Dziś, czyli nieomal 2 tygodnie przed 15. października, zatem na finiszu „wyjątkowej” (hm), emocjonalnej i nieracjonalnej do granic kampanii wyborczej niełatwo doszukać się (choć są!) rozważań na tematy obywatelsko fundamentalne, a dotyczące choćby tytułowego prawa do prawdy. Jako człowiek (publicysta też człowiek!?) wychowany w duchu swoistej medialnej, społecznej misji (służby!) martwię się np. sytuacją informacyjną moich współobywateli, coraz częściej stawianych wobec wielu tzw. dysonansów poznawczych, których wszak ex definitione w prosty kampanijny sposób, wobec m. in. sądowej anarchii rozstrzygnąć się niepodobna. Ergo, i ich wybory (?) za dwa tygodnie nie będą do końca racjonalne, oparte o rzetelne informacje oraz takąż wiedzę.
Oczywiście, że nigdy nie były „do końca” racjonalne, odpowiem uprzedzając słuszne w tej materii Państwa wątpliwości dotyczące demokratycznej historii wyborów w III RP. Zaś liczne w przeszłości jak i teraz przekłamania, manipulacje i puste obietnice („wiążą tylko tych, którzy w nie wierzą”!) to przecież swoisty, powszechnie wszak akceptowany standard (sic!). Warto zatem, niejako przy okazji docenić ostatnie osiągnięcia dziennikarsko-śledcze, oparte na ujawnianiu i naukowej analizie (brawo m.in. prof. Cenckiewicz!) archiwalnych źródłowych dokumentów. Zarówno telewizyjny „Reset”, jak i „Resortowe dzieci”(przedtem było 5 papierowych publikacji na ten interesujący temat) dają do myślenia racjonalnie myślącym odbiorcom, ale czy wywołają jakiekolwiek szersze skutki?
Natomiast wracając do szeroko rozumianej informacji, chcę przypomnieć, że w Polsce media wszelakie, również te określające się samozwańczo jako „wolne”(od czego?) działają na podstawie państwowych koncesji, będących zapisami praw i obowiązków. Owe koncesje, nawet jeśli od początków III RP przyznawane eufemistycznie rzecz ujmując „po uważaniu”, choć wielu twierdzi, że jednak wg pewnego swoiście racjonalnego, co by nie rzec, klucza, zawierają zapisy, które można wszak wykorzystać przeciw nadawcom przekraczającym prawo. Tak czy owak, stan naszego medialnego rynku niemającego odpowiednika w żadnym cywilizowanym i demokratycznym (sic!) kraju, nie wziął się znikąd.
Gdzie i jak zatem egzekwować fundamentalne obywatelskie prawo do prawdy w mediach? Klucz oczywiście leży w sprawności państwowych instytucji, ale w szczególności w sądach. Zatem i tu istotny jest stan sądownictwa w III RP, który od lat wywołuje mieszaninę obywatelskiego pesymizmu i oburzenia. I tu czas na pewien istotny i aktualny, z lokalnym akcentem, puentujący wtręt. Oto Krzysztof Chmielnik, mój ulubiony felietonista (pozdrawiam), opublikował niedawno tekst pt. „Odmóżdżone autorytety”, w którym przywołał jako przykład panią prof. Łętowską, moim zdaniem raczej nietrafnie. Starsza pani bowiem (88 lat) mimo wieku żadną miarą odmóżdżona nie jest, jest za to totalnie skompromitowana i w tak pokrętny sposób broni swojego życiorysu, podobnie jak jej kolega „po fachu” prof. Strzembosz (93 lata), autor jednej z najgłupszych (?) wypowiedzi w III RP o „samooczyszczeniu środowiska sędziowskiego”. Pytaniem zatem o to, czy można się bardziej skompromitować niż pełnieniem funkcji Rzecznika Praw Obywatelskich (!) przy „juncie Jaruzelskiego”nawet nie zawracam Państwu głowy. Natomiast naszym prawem do prawdy wobec sądowniczej anarchii i rozpolitykowanej kasty, to już jak najbardziej.
fot. Gerd Altmann z Pixabay” target=”_blank” rel=”noopener”>Pixabay