Cykl tekstów pod ogólnym tytułem „Niemcy planują rozwój Lubuskiego” spotkał się z pozytywnym odbiorem. Dlatego wydaje się potrzebnym kontynuacja tematu związanego z niemieckimi planami organizowania Polakom ich państwa.
Trafiłem na e-book Magdaleny Ziętek-Wielomskiej „Niemiecki sen o imperium”, w którym autorka przedstawia szerszy kontekst relacji niemiecko-polskich, a także roli UE w niemieckiej koncepcji władzy nad Europą. Sama książka nie jest tematem niniejszego tekstu, ale pretekstem do ukazania kontekstu politryki niemieckiej wobec Lubuskiego. Zacytuję zatem kilka zdań o samej książce dla porządku i dziennikarskiej uczciwości wobec źródła. I skomentuję te cytaty, prezentując własny punkt widzenia.
Oto cytat pierwszy.
„Podczas gdy oczy Polaków skierowane są na Wschód, za naszą zachodnią granicą doszło do zasadniczej zmiany polityki zagranicznej. Niemcy już nie ukrywają, że marzy im się budowa imperium europejskiego pod własnym przywództwem. Zmiany te prawie w ogóle nie są śledzone i rozumiane w Polsce.”
Warto zatrzymać się na tym pierwszym cytacie jako, że mamy tu do czynienia z pewnym aspektem socjotechnik jakim jako Polacy jesteśmy poddani. Jest to technika ukrywania działań ważniejszych za szumem medialnym wokół spraw mniej ważnych. Zatem za zasłoną dymną wojny na Ukrainie i niemieckiego do niej stosunku. Przepychanek dyplomatycznych o samoloty, czołgi, hełmy, o to, kto bardziej Ukrainie pomaga, nie dostrzegamy głównego celu niemieckiej polityki i jej związku z awanturami wywołanymi przez Donalda Tuska. Bo kampania wyborcza i działalność niemieckiej piątej kolumny, kieruje naszą uwagę na wschód i odwraca uwagę od niemieckich intencji wobec Polski. To, czy ta technika jest skuteczna, to inna sprawa. Ale w związku z tym właśnie, i tu kolejny cytat:
„Poza ogólnikowymi hasłami i zarzutami, często robionymi na potrzeby bieżącej polityki, nie prowadzi się żadnych poważanych analiz choćby różnych znaczących wypowiedzi niemieckich polityków, z których jednoznacznie wynika, że Europa musi posiadać wspólną politykę zagraniczną i wspólną armię.”
I rzeczywiście w internecie pełno analiz dotyczących wojny na Ukrainie. W telewizjach wszelkich opcji eksperci prześcigają się w diagnozach i wróżbach na temat wojny tam się toczącej. Zalewają nas obrazy zniszczonych miast, filmiki z frontu, ale o Niemczech jedynie w kontekście wspierania Rosji. Skrajnie niewiele o planach federalizacji Europy. Nawet przy okazji sporu o lasy.
Tymczasem:
„Polska już nie raz w swojej historii przespała takie momenty zwrotne. Na ten moment wszystko wskazuje, że prześpi to także i tym razem. Chyba, że Polacy wreszcie obudzą się ze snu, w którym się pogrążyli i zrozumieją, jakie zagrożenie idzie do nas zza naszej zachodniej granicy.”
Zablokowanie KPO przez Niemcy – rządzące wszak w UE – prezentowane jest jako polska wina, a nie jako akt agresji wobec Polski.
Mimo oczywistych faktów historycznych wśród sporej części Polaków ugruntowano przekonanie, że Unia Europejska i Niemcy w szczególności to nasi przyjaciela.
Zablokowanie KPO przez Niemcy rządzące wszak w UE, prezentowane jest jako polska wina, a nie jako akt agresji wobec Polski. Ale ta konsekwentna niemiecka antypolska narracja, uprawiana przez całą opozycję, nie jest widziana w kontekście polityki Fryderyka II, Bismarcka, Republiki Weimarskiej, wreszcie Hitlera. W każdym razie nie w mainstreamie publicystycznym. Atak na niemiecką politykę większość mediów traktuje jako atak na polski interes. I nie dziwi, że działające w Polsce media nazywające się niezależnymi, słowo, w słowo powtarzają tezy mediów niemieckich.
Może dlatego przeszło bez komentarza, że:
„Kilka dni po rozpoczęciu wojny na Ukrainie Kanclerz Niemiec Olaf Scholz ogłosił punkt zwrotny niemieckiej polityki zagranicznej, opatrzony hasłem +Zeitenwende+. Niemcy uznali, że zasady obowiązujące po 1945 r. skończyły się i że muszą zrewidować uprawianą przez siebie politykę zagraniczną. Sam fakt, że Rosja rozpoczęła wojnę świadczy o tym, że epoka hegemonii amerykańskiej kończy się. A to ma oznaczać, że Ameryka nie będzie w stanie nas dłużej bronić. Europa musi być więc w stanie obronić się sama, a Niemcy są gotowi na przejęcie szczególnej „odpowiedzialności” za bezpieczeństwo europejskie.”
To co prawda powtórzenie tez zawartych w Koalitionsvertag, czyli umowie koalicyjnej obecnej ekipy rządzącej Niemcami, ale poszerzonych o tezy, o końcu amerykańskiej dominacji w Europie. Dlatego, co oczywiste, Niemcy grają na przeczekanie. Liczą na przegraną Ukrainy i kompromitację polityki amerykańskiej i z zacisza politycznych gabinetów:
„Propagują budowanie wspólnych europejskich rozwiązań, by nie marnotrawić środków na budowę równoległych systemów obronnych.
Twierdzą, że ponoć nie ma sensu, by każde państwo europejskie posiadało w pełni samodzielną armię, gdyż to podnosi koszty i utrudnia możliwość prowadzenia wspólnych działań. Niemcy przede wszystkim uważają, że Europa powinna zacząć prowadzić wspólną politykę zagraniczną i stać się państwem federalnym. Niemieccy politycy wprost mówią o geopolityce, +Weltpolitik+ i potrzebie niemieckiego przywództwa w Europie.”
Stanowczo zbyt mało media głównego nurtu się tymi planami zajmują. Jeden Cezary Gmyz, donoszący z Berlina o tym co się tam dzieje, to zbyt mało. Jedna Monika Ciosic w Brukseli, która czasem wspomni o wrogości unijnych gremiów wobec Polski, to kropla w morzu.
Dlatego warto:
„(…) unaocznić Polakom, że przeżywamy renesans tych wszystkich kategorii, które po 1945 r. zostały uśpione, ale nigdy nie wygaszone.”
i warto przypomnieć,
„(…) niemieckiej metody jednoczenia, najpierw samych Niemiec w XIX wieku przez Prusy, a potem całej Europy. Politycy niemieccy powtarzają bowiem schemat zjednoczenia własnego kraju: najpierw unia celna i integracja ekonomiczna, potem likwidacja prawa veta na rzecz zasady większości głosów w kwestiach polityki zagranicznej i obrony, potem państwo federalne.”
To się właśnie dzieje i niemiecka hegemonia mimo wojny, a może właśnie dzięki niej, dzięki naszemu wyłącznemu zainteresowaniu skierowanym na wschód, ma spore szansę ziszczenia się.
Link: