Kolejna rocznica najazdu Niemiec na Polskę w 1939 roku, w tym roku splata się z parlamentarnymi wyborami. Ale zanim o tym spleceniu pragnę przypomnieć historię Witolda Pileckiego. Nie chodzi mi jednak o jej treść, ale o sam fakt jej wieloletniego nieistnienia. Za tym wieloletnim nieistnieniem w naszej narodowej pamięci postaci takich jak Witold Pilecki kryje się warta uzmysłowienia kwestia. Kwestia zawarta w pytaniu: „Kto nam pisze historię?”. Pytaniu temu towarzyszy histeria jaką w środowiskach historycznych i opiniotwórczych wywołał podręcznik „Historia i Teraźniejszość” profesora Wojciecha Roszkowskiego.
Pytanie o to, kto pisze Polakom historię, warto odnieść nie tylko do czasów PRL, ale sięgnąć w głąb XIX wieku, kiedy właśnie historycy europejscy swoimi narracjami zaspokajali narodowe sentymenty, świadomi ich politycznych skutków. Mamy małą świadomość licznych zakłamań jakie stoją u fundamentów współczesnej historycznej narracji o Polsce. To wówczas nauka niemiecka, francuska i brytyjska ugruntowała mit o niższości cywilizacyjnej Słowian i wyższości Zachodu. To wówczas nauka rosyjska budowała imperialna legendę Księstwa Moskiewskiego jako centrum prawosławia i zbawcy Słowiańszczyzny. Z tych zrodzonych w XIX stuleciu historycznych bredni czerpał pełnymi garściami kolonializm. To te historyczne kłamstwa zrodziły dwa totalitaryzmy XX wieku. Sowiecki imperializm i niemiecki nazizm. Oba propagandowo opierające się na historycznych dowodach. Kiedy właśnie w XIX w Europie Zachodniej finansowano instytucjonalnie nauki historyczne, w rozbiorowej Polsce zajmowali się tym strachliwie, przymilając się zaborcom, „wielcy” polscy historycy, których dzisiaj uważamy za autorytety. Ich przemilczenia i zakłamania dzisiaj dominują w polskiej historii. I niewielu jest odważnych i zdeterminowanych, aby docierać do prawdy.
Tu warto zauważyć, że po 1989 roku, nie nastąpił w naukach historycznych jakiś wyraźny przełom. Dostrzegalna natomiast była kontynuacja badań historycznych z czasów zaborów i PRL, sterowana zagranicznymi grantami. Głównie niemieckimi.
Dopiero lata ostatnie przełamują niewidzialną barierę historycznych tabu. Demaskuje się uświęcone tradycją ikony, łamie niewzruszalne kanony. Odrapuje historię z błota jakim obrzucili ją zaborcy i kolaborujący z zaborcami historycy. Wciąż jednak zbyt wąski to strumień. Nadal w nauce polskiej funkcjonują strażnicy historycznych kompleksów i narzucanej nam historycznej niższości. Witold Pilecki z jego wspaniałym życiorysem, jest jednym, z nadal nielicznych, tego przykładem. Z drugiej strony opór wobec żądań reparacji, kłamstwa na temat Jedwabnego, książki polakożerców Grossa i Engelking, film Agnieszki Holland córki sowieckiego zbrodniarza, o polskich żołnierzach, szkalujący Polskę i Polaków, dowodzą jak silne są nadal w Polsce środowiska historycznych propagandystów, wrogie prawdzie o naszej dawnej i niedawnej historii. Środowiska wciąż służące kłamliwej o nas historycznej narracji. Narracji będącej narzędziem kulturowego i mentalnego podboju. Narracji mającej nas Polaków utrzymać w przekonaniu, że naszej historii mamy się wyłącznie wstydzić, a podziwiać tylko innych. I o to też będą najbliższe wybory.
Samuel F. Johanns z Pixabay” target=”_blank” rel=”noopener”>fot.Pixabay