– Jeśli miasto nie wejdzie do spółki, nie będziemy mogli liczyć na miejskie pieniądze. Wtedy nasza sytuacja stanie się tragiczna – to słowa prezesa Falubazu Zielona Góra Adama Golińskiego. Szef zielonogórskiej drużyny w rozmowie z nami ujawnia kulisy rozmów współwłaścicieli klubu z miastem.

Przypomnijmy, w piątek odbyło się walne zebranie w zielonogórskim Klubie Żużlowym. Współwłaściciele klubu nie doszli do porozumienia w sprawie wejścia miasta do spółki. Propozycja ze strony miasta i szefa Stelmetu Stanisława Bieńkowskiego – jednego ze współudziałowców – było taka: każda ze stron (Stelmet, firmy: Dowhan, Intra Zdzisława Tymczyszyna oraz miasto) posiadałaby pakiet akcji w wysokości 24,75%. Jeden procent należy do stowarzyszenia ZKŻ. Propozycja Dowhana i Tymczyszyna z kolei była inna – każdy z nich miałby mieć po 26 procent udziałów w spółce (Dowhan i Tymczyszyn razem mieliby zatem większość, czyli 52%). Na to nie chce zgodzić się miasto. Janusz Kubicki już podczas ubiegłotygodniowej konferencji prasowej zadeklarował, że nie jest zainteresowany odkupieniem akcji od dotychczasowych współudziałowców. Miasto zamierza dokapitalizować spółkę, ale na to potrzebna jest zgoda współwłaścicieli, której nie ma.

– Nie sądziłem, że kłody będą mi rzucać panowie Dowhan i Tymczyszyn. Nie rozumiem tego. Do 28 lutego musimy uregulować bieżące należności – mówi Adam Goliński, sugerując, że bez miejskich pieniędzy drużynie trudno będzie wystartować w rozgrywkach ekstraligowych.

Miasto w ostatnich latach przekazywało klubowi kwotę 1,35 mln, a w ostatnim sezonie 1,5 mln. W tym roku – po wejściu podmiotu miejskiego do spółki i rozstrzygnięciu konkursu – kwota zwiększona zostałaby do 3 milionów złotych. Kolejna spotkanie współudziałowców odbędzie się 8 marca. Dodajmy, że budżet klubu w tym roku ma opiewać na kwotę 10,5 mln. złotych. W ub. roku wynosił ok. 7 mln.

Poniżej rozmowa z Adamem Golińskim: