Napaść na wiceszefa KNF. Sąd utrzymał wyrok skazujący

Wojciech Kwaśniak Fot. PAP/Rafał Guz

Wojciech Kwaśniak Fot. PAP/Rafał Guz

Sąd rejonowy, który wydał wyrok skazujący ws. napaści w 2014 r. na ówczesnego wiceszefa KNF Wojciecha Kwaśniaka, „miał pełne podstawy do takiej oceny materiału dowodowego” – uznał Sąd Okręgowy w Warszawie. – Chciałbym wierzyć, że obecnie w moim państwie nie tylko przywracana jest praworządność, ale też poczucie bezpieczeństwa ofiarom – powiedział b. wiceszef KNF Wojciech Kwaśniak po zapadnięciu wyroku.

W trakcie wnoszenia o przedłużenie aresztu wobec Polaszczyka, Kwaśniak powiedział, że jako człowiek i funkcjonariusz publiczny chce mieć poczucie bezpieczeństwa, a jego państwo „przez szereg lat mu tego poczucia nie zapewniło”.

Chciałbym wierzyć, że obecnie w moim państwie nie tylko przywracana jest praworządność, ale też poczucie bezpieczeństwa ofiarom

– powiedział.

W rozmowie z dziennikarzami b. wiceszef KNF przyznał, że ma mieszane odczucia co do decyzji sądu o wymiarze kary.

Byłem przekonany, że wyrok sądu rejonowego zostanie w pełni utrzymany, gdyż mamy do czynienia z historią bez precedensu, w której rozstrzygnięcie powinno być sygnałem ze strony państwa, że planowanie i przeprowadzanie zamachu na urzędujących funkcjonariuszy państwa nie będzie bezkarne

– powiedział, po czym stwierdził, że taki właśnie wymiar miał wyrok zasądzony w I instancji.

Kwaśniak ocenił ponadto, że zlecono „fizycznie wyeliminowania go zwykłym przestępcom” po tym, jak informacje – o które Polaszczyk miał być proszony przez inne osoby – nie dawały podstaw do wywarcia wpływu na czynności urzędowe podejmowane przez Kwaśniaka wobec spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych.

To rzecz bez precedensu w skali międzynarodowej, iż w państwie Unii Europejskiej przedstawiciele służb specjalnych, powiązani z politykami, mogą tego rodzaju działania podejmować w odniesieniu do urzędujących funkcjonariuszy państwa realizujących uczciwie swoje zadania. – Ciągle wierzę, że w naszym państwie nastąpi refleksja i zostanie podjęte odpowiednie działania oczyszczające struktury państwa z ludzi, którzy nigdy nie powinni pełnić funkcji publicznych

– dodał.

Brutalna napaść na wiceszefa KNF

W tej głośnej sprawie w lutym 2024 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa w I instancji skazał na 10 lat więzienia Piotra Polaszczyka (w środę (26 marca) przed ogłoszeniem wyroku wyraził zgodę na publikację nazwiska – przyp. PAP) i na 2 lata współoskarżonego Jacka W. Apelacje od tamtego wyroku sądu rejonowego wniosła obrona oskarżonych.

Sąd Okręgowy w Warszawie, jako sąd II instancji, zajmował się sprawą od listopada zeszłego roku. W środę SO utrzymał wyrok sądu rejonowego w mocy, zmieniając go tylko w odniesieniu do wymiaru kary dla Polaszczyka, którą złagodził do 8 lat więzienia.

Jak uzasadnił w środę (26 marca) sędzia Grzegorz Fidrysiak, sąd rejonowy „miał pełne podstawy do takiej oceny materiału dowodowego, jak została przedstawiona w pisemnych motywach zaskarżonego wyroku”.

Tym samym sąd I instancji zasadnie ustalił sprawstwo obu oskarżonych w zakresie przypisanych im czynów

– podkreślił sędzia.

Jak dodał, w orzeczeniu II instancji uznano, że wymierzenie Polaszczykowi kary w maksymalnym wymiarze 10 lat mogłoby został uznane za „rażąco niewspółmierne”.

Orzeczona wobec oskarżonego kara 8 lat pozbawienia wolności, która jest niewątpliwie karą surową, spełni w dostatecznym stopniu swoje cele

– zaznaczył sędzia Fidrysiak.

Polaszczyk po ogłoszeniu wyroku powiedział dziennikarzom: „Nie popełniłem tego przestępstwa”. Jego obrońca zapowiedział w rozmowie z PAP złożenie kasacji do Sądu Najwyższego.

Kim jest skazany?

Polaszczyk to były oficer Wojskowych Służb Informacyjnych, który zasiadał we władzach SKOK, jest też głównym podejrzanym w sprawach dotyczących afery finansowej SKOK. Prokuratura zarzuciła mu nakłanianie do pobicia wiceszefa KNF. Jackowi W. zarzucono natomiast współudział w realizacji planu ataku. Z kolei recydywista podejrzany o bezpośrednie pobicie Kwaśniaka również początkowo objęty był aktem oskarżenia. Później jednak prawdopodobnie uciekł z kraju. Po zwolnieniu go z aresztu, w którym przebywał kilka lat, mężczyzna przestał stawiać się na rozprawach w sądzie rejonowym.

Proces w tej sprawie w pierwszej instancji ciągnął się przez wiele lat – ruszył przed sądem rejonowym w końcu 2015 r. Jednak w listopadzie 2017 r. sędzia prowadząca sprawę poszła na urlop macierzyński. Postępowanie, które znajdowało się już w końcowej fazie, musiało zatem ruszyć od nowa. W konsekwencji proces rozpoczął się ponownie w kwietniu 2019 r. i w I instancji zakończył w lutym 2024 r.

Exit mobile version