Powiadają w mediach, że wybory to święto demokracji. Jako, że żyję dostatecznie długo, mam w kwestii świat demokracji złe doświadczenia. Doświadczenia 1 maja, święta klasy robotniczej, w którym ta demonstrowała służalczość wobec władzy. Mam też w pamięci najważniejsze święto PRL, 22 lipca, którego pretekstem była deklaracja erygująca państwo będące antypolskim sowieckim protektoratem. Państwo, które zaczęło od mordowania Polaków. Dlatego gadka, że wybory to święto demokracji źle mi się kojarzy. Obserwując kuchnię wyborczą i metody układania list wyborczych mam raczej przekonanie, że pojęcie święto w odniesieniu do wyborów jest propagandową ściemą. Rację miał Bismarck twierdząc, że polityka od kuchni to jedno z najbardziej obrzydliwych widowisk, które należy przed ludem skrywać. Teraz zgodnie z modą, polityczna pornografia jest trendy. Zapewne dlatego większość Polaków nie chce do tego obrzydlistwa przykładać ptaszka lub krzyżyka. Wolą mentalnie nie „brudzić” się owym „świętem” i nie chcą uczestniczyć w demokratycznej fikcji. Nie ma na to dowodu, ale wstręt do polityki i demokracji jest, jak pokazują badania, istotną przesłanką.
Nie wiadomo także, czy idący do lokali wyborczych idą tam z wolą świętowania. Przypuszczam, że większość głosujących kieruje się jednak duchem bojowym, mając w tyle głowy świadomość uczestniczenia w jakiejś wojnie. Obecne wybory szczególnie wydają się emanować wzmożonym duchem walki. Każda ze stron odwołuje się do bitewnej retoryki, w której pojawiają się „wygrać”, „pokonać”, „pogonić”, „obronić” itp. Jedna strona gromadzi pod swoimi sztandarami obrońców realizowanej aktualnie polityki państwa. Druga zaś nawołuje do zniszczenia aktualnej władzy wszelkimi środkami i także pod sztandarem obrony: demokracji, Europy, Polski, klimatu, aborcji…. W retoryce tej strony, rząd postrzegany jest jako wróg, a wybory to wojna z reżimem.
Nie, nie będę agitować, pod którym sztandarem macie państwo się gromadzić i kto jest Waszym wodzem, a kto wrogiem. Mam jedynie zamiar wykpić gadkę o świętowaniu demokracji podczas wyborów. Wybory w Polsce to czas wojny. Nie dlatego, że tak być musi i że to sens demokracji. Ale paradoksalnie Polacy czują, że w obecnej sytuacji, zamiast radośnie świętować demokrację, należy o nią walczyć. Tak jak walczy się o niepodległość. Nie chcą jak ogłupiony naród przez lata PRL, świętować 1 maja i 22 lipca, jako nasze święto. Idą na barykady, aby pokonać tych drugich, w ich mniemaniu gorszych.
Nadchodzące wybory to wojna. Wojna dwóch wizji Polski. I zgodnie z trendami współczesności to wojna hybrydowa. Prowadzona wszelkimi sposobami i metodami. Na wielu frontach. W której przyzwoitość jest słabością. Bez moralnych zahamowań. W której kłamstwo i łajdactwo będą artylerią. W której liczy się tylko wynik.
Będzie to wojna wyniszczająca demokrację, dewastująca polityczne obyczaje, psująca państwo. I nie skończy się po wyborach. Po nich wejdzie w kolejną fazę, w której poziom wzajemnej agresji będzie większy. Niezależnie kto wygra. Nie oczekujcie świętowania. Szykujcie się na wojnę. Bagnet na broń.
fot.Pixabay