Jeśli warto (a warto!) obserwować i oceniać sceny polityczne i aktualne wybory w państwach członkowskich Unii Europejskiej pod względem ideowym, a osobliwie ideologicznym, to zanim się za to zabierzemy z przyszłościową pragmatyczną i pozytywną dla nas perspektywą w tle, warto też ustalić treść pewnych porządkujących tę materię pojęć. To wszak podstawowy metodologiczny wymóg, choć to zadanie trudne nad wyraz, w szczególności podczas trwającej „szaleńczej” kampanii wyborczej zanurzonej ex definitione w semantycznym chaosie i „aksjologicznym bajorze”(o. prof. Jacek Salij). Jej efekty i wyniki (wyborcze) jednak, czy nam się to podoba czy nie, będą decydowały o naszej przyszłości nawet niezależnie od frekwencji (!).
Podobnie zresztą jak w innych europejskich krajach (np. Szwecja, Włochy, czy Hiszpania), a tam też już niedługo wybory do Parlamentu Europejskiego (u nas też), nowy (?) kształt Komisji Europejskiej, Rady Europejskiej etc. I choć większość naszych rodaków wszystkie te europejskie instytucje postrzega i traktuje jako coś abstrakcyjnego wręcz, o stałej i nienaruszalnej, ale drażniącej na co dzień strukturze i kompetencjach, podobnie zresztą jak osławione fundusze europejskie („manna z nieba”), to przecież perspektywa zmian na lepsze (?) nie jest bynajmniej wykluczona, acz pożądana bez wątpienia. A klucz do owych zmian … w wyborach, oczywiście. Tyle zatem metodologicznego wprowadzenia w tę jako się rzekło skomplikowaną materię, w której decyduje wszak wyborczy wynik, czyli ideowa i ideologiczna pragmatyka.
Dziś bowiem prosty podział np. na lewicę i prawicę nie opisuje tej rzeczywistości ani dostatecznie, ani rozstrzygająco zgoła. Mamy więc w Europie chrześcijańską demokrację i socjaldemokrację, partie liberalne i konserwatywne, „zielone”, ludowe, skrajne formy prawicy i lewicy i nacjonalistyczne, separatyzm (Hiszpania), globalizm, klimatyzm, ekologizm, ale też imperializm państwowy i autorytaryzm oraz jeszcze wiele innych odmian i odcieni totalitaryzmu. Choć te ostatnie nie dotyczą wprawdzie UE to i tak trudności w opisie europejskiej sceny politycznej nie ułatwia, a złudzenie, że w łonie UE nie ma tendencji skrajnych, które pod pretekstem „postępu”, dekonstrukcji cywilizacji, kultury i religii, walki z tradycją i chrześcijańskimi korzeniami Europy („chrystofobia”), chcą nam zafundować „nowy wspaniały świat”, to poważny błąd.
Przy okazji polecam nowa publikację Wyd. Biały Kruk „Tyrania postępu”, o której szerzej już za tydzień. A wszyscy oni mają wszak wyborcze szanse, czym mniejsza frekwencja, tym większe I dlatego warto przyglądać się zarówno ofertom programowym poszczególnych partii, niezależnie od uwodzicielskich szyldów i tradycyjnych często nazw. Tu charakterystycznymi przykładami są np. partie niemieckie, bowiem jeszcze niedawno, w latach 70. i 80. RFN uchodziła za wzorcową (tak,tak!) demokrację w Europie. Co zatem niemieccy chadecy mają dziś wspólnego z chrześcijaństwem, a socjaldemokraci, a liberałowie i czym jest ponoć najmocniejsza AfD? Podobne pytania warto (póki czas!) zadać sobie w kwestii polskiej sceny politycznej. Koniecznie! Powtórzę zatem, że „inteligencka” wymówka typu :”Nie interesuję się polityką” nie wytrzymuje krytyki w kwestii … odpowiedzialności za Polskę, siebie i innych.
fot.Pixabay