Już za kilkanaście dni będziemy uroczyście – a jakże – obchodzić kolejną rocznicę wstąpienia Rzeczypospolitej Polskiej do Unii Europejskiej. Jako że rocznica jeszcze nie okrągła, to może warto poza tradycyjnym już i symbolicznym raczej Marszem Schumana, pokusić się o kilka refleksji w tej materii, tym bardziej, że aktualne wydarzenia w Europie potrzebują jednak … szerszego kontekstu i refleksji.
A’propos Schumana, którego jednym tchem razem z de Gasparim i ewentualnie Adenauerem wymienia się jako tzw. ojców założycieli tej międzynarodowej wspólnoty, to dziś wyraźnie już widać, że są to określenia przesadzone lub też zwyczajnie nieaktualne.
Podobnie zresztą jak „chrześcijańskie korzenie Europy”, kulturowa synteza „wiary i rozumu”, czy wręcz „trzy filary europejskiej cywilizacji” (grecka filozofia, rzymskie prawo i chrześcijańska etyka). Takiej Europy już dziś nie ma (?), choć przecież wciąż jest jeszcze wiara i nadzieja.
To niezwykle szeroka tematyka, której w poetyce felietonu zmieścić niepodobna, ale … No właśnie, lata 90. u nas na ten przykład to czas wyłaniania się (sic!) nowego kształtu ustrojowego wewnątrz, ale też w warunkach zewnętrznych radykalnie, żeby nie rzec „rewolucyjnie” odmiennych politycznie, militarnie, ideowo, ale też ideologicznie, wobec upadku i bankructwa utopijnej (zbrodniczej!) sowieckiej konstrukcji. O UE nie zapominając.
Toteż naiwne w jakimś sensie oczekiwania wielu rodaków, że oto „obaliliśmy komunę” i „jesteśmy we własnym domu”, musiały jako takie skończyć się tak jak się skończyły, wobec niezwykłej żywotności nie tyle utopii (postkomunizm?), co interesów zabezpieczonych w Magdalence i chronionych niesławnej pamięci „gruba kreską”. Odsyłam zatem do tekstu ubiegłotygodniowego.
Czytaj także:
Natomiast w UE równolegle, odwrotnie niejako następowała powolna erozja wartości i powolna, acz skuteczna niezwykle zmiana kierunku, kształtu, oblicza ideowego i ideologicznego wspólnoty. Patronem tych zmian był nie kto inny jak włoski komunista, radykalny lewak i neomarksista, gorący propagator idei federalizacji Europy, Altiero Spinelli, dziś bodaj bardziej „ojciec założyciel” obecnej UE niż wymieniani wcześniej!
Ów zamaskowany i rozłożony na lata zideologizowany plan „rozwoju” UE, określany dziś eufemistycznie „marszem przez instytucje”, nie osiągnął wprawdzie do końca zamierzonych celów kulturowych i strukturalnych, ale bezwzględna walka z ideą „Europy ojczyzn”, chrześcijaństwem i konserwatyzmem toczy się na naszych oczach.
Działania przeróżnych instytucji europejskich, często niezgodne z traktatami, coraz częściej budzą zdziwienie, zaniepokojenie, a nawet oburzenie, co z kolei budzi nadzieję, choć obecny kształt i skład np. Parlamentu Europejskiego pochodzący jednak z wyboru, przy niskie na ogół frekwencji, nie napawa optymizmem. A np. ostatnie głosowanie w sprawie obłędnej, zideolgizowanej do cna (nie bez interesów!) „ścieżki” do osławionej „Fit for 55” musi w swoim irracjonalizmie budzić grozę.
Dziś zatem wśród ludzi rozsądnych mało kto ma złudzenia co do kompetencji, kondycji intelektualnej i etycznej zarówno większości członków PE, jak i szczególnie KE, to mimo wszystko jest szansa na zmiany, nawet jeśli np. ideologiczni „powinowaci” Spinellego, towarzysze Miller, Cimoszewicz, czy Belka będą nas reprezentować do końca (sic!)… kadencji.