Zwróciliście Państwo uwagę na ciszę jaka zapadła po ubiegłotygodniowych wyborach? Jest niesamowita! Po miesiącach ostrej kampanii, werbalnej wymianie ciosów i ostrej agitacji, nareszcie zrobiło się w miarę spokojnie. To pierwsza z refleksji, którą przynosi obserwacja polskiej, politycznej rzeczywistości.
Druga niesie pytania o to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami gabinetów liderów ugrupowań, które będą konstruować nowy rząd. O czym tak długo debatują, jaki będzie podział resortów, i w końcu jaki będzie ich wspólny program? O ile wiemy czego spodziewać się po Prawie i Sprawiedliwości, to to, co razem pokażą Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica, pozostaje zagadką. Gdyby to Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się przekonać część opozycji do budowy rządu, możemy liczyć na realizację dotychczasowych koncepcji programowych i strategicznych inwestycji w bezpieczeństwo energetyczne, militarne czy komunikację.
To co zrobi Tusk, Kosiniak – Kamysz, Hołownia i Czarzasty jest wielką niewiadomą. Zapytacie Państwo jak to? Przecież każde z nich szło do wyborów z określonymi postulatami, więc chyba nie powinno być kłopotu ze wskazaniem zadań do realizacji. Problem w tym, że były to działania, które nie uwzględniają stanowiska potencjalnych partnerów i dziś trzeba będzie się posunąć i ustąpić miejsca, by każdy był usatysfakcjonowany. Kto i z jakich postulatów będzie musiał zrezygnować, pozostaje zagadką. Zagadką o znaczeniu fundamentalnym. Już widzimy działania usprawiedliwiające taki stan rzeczy i próbę relatywizowania pierwotnych zamierzeń. Słychać, że przecież najważniejsze było zdobycie władzy, a co z tą władzą się zrobi, to się okaże później. Czy to uczciwe podejście do sprawy, ocenicie Państwo sami.
Nie lubię przerysowanych historycznych porównań, bo w końcu żyjemy w demokratycznym kraju, ale sytuacja programowych przeobrażeń może skończyć się jak w wierszyku z okresu PRL. „Urna wyborcza, to magiczna szkatułka, wrzucasz Mikołajczyka, wychodzi Gomułka”. Czy tak się stanie? Zobaczymy.