No i nasi zachodni sąsiedzi wraz zblatowanymi z nimi kumplami z TSUE popadli w kałabanię,
mówiąc językiem Pawlaka. A to z powodu wynalazku Porscha zwanego Volkswagenem. Koncern o czym
wiadomo, a co dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem, fałszował testy spalinowe, aby mieć większe
zyski. Oszustwo bowiem jest immanentną częścią globalizacji i monopolizacji. Im większa struktura
finansowa, tym więcej kasy na „przekonywanie” nieprzekonanych. Mleko się wylało, a dziesiątki tysięcy
Niemców zgłosiło się do sądów z żądaniem odszkodowań. I o ile koncern błyskawicznie wypłacił takie
odszkodowania Amerykanom, to swoim ziomkom, nie bardzo ma ochotę. Sprawa od 2 lat leży w TSUE,
a zniecierpliwione niemieckie sądy pytają tę instytucję, czy przypadkiem rząd Niemiec, nie narusza
zasady niezawisłości sądów. Wszak sędziowie także mają trefne samochody i chcą odszkodowań Jednym
słowem kolokwialne jaja. I to dużego kalibru.
Pawlakowa kałabania jaką ma do rozwikłania TSUE ma liczne smaczki. Z jednej strony
wzorcowo diamentowa krystaliczność niemieckiej praworządności, której w zasadzie bez zgody
niemieckiego rządu podważać, żaden sędzia tego trybunału nie śmie. Z drugiej strony tysiące sędziów,
członków nadzwyczajnej kasty, wyrolowanych przez niemiecki koncern samochodowy. Tam też kasta ma
się za kogoś lepszego, a tu chytruski z Volkswagena wystrychnęli ich na dudka. Kasta zatem bulgoce z
wściekłości, no i dlatego robi rzecz w Niemczech niesłychaną, próbuje podważyć wyższość niemieckiego
rządu nad sądownictwem. A to zamach na sfałszowaną niemiecką solidność, czyli wewnątrz niemiecki
spór o to, jak bardzo Niemcy są doskonali. Na papierze.
Rząd, jak wszędzie gdzie istnieją prywatne korporacje, siedzi w kieszeniach wielkich
konglomeratów przemysłowych, wsadził głowę w piasek i nie bardzo wie na co może sobie pozwolić.
Przecież niemieccy politycy są nie tylko na garnuszku Gazpromu, czy Rosnieftu, oni od lat są na
garnuszku niemieckiego przemysłu. Nie chodzi przecież o Volkswagena i tysiące jego dostawców, ale
nade wszystko model państwa, w którym podporządkowanie rządu interesom gospodarczym, czyli
monopolistom przemysłowym, jest w Niemczech tradycją. A mówiąc językiem mniej salonowym, o
mafijne wręcz zblatowanie gospodarki niemieckiej z politykami.
Przyznam się, że wymiana ciosów w tej sprawie, w większości pod dywanem, zapowiada się
wielce interesująco. Nowy niemiecki rząd, relatywnie bardziej „uczciwy”, co w warunkach niemieckich
należy traktować dosyć specyficznie, a konkretnie mniej dotowany przez niemiecki przemysł, może
nakazać sędziom, tym z TSUE i tym z sądów krajowych, coś co na trwale zmieni obraz niemieckiej i
unijnej praworządności. Zapowiada się ciekawie, bo jednakowoż mimo oczywistej politycznej formuły w
ferowaniu orzeczeń, TSUE chciałby, choć jeszcze parę lat, udawać, że jest ostoją unijnego prawa i jak
najdłużej unikać opinii, że w gruncie rzeczy jest z nim dokładnie odwrotnie jak w jego nazwie. W czym
informacje o istniejącej korupcji w TSUE też nie pomagają.
Chyba już niedługo dowiemy się, że niemieccy politycy, w nosie mają hasła, które do wyborów
sami głosili. Skąd my to znamy, chciałoby się zapytać.
tekst: Krzysztof Chmielnik
foto: Pixabay