Spis treści
W imieniu wszystkich Amerykanów przyjmuję nominację, by zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki – powiedziała w czwartek (22 sierpnia) wiceprezydent Kamala Harris w przemówieniu na konwencji wyborczej Demokratów w Chicago. Obiecała, że zostanie prezydentem wszystkich Amerykanów.
– W imieniu narodu, w imieniu każdego Amerykanina, niezależnie od partii, rasy, płci czy języka, którym mówi wasza babcia, w imieniu mojej matki i każdego, kto kiedykolwiek wyruszył w swoją własną nieprawdopodobną podróż, w imieniu Amerykanów, takich jak ludzie, z którymi dorastałam, ludzi, którzy ciężko pracują, gonią za swoimi marzeniami i dbają o siebie nawzajem; w imieniu każdego, którego historia mogłaby zostać napisana tylko w najwspanialszym narodzie na Ziemi, przyjmuję waszą nominację, aby zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki
– powiedziała Harris w swoim przemówieniu.
Wiceprezydent obiecała, że zostanie prezydentem wszystkich Amerykanów i „zawsze będzie przedkładać kraj ponad interes partii i swój własny”, strzec fundamentalnych zasad i pokojowego przekazania władzy.
1. Harris obiecała walkę o interesy Amerykanów, obronę Ukrainy i sojuszników
Dbanie o interesy wszystkich Amerykanów, ochronę granicy, obronę sojuszników i Ukrainy to główne obietnice wiceprezydent Kamali Harris w jej przemówieniu podczas konwencji wyborczej Partii Demokratycznej w Chicago. Harris przedstawiła nadchodzące wybory jako najważniejsze w historii kraju, a Donalda Trumpa jako zagrożenie dla demokracji.
– Obiecuję być prezydentem dla wszystkich Amerykanów. Zawsze możecie mi zaufać, że będę stawiać kraj ponad interesem partii i swoim własnym, że będę strzegła świętości podstawowych zasad Ameryki, od rządów prawa po wolne i uczciwe wybory i pokojowe przekazanie władzy
– powiedziała Harris, oficjalnie przyjmując nominację Partii Demokratycznej.
Dodała, że będzie przywódczynią, która „przewodzi i słucha, która jest realistyczna, praktyczna i kieruje się zdrowym rozsądkiem i zawsze walczy o naród amerykański”.
Podczas płomiennego, 40-minutowego przemówienia Harris przedstawiła historię swojego życia jako historię – córki dwojga imigrantów z Indii i Jamajki, wychowywana głównie przez matkę i sąsiadów, dorastającą w mało zasobnej dzielnicy w Oakland w Kalifornii – która mogła wydarzyć się tylko w Ameryce. Przytaczała, że jako prokurator w Kalifornii zawsze zaczynając wystąpienia w sądzie mówiła, że występuje w interesie ludu – i że tak samo zamierza postępować jako prezydent Stanów Zjednoczonych.
– Drodzy Amerykanie, te wybory są nie tylko najważniejszymi wyborami naszego życia, są też najważniejszymi wyborami w życiu naszego kraju
– powiedziała Harris, wspominając szturm sympatyków Trumpa na Kapitol, popełnione przez niego przestępstwa i próby utrzymania się przy władzy mimo przegranych wyborów.
– W wielu aspektach Donald Trump jest niepoważnym człowiekiem, ale konsekwencje powrotu Donalda Trumpa na Białego Domu są ekstremalnie poważne
– powiedziała.
– Tylko wyobraźcie sobie Donalda Trumpa bez żadnych zabezpieczeń i to, jak użyłby potężnych uprawnień prezydenta Stanów Zjednoczonych: nie po to, by poprawić wasze życie, nie po to, by wzmocnić nasze bezpieczeństwo narodowe, ale by służyć jedynemu klientowi, jakiego kiedykolwiek miał: sobie samemu
– powiedziała.
Mówiąc o bezpieczeństwie i polityce zagranicznej również podkreśliła kontrast między sobą i Trumpem, obiecując że jako zwierzchniczka sił zbrojnych dopilnuje, by amerykańskie wojsko było najsilniejsze na świecie, by USA wygrały rywalizację z Chinami i że będzie mocno wspierać Ukrainę i sojuszników Ameryki.
– Trump groził porzuceniem NATO. Zachęcał Putina do inwazji na naszych sojuszników. Powiedział, że Rosja może, cytuję: „robić, co do cholery tylko zechce”. Pięć dni przed atakiem Rosji na Ukrainę spotkałam się z prezydentem Zełenskim, aby ostrzec go o rosyjskim planie inwazji. Pomogłam zmobilizować globalną odpowiedź ponad 50 krajów w celu obrony przed agresją Putina, a jako prezydent będę stała mocno przy Ukrainie i naszych sojusznikach z NATO
– obiecała Harris.
Zapowiedziała też, że „nie będzie się przymilać do tyranów i dyktatorów takich jak Kim Dzong Un”.
– Oni kibicują Trumpowi, bo oni wiedzą, że łatwo nim manipulować pochlebstwami i przysługami. Wiedzą, że Trump nie pociągnie autokratów do odpowiedzialności, bo sam chce być autokratą
– dodała.
Odnosząc się do wojny w Strefie Gazy zapewniła, że razem z prezydentem Joe Bidenem nieustannie pracuje nad doprowadzeniem do zawieszenia broni i zakończeniem konfliktu, „tak by Izrael był bezpieczny, zakładnicy uwolnieni, cierpienie w Gazie się skończyło, a naród palestyński mógł zrealizować swoje prawo do godności, bezpieczeństwa, wolności i samostanowienia”.
Harris oskarżyła Trumpa o celowe storpedowanie ponadpartyjnego projektu restrykcyjnych reform imigracyjnych dla własnego interesu wyborczego i zapowiedziała, że jeśli wygra wybory, ponownie podejmie się zabezpieczenia granicy, twierdząc, że Ameryka może „zarówno sprostać swojemu dziedzictwu jako kraju imigrantów (…) jak i zabezpieczyć swoje granice”.
Wystąpienie wiceprezydent zamknęło trwającą od poniedziałku konwencję wyborczą Demokratów w Chicago. W ostatnim dniu imprezy duży nacisk położono na sprawy polityki bezpieczeństwa.
Szereg polityków Demokratów z doświadczeniem w służbach lub wojsku argumentował, że Ameryka pod rządami Donalda Trumpa porzuci swoją przywódczą rolę w świecie oraz „będzie wykonywał polecenia Putina i porzuci naszych sojuszników”, zaś Harris będzie bronić sojuszy.
– Wybór w listopadzie jest jaskrawy: Ameryka wycofująca się ze świata lub Ameryka przewodząca światu (…) Donald Trump porzuci naszych sojuszników, podziwia dyktatorów – i to bardzo. Traktuje naszych przyjaciół jak przeciwników i naszych przeciwników jak przyjaciół – mówiła kongresmenka Elissa Slotkin, była oficer CIA ubiegająca się o mandat senatora. – Nie cofamy się, jesteśmy do diabła Stanami Zjednoczonymi Ameryki, my przewodzimy!
– wzywała.
W podobnym tonie wypowiadali się m.in. były szef CIA i Pentagonu Leon Panetta, weteran Marines i kongresmen Ruben Gallego i cały szereg byłych wojskowych w szeregach Demokratów.
W czwartek jeszcze bardziej niż wcześniej podkreślono też wątki patriotyzmu, a na scenie po raz kolejny występowali przeciwni Trumpowi Republikanie, jak były kongresmen Adam Kinzinger. Polityk przekonywał swoich partyjnych kolegów, że Demokraci są takimi samymi patriotami, jak Republikanie i że jego partia odwróciła się od konserwatyzmu na rzecz kultu jednostki.
– Jak partia może twierdzić, że jest patriotyczna, jeśli robi idola z człowieka, który próbował obalić wolne i uczciwe wybory? Jak partia może twierdzić, że walczy o wolność, jeśli widzi walkę o wolność na Ukrainie, atak tyranii przeciwko demokracji, wyzwanie (…) i wycofuje się, wykręca się; nominuje człowieka, który był dziwnie zafascynowany Putinem
– mówił były kongresmen z Illinois.
Na scenie hali zespołu Chicago Bulls wystąpili także wschodzące gwiazdy partii, m.in. gubernator Michigan Gretchen Whitmer i senator Mark Kelly, znany afroamerykański pastor Al Sharpton wraz z piątką Afroamerykanów niesłusznie skazanych za morderstwo w Central Parku, do których skazania zachęcał w 1989 r. Donald Trump, rodziny pokrzywdzonych policjantów podczas szturmu na Kapitol w 2021 r. oraz ofiar masowej strzelaniny w szkole w Uvalde w Teksasie.
Tak jak wcześniej, wystąpiły też gwiazdy muzyki, filmu i telewizji, w tym piosenkarka Pink. Wbrew zapowiedziom i doniesieniom niektórych mediów, nie wystąpiła natiomiast Beyonce, której piosenka „Freedom” stała się nieoficjalnym hymnem kampanii kandydatki Demokratów.
2. Kamala Harris, kandydatka Demokratów na prezydenta, stała się polityczną gwiazdą
Od początku kariery w prokuraturze okręgowej w San Francisco po sprawowaną obecnie wiceprezydenturę, kandydatka Demokratów na prezydenta USA Kamala Harris wielokrotnie przecierała szlaki jako osoba czarnoskóra i kobieta indyjskiego pochodzenia. Mimo początkowego sceptycyzmu we własnej partii w kilka tygodni wyrosła na gromadzącą tłumy polityczną gwiazdę.
Jeszcze w lipcu, kiedy ważyły się losy Joe Bidena jako kandydata Partii Demokratycznej w tegorocznych wyborach prezydenckich, głównym argumentem jego zwolenników była postać jego naturalnej następczyni, wiceprezydentki Kamali Harris. Mimo statusu drugiej osoby w państwie Harris przez większość kadencji Bidena pozostawała w cieniu, nie miała mocnego politycznego zaplecza, a sondaże sugerowały, że wcale nie ma lepszych szans na wygraną od urzędującego prezydenta. Mimo to w ciągu miesiąca zdołała zjednoczyć skłóconą partię, na wiece Demokratów ściąga dawno niewidziane tłumy i ma realną szansę, by zostać pierwszą w historii kobietą sprawującą urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Podczas zakończonej w czwartek konwencji wyborczej Demokratów w Chicago, która przypieczętowała prezydencką nominację dla Harris, czołowi politycy tej partii, z byłą spikerką Izby Reprezentantów Nancy Pelosi na czele, na każdym kroku podkreślali, że wybrali Harris nie dlatego, że jest najlepszą kobietą na to stanowisko, lecz najlepiej przygotowaną do tego osobą.
Jednak dzięki swojemu nietypowemu pochodzeniu Kamala Devi Harris – córka biolożki z Indii i ekonomisty z Jamajki – wielokrotnie pisała historię amerykańskiej polityki. Była pierwszą czarnoskórą kobietą wybraną na szefową prokuratury okręgowej w Kalifornii, pierwszą kobietą na stanowisku prokuratora generalnego tego stanu, pierwszą członkinią Senatu USA o indyjskich korzeniach i w końcu pierwszą wiceprezydentką USA.
– Musimy wiedzieć, że czasami ludzie otworzą ci drzwi i zostawią je otwarte. Ale czasami tego nie zrobią – i wtedy musisz wywalić te cholerne drzwi
– mówiła Harris w maju o pokonywaniu barier.
Urodzona w Oakland Harris dorastała głównie pod opieką matki (rodzice rozwiedli się, kiedy miała siedem lat) na osiedlu zamieszkanym przez „strażaków, pielęgniarki i budowlańców”. Była wychowywana w kulturach obojga rodziców, uczęszczając zarówno do hinduskiej świątyni, jak i afroamerykańskiego kościoła baptystów. Sama Harris wspominała, że jej matka Shyamala pracowała do późna, a pod jej nieobecność zajmowali się nią różni „wujkowie” i „ciocie” z sąsiedztwa.
W odróżnieniu od większości polityków na szczytach władzy w Waszyngtonie – i podobnie jak prezydent Joe Biden – nie jest absolwentką jednej z najbardziej elitarnych amerykańskich szkół. Studiowała najpierw politologię i ekonomię na Uniwersytecie Howarda w Waszyngtonie, a potem prawo na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Francisco. Jak zdradziła, aby dorobić na kieszonkowe, pracowała w tym czasie w McDonaldzie – co według Fox News może ją uczynić pierwszym prezydentem z doświadczeniem pracy w sieci fast-food.
Karierę prawniczki rozpoczęła w prokuraturze stanowej w San Francisco, pnąc się po jej kolejnych stopniach. Jako prokuratorka chwaliła się twardym podejściem do przestępczości, choć wywoływała protesty, np. kiedy nie wnioskowała o karę śmierci dla sprawcy brutalnego zabójstwa policjanta w głośnej sprawie w San Francisco, czy kiedy śledczy pod jej nadzorem doprowadzili do skazania niewinnego mężczyzny za zabójstwo.
Do swoich największych sukcesów na stanowisku prokuratorki generalnej zaliczyła wywalczenie darowania 18 mld dol. długów 250 tysiącom właścicieli domów, którzy ucierpieli wskutek kryzysu finansowego; banki pierwotnie oferowały darowanie jedynie 4 mld dol.
Sprawa ta zapewniła jej rozgłos w Kalifornii, jednak na krajowej scenie politycznej zaistniała dopiero w 2018 r., kiedy wygrała kalifornijskie wybory do Senatu. W izbie tej zasłynęła przede wszystkim udziałem w publicznych wysłuchaniach komisji sprawiedliwości i wywiadu oraz „grillowaniem” przedstawicieli administracji ówczesnego prezydenta USA Donalda Trumpa, m.in. w sprawie śledztwa dotyczącego rosyjskich powiązań jego współpracowników oraz oskarżeń o napaść seksualną ówczesnego kandydata na sędziego Sądu Najwyższego Bretta Kavanaugh.
Już trzy lata po objęciu mandatu senatorki postanowiła kandydować na prezydenta USA. Początkowo uważano, że znajduje się w czołówce kandydatów, wkrótce jednak trafiła na przeszkody – podczas prawyborów lewicowe skrzydło Partii Demokratycznej wytykało jej wizerunek zbyt agresywnej prokuratorki i ostatecznie jej kampania, targana wewnętrznymi konfliktami, zakończyła się jeszcze przed pierwszymi prawyborami w Iowa. W przedwyborczych debatach partyjnych Harris ostro ścierała się z Bidenem, zarzucając mu, że w przeszłości współpracował z politykami broniącymi segregacji rasowej. Ostatecznie jednak poparła Bidena, a niedługo potem została przez niego wybrana na kandydatkę na wiceprezydenta.
Podczas pierwszych lat prezydentury Bidena Harris – podobnie jak wielu wiceprezydentów w przeszłości – pozostawała w cieniu szefa państwa, sama nie posiadając formalnie niemal żadnych uprawnień, poza jednym – przewodniczeniem Senatowi i oddawaniu rozstrzygającego głosu w przypadku remisowych głosowań, co w podzielonej 50-50 izbie zrobiła rekordową liczbę razy.
Na początku prezydentury Biden powierzył jej niewdzięczną misję: zajęcie się problemem imigracji i jej źródeł. Podczas pierwszej podróży zagranicznej do Ameryki Środkowej Harris zaapelowała do mieszkańców regionu, by nie przyjeżdżali do USA, i oferowała amerykańską pomoc humanitarną. Jak pokazały kolejne lata, jej działania nie przyniosły pożądanych skutków.
Aktywniejszą i bardziej publiczną rolę Harris zaczęła odgrywać po wyroku Sądu Najwyższego, który zniósł obowiązujące od pół wieku ogólnokrajowe prawo do aborcji, a szczególnie aktywna na tym polu stała się w obecnej kampanii wyborczej.
W miarę upływu czasu Harris powierzano coraz więcej obowiązków w sferze polityki zagranicznej, w której nie miała wcześniej doświadczenia. Została wysłana m.in. do Francji, by złagodzić napięcia w dwustronnych relacjach po tym, jak Francja utraciła na rzecz USA kontrakt na okręty podwodne o napędzie atomowym. Harris dwukrotnie szefowała też amerykańskiej delegacji na prestiżowej Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, a w ostatnim czasie coraz częściej zabierała głos w sprawie wojny w Strefie Gazy, krytykując podejście Izraela. Stanęła też na czele amerykańskiej delegacji podczas międzynarodowej konferencji pokojowej w Szwajcarii, poświęconej wojnie w Ukrainie.
Według Białego Domu w ciągu trzech i pół roku wiceprezydentury Harris odwiedziła 19 krajów (w tym Polskę w marcu 2022 r.) i spotkała się z liderami 150 krajów.
Susan Rice, była doradczyni prezydenta Baracka Obamy ds. bezpieczeństwa narodowego, powiedziała PAP, że Harris ma znacznie większe doświadczenie w sferze polityki międzynarodowej niż Obama, a także Trump, George W. Bush czy Bill Clinton, gdy obejmowali najwyższy urząd.
– Jako wiceprezydentka Stanów Zjednoczonych nie tylko otrzymuje ona codzienne briefingi wywiadowcze i uczestniczy w posiedzeniach Rady Bezpieczeństwa Narodowego, ale też jest ostatnią osobą, która z nich wychodzi, kiedy trzeba podjąć ważną decyzję
– powiedziała Rice.
Harris nigdy nie wyróżniała się ideologicznie na tle głównego nurtu Partii Demokratycznej. W książce „Battle for the Soul”, poświęconej kampanii przed wyborami prezydenckimi w USA w 2020 r., dziennikarz Edward-Isaac Dovere napisał, że Harris podjęła decyzję o starcie w wyborach, nie mając nawet dobrze zarysowanych poglądów i programu. W obecnej kampanii wyborczej mocno podkreślała walkę o prawo kobiet do aborcji. Mówiła też, że jej „definiującym celem” będzie pomoc klasie średniej. Jej propozycje gospodarcze objęły też „zakaz windowania cen żywności” i pakiet środków mających ułatwić młodym ludziom nabycie domu.
Harris od początku wyróżniała jej osobowość, swobodny sposób bycia i głośny śmiech, który stał się tematem memów i wiralowych tweetów.
Kiedy perspektywa zastąpienia Bidena w tegorocznej kampanii wyborczej stawała się coraz bardziej realna po słabym występie prezydenta w debacie, Donald Trump nadał Harris – jak ma to w zwyczaju wobec wszystkich najpoważniejszych oponentów – nowe przezwiska: „śmiejąca się Kamala” („laffin Kamala”) i „rechocząca druga pilotka Kamala” („cackling copilot Kamala”). Jeszcze przed zmianą kandydata Trump wielokrotnie mówił, że Harris byłaby dla niego jeszcze łatwiejszą rywalką niż Biden.
– Ona jest taka słaba. Taka k…wsko słaba
– mówił podczas nagranej potajemnie rozmowy niedługo po debacie.
Jednak już po zmianie kandydat Republikanów zmienił podejście: nazwał ją komunistką i dał jej nowe przezwisko, „towarzyszka Kamala”.
Były ambasador USA w Polsce Daniel Fried tuż po wycofaniu się Bidena z wyścigu przepowiadał w rozmowie z PAP, że Harris zaskoczy tych, którzy jej nie doceniali.
– Myślę, że wiceprezydentka Harris szybko stanie się konkurencyjną, a nawet mocną kandydatką i że zobaczymy artykuły o tym, jak była niedoceniania” – mówił w lipcu. „Jej stosunkowo niewielkie doświadczenie w polityce zagranicznej nie jest śmiertelnie poważną wadą. (Bill) Clinton też miał go niewiele, ale szybko się nauczył
– dodał.
W podobnym tonie podczas konwencji wypowiedziała się siostra nowej liderki Demokratów, Maya Harris.
– Podobnie jak wielu Amerykanów Kamala wie, co to znaczy być niedocenianą i spisywaną na straty. Wie, jak to jest być na straconej pozycji i mimo wszystko wygrać
– powiedziała.
Dalsza część tekstu pod postem
3. „Washington Post”: mocny start Harris, ale wiele zależy od ciągu dalszego
Kandydatka Demokratów na prezydenta Stanów Zjednoczonych Kamala Harris miała mocny start, ale wiele zależy od tego, co na nim zbuduje w następnych tygodniach – napisał w piątek dziennik „Washington Post” po konwencji wyborczej Partii Demokratycznej w Chicago.
– Wielu Amerykanom, którzy wciąż się zastanawiają, kim jest Harris, ona i jej partia przedstawiły się w tym tygodniu w jaskrawym kontraście do negatywnej kampanii Republikanów
– napisał „WP” w artykule redakcyjnym, podkreślając, że Harris „postawiła na optymizm”.
Dziennik ocenił, że Harris tchnęła w Demokratów entuzjazm, ale podczas konwencji sięgano również poza elektorat tej partii.
– W zeszłym miesiącu krajowa konwencja Republikanów dotyczyła jednego człowieka (tj. kandydata tej partii na prezydenta, Donalda Trumpa – PAP). Tymczasem Demokraci nie próbowali otoczyć Harris kultem jednostki; przez cztery wieczory omawiania programu zaprezentowano wschodzące talenty Demokratów
– czytamy.
„WP” podkreślił, że organizatorzy konwencji ominęli wewnętrzne podziały, które Republikanie mogliby wykorzystać do przedstawienia Demokratów jako ekstremistów, uniknęli bowiem kłótni o to, czy zaapelować o embargo na dostawy broni do Izraela.
– Na konwencji Republikanów tłum machał plakatami wzywającymi do masowych deportacji. Na konwencji Demokratów program równoważył apele o silniejszą ochronę granicy, akcentując znaczenie stałej, pokaźnej imigracji oraz potrzebę przyznania stałego legalnego statusu +marzycielom+ (chodzi o osoby, które przybyły nielegalnie do USA jako dzieci – PAP)
– pisze dziennik.
Według „WP” na konwencji zaprezentowano też bardziej umiarkowane oblicze partii, gdyż w odróżnieniu od 2020 r. w tegorocznym dokumencie końcowym nie wspomniano o świadczeniach zdrowotnych dla wszystkich.
Jak zauważył dziennik, Harris nie wspomniała o poważnym ograniczniku działań rządu, jakim jest dług państwowy, nie powiedziała też, w jakim zakresie rząd powinien działań w sferze gospodarczej.
– Demokraci są podekscytowani. Ale nie ma powodu, by nie nalegali na wysokie standardy w procesie wypełniania przez Harris „białych plam”
– czytamy.
„WP” przypomniał obietnicę Harris, że będzie przewodzić, ale też słuchać, że będzie praktyczna, realistyczna i rozsądna.
– Teraz może pokazać, jak (zamierza tego dokonać)
– podsumował dziennik.
Polecamy
Trump: nie będzie debaty z Harris 4 września w telewizji Fox News
Kandydatka Demokratów na prezydenta USA Kamala Harris odmówiła udziału w debacie w telewizji Fox News 4 września - napisał w poniedziałek wieczorem...
Czytaj więcej