liczba polskich Sprawiedliwych – jak zaznacza m.in. Muzeum Polin – nie oddaje jednak w pełni skali zjawiska udzielania pomocy Żydom w okupowanej Polsce, a wielu ratujących wciąż pozostaje nieznanych.
Polską inicjatywą upamiętniania Sprawiedliwych jest prowadzony przez Instytut Pileckiego projekt „Zawołani po imieniu”. „Rodzina Ulmów jest symbolem wszystkich `Zawołanych po imieniu` – powiedziała dyrektor Instytutu Pileckiego Magdalena Gawin w dniu symbolicznego włączenia rodziny Ulmów do grona „Zawołanych”.
Męczeństwo rodziny z Markowej zostało dostrzeżone także przez Kościół. 10 września 2023 r. do grona błogosławionych włączono Józefa i Wiktorię Ulmów oraz ich siedmioro dzieci. Była to pierwsza w historii beatyfikacja rodziny. „Jako dobrzy Samarytanie, bez lęku złożyli ofiarę ze swojego życia ze względu na miłość do braci oraz przyjęli do swojego domu tych, którzy cierpieli prześladowanie” – zapisano w Liście Apostolskim do uczestników uroczystości beatyfikacyjnych.
Jak zauważał w rozmowie z PAP wiceprezes IPN Mateusz Szpytma, nie da się w pełni zweryfikować, ilu Polaków ratowało Żydów.
– Te szacunki, które mówią o ratowaniu Żydów, zależą od tego, jak definiujemy pojęcie „Polacy ratujący Żydów”; rzeczywiście szacunki oscylują pomiędzy kilkudziesięcioma tysiącami, najczęściej pada liczba około 300 tysięcy
– wyjaśnia Szpytma. Wiceprezes IPN w rozmowie z PAP zastrzegł, że chociaż nie jest już możliwe, abyśmy poznali rzeczywistą liczbę Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką, „przez dokładne badania możemy jednak sprawić, że te szacunki będą znacznie bardziej precyzyjne”.