Klub Stetryczałych Liberałów

Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Envato

Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Envato

Tym zgrabnym i złośliwym, co by nie rzec, tytułem „w sieci” określono ostatnio dziwaczne, oderwane od realiów i doktrynerskie wystąpienia publiczne ekonomistów o głośnych nazwiskach z dr. hab. Leszkiem Balcerowiczem (bez tytułu profesora!) na czele.

Rzecz w tym, że zarówno ów guru polskiej transformacji gospodarczej, zwany jeszcze bardziej elegancko, acz wg. wielu zasłużenie „Mengelem polskiej gospodarki”, jak i otoczony niespodziewaną medialną sławą dr Bogusław Grabowski wypowiadają się dziś tak jakbyśmy nie doświadczyli „dobrodziejstw” ich wieloletnich, doktrynalnie motywowanych (czy tylko?) działań na własnej skórze. A oni sami niczego z nich nie zrozumieli. No chyba, że ktoś z Państwa należy do nielicznej kasty beneficjentów tych przemian.

Nota bene o politycznym ich wymiarze pisze rzetelnie, dowodnie i dokumentująco Sławomir Cenckiewicz w swoich najnowszych publikacjach*.

Zatem przypomnijmy kilka faktów z całkiem niezamierzchłych czasów początków owej transformacji. Otóż w 1990 r. nie było żadnego planu Balcerowicza, a była eksperymentatorska koncepcja tzw. „terapii szokowej” autorstwa Jeffreya Sachsa z Harvardu. Słyszałem od świadków, że właśnie słowo Harvard skutecznie zamykało usta wszystkim oponentom. Powołany wprost z Instytutu Problemów Marksizmu i Leninizmu (SGPiS) dr Balcerowicz był więc tylko wykonawcą tego eksperymentu. Dodatkowo okazał się też doktrynerskim monetarystą, który odniósł na tym polu autentyczny sukces „dusząc” szalejącą inflację. Ale dokonał tego kosztem milionów Polaków m.in. z popegeerowskich wsi, choć dalece nie tylko, wpędzając ich bezwzględnie na pokolenia w niewyobrażalną tzw. „dziedziczoną” biedę. Jednocześnie jako wicepremier i minister „patronował” m.in. grabieży majątku narodowego, uwłaszczaniu się nomenklatury komunistycznej oraz złodziejskiej prywatyzacji.

Oczywiście miał pomocników m.in. w osobach Janusza Lewandowskiego czy Krzysztofa Bieleckiego sprzedających „co się dało”( za złotówkę) często w celu likwidacji dobrze prosperujących przedsiębiorstw i w niejasnych okolicznościach. A wszystko to pod osłoną (również medialną) doktrynerskich, liberalnych hasełek o wyższości własności prywatnej nad państwową. Nota bene do popularnego wówczas w tym środowisku hasełka, że „pierwszy milion (dolarów, oczywiście!) trzeba ukraść”, dziś już jakoś nikt się nie przyznaje.

Wbrew pozorom rzecz jest dość dobrze opisana i udokumentowana, choć mało kto się tym już interesuje, a dawni liberałowie (stetryczali) wzbudzają swoją neurotyczną zapiekłością raczej politowanie.

Do kilku jeszcze kwestii związanych z wypowiedziami dra Grabowskiego, których bym jednak nie lekceważył, odniosę się za czas jakiś, bowiem choćby teza, że „większość społeczeństwa w kwestiach ekonomicznych nie wie o czym mówi”, warta jest wbrew pozorom rozwinięcia i polemiki.

Natomiast wracając do Balcerowicza, to może wbrew temu co głosi popularne powiedzenie nie „musi odejść”, a raczej stanąć … przed Trybunałem Stanu. Jakaś lustracja majątku, też być może by się zdała w imię sprawiedliwości i praworządności, jak najbardziej?

 


* S. Cenckiewicz, „Agentura. Wałęsa, Skubiszewski, Kieżun, Hermaszewski Rotfeld i inni” oraz „Transformacja, Mazowiecki, Magdalenka, Czempiński, Petelicki, WSI, Komorowski, Afera Marszałkowa, Tusk” Wydawnictwo LTW

Exit mobile version