Oglądam film. O Ratzingerze, papieżu. Przemawia w Bundestagu. Wyłuszcza, że polityka nie musi być brudna. Na tępych twarzach słuchających błąka się cień pogardy. Jak, to? Nas Niemców, będzie klecha pouczał, jak robić politykę? Co z tego, że papież. Niemiec, Niemca?
Czytam książkę. W niej Anglicy się chwalą, że jeden z ich tajnych agentów zastrzelił Rasputina, któremu wcześniej rosyjscy arystokracji zmiażdżyli jądra. A to z tego powodu, że Rasputin był patriotą i namawiał cara, aby wycofał się z wojny, która niszczy Rosję. Liczyli na to, że temu 70 niemieckich dywizji pozostanie na froncie wschodnim i nie pojedzie do Flandrii, gdzie generałowie obu stron bawili się masakrę. Niemcy, aby zmusić Rosjan do zawieszenia broni, nasłali na nich Lenina, dając mu sporo gotówki na zrobienie w Rosji kipiszu. Udało się. Czy aby na pewno???
Wszak w efekcie tej gry, tajnych agentów i finansowania kipiszu, urodziły się dwa potwory. Stalin i Hitler. Anglia, która maczała w tym palce, straciła status imperium, Rosja do dzisiaj nie może się z komunizmu otrząsnąć i grzęźnie w iluzjach wielkomocarstwowości. A Niemcy? Niemcom się zdaje, że są panami świata, choć powoli przestają być panami u siebie.
Warto zrobić taki wstęp, aby dojść do Romana Giertycha. Osobnika, napędzanego żółcią, który po niepowodzeniach w polityce, z tej żółci stara się żyć. Jego ambicją jest zostanie wrzodem na tylnej i dolnej części polskiej sceny politycznej. I przejście do historii jako dowód, że „przyzwoity adwokat”, to oksymoron.
Ja broń Boże, nie sugeruję, że Roman Giertych, jest jakimś wcielonym Leninem, którego obca agentura nasłała na nasz kraj. Nie uważam też, że jest on kontynuatorem Goebelsa w dziele manipulowania świadomością społeczną. Ale nie dlatego, że nie widzę w Romanie Giertychu, zapału i ambicji w staraniach w robieniu w Polsce kipiszu a z powtarzania kłamstwa, prawdy, lecz dlatego, że to nie ten rozmiar. To miniaturka tamtych. Pod każdym względem. Jeśli już, to ktoś na posyłki. Frajer, który dał się złapać.
Tym niemniej jest w dziele Romana Giertycha pewien pożytek. Głównie z tego, że jak mówi przysłowie o mleku, „Sok z buraka się wylał”. Wylał się i ukazał oczom publiki sprawnie działającą maszynę komunikacji społecznej. I nie dajmy się zwieść rozmaitego rodzaju moralizatorom, wieszającym na Romanie Giertychu zdechłe psy, niemądrze żądający komisji sejmowej. Nie dajmy się unurzać w jałowym zniesmaczeniu. Bo tak się dzisiaj robi politykę. Warto, zamiast bujać w idealizmie Benedykta XVI, zderzyć się z rzeczywistością. Przyjąć ją po męsku, na klatę. I skorzystać z wzorca, jaki nam Roman Giertych zaoferował do powszechnego użytku.
Polityka, to gra. Niekoniecznie polegająca na tym, kto bardziej się złajdaczy. Ale skoro podłość jest narzędziem polityki, to trzeba po pierwsze nie dziwić się, że przeciwnik ją stosuje, by po drugie znaleźć na nią odpowiedź. Wystarczy zatem robić to samo co Roman Giertych i powiązane z nim hejternie. Z małą różnicą. Pod hasłem: „Cała prawda całą dobę”, rozpowszechniać prawdę i tylko prawdę o opozycji. Konsekwentnie i cierpliwie powtarzać, powtarzać, powtarzać. Bo skoro kłamstwo po wielokroć powtarzane staje się prawdą, to prawda tym bardziej.
Bo jeśli się w porę nie unieszkodliwi hejterów za pomocą prawdy, to do władzy dojdą ci, którzy urządzą nam za pomocą kłamstwa kipisz. A ktoś z zewnątrz na tym znów skorzysta.
tekst: Krzysztof Chmielnik
fot.Pixabay