Notatnik konserwatysty… nowoczesnego 11.01.20
Tytułowe hasło, co warto zaznaczyć już na wstępie jest niezwykle pojemne i symboliczne zarazem. Mogłoby zatem stanowić nadtytuł swoistego publicystycznego serialu i być może tak się stanie, ale dziś chcę go przywołać w dość konkretnym celu, przekonany bowiem, że kilka co najmniej takich manipulatorskich zabobonów 30 lat temu legło u podstaw wielu dzisiejszych patologii w naszym życiu społecznym, ekonomicznym i politycznym, rzecz jasna medialnego (bynajmniej) nie wykluczając. Chodzi wszak o sferę prawa i jego stosowania na czele z redefiniowaną namiętnie praworządnością, sprawiedliwością (również społeczną!), systemem prawnym, kodeksami ( z Konstytucją RP w roli głównej), ale też z sądownictwem, adwokaturą i prokuraturą o radcach i notariuszach wszak nie zapominając.
Widzę już „oczyma wyobraźni”(sic!) jak większość z Państwa ( przy okazji pozdrawiam serdecznie moich wiernych PT Czytelników w A.D. 2020.) łapie się za głowę zorientowawszy się w tej niemożliwej do „ogarnięcia” materii. Korzystając z poetyki felietonu więc, potraktuję rzecz całą skrótowo i wycinkowo, acz zdroworozsądkowo zgoła, z oczywistym bagażem wiedzy historycznej (30 lat III RP) i filozoficzno – prawnej (mam stosowny uniwersytecki certyfikat!). Otóż w rok 1990. wchodziliśmy z systemem prawnym rodem z PRL-u (państwa totalitarnego nie na żarty!), zaś bieżąca legislacja była chaotyczna, pospieszna i przez nikogo do końca nie kontrolowana. Krążyły nawet cenniki ustaw.
W tym czasie w sądownictwie zaledwie przebąkiwano o dekomunizacji, ale wszystkich paraliżowała sławetna „gruba kreska”, zaś władny w tej materii I prezes SN (dziś żałosny i butny staruszek z podejrzeniem typu „co na niego mają?”) rzucił hasło kuriozalne zgoła, że „środowisko sędziowskie samo się oczyści”. Słowem, naiwność, głupota czy bezczelność? Pytanie retoryczne zgoła. Sądownictwo bowiem, ale też adwokatura i inne korporacje prawnicze od dawien dawna były skażone nepotyzmem na niewyobrażalną skalę (znam przykładów wiele, a jeden szczególnie drastyczny), ale zwolna uznano to za stan, z którym walczyć się nie da i nie warto. Jednocześnie lansowano idiotyczny zabobon (Gazeta Wyborcza i okolice), że wyroków sądów… się nie komentuje.
W 1997. roku wreszcie uchwalono Konstytucję RP (w specyficznych warunkach politycznych) pod presją czasu, kompromisową, niespójną w wielu kwestiach, co owocuje dziś nierozstrzygalnymi sporami, pełną „pustych” zapisów i dziś nie przystającą do współczesnych realiów w sposób drastyczny. Do tego słabo znaną przez większość obywateli RP, co daje pole do popisu manipulatorom wszelkiej maści (ad ignorantiam!) korzystającym z zadziwiającą swobodą z osiągnięć marksistowskiej (tak, tak!) filozofii prawa. Ale o tym już za tydzień. A hasło na dziś:” Dura lex, sed lex” – jak mawiali starożytni.
fot. Pixabay