Żan Tabak opuścił dziś Zieloną Górę i poleciał do Hiszpanii, gdzie mieszka. Chorwat zakończył swoją dwuletnią przygodę trenerską w Zielonej Górze, a nam mówi, że jeszcze nie wie, gdzie będzie pracował w kolejnym sezonie. -Chcę jak najszybciej spotkać się z rodziną, o pracy na razie nie myślę – mówił nam Tabak.
Zapraszamy na wywiad(wersja audio i „pisana”) ze szkoleniowcem, który dał Zastalowi mistrzostwo i wicemistrzostwo Polski, ćwierćfinał ligi VTB, Puchar Polski, Superpuchar Polski, ale przede wszystkim przy stosunkowo niskim budżecie zbudował zespół, który dominował w Polsce, stawiał czoła bogaczom z VTB, a przede wszystkim czarował wspaniałą grą koszykarską Polskę i Europę…
RZG: Żan – zakończył się sezon, jesteśmy po ostatnim meczu. Powiedz proszę najpierw o tym meczu, o końcówce ligi VTB…
Nie chcę rozmawiać o tym meczu, czy o pojedynczym sezonie – chcę mówić o dwóch sezonach, jakie tu spędziłem i prowadziłem zespół.
Przede wszystkim powiem, że gdy się spojrzy na to, w jakim momencie klubu przychodziłem do Zielonej Góry i gdy się weźmie pod uwagę, jakie stworzyliśmy zespoły, uważam, że wykonaliśmy niewiarygodną pracę.
2 lata temu na konferencji prasowej powiedzieliśmy jasno, co chcemy zrobić w klubie, co będzie z zespołem. Po pierwsze – mieliśmy tak budować drużynę, żeby poprawić sytuację finansową w klubie, żeby zaczęła się finansowa stabilizacja. Po drugie chodziło o to, żeby klub, w którym było wielu Polaków, przystosował się do nowych zasad czyli braku obowiązku biegania po parkiecie dwóch polskich graczy.
I tak – w pierwszym sezonie obniżyliśmy budżet na zespół, w drugim sezonie obniżyliśmy go jeszcze bardziej. Ze sprzedaży Marcela Ponitki i Iffe Lundberga zarobiliśmy ponad połowę tego, co wydaliśmy od początku tego sezonu.
Druga sprawa – dobrze zbudowaliśmy zespół biorąc pod uwagę nowe polskie przepisy. Inna sprawa – nie zatrudnialiśmy wcale zawodników z najwyższej półki sportowej tym bardziej finansowej. Zatrudnialiśmy za to zawodników, którzy chcieli dostać szansę na pokazanie się na rynku. Podejmowaliśmy ryzyko i mieliśmy sporo szczęścia.
Poza tym pokazaliśmy ZG w Europie, wypromowaliśmy mocno klub, jako klub, do którego zawodnicy mogą przyjść, żeby się rozwijać.
Zrobiłem przez te dwa lata to, o co prosił mnie Janusz Jasiński. Staliśmy się dzięki naszej pracy platformą do promocji zawodników.
W ciągu tych dwóch lat wygraliśmy Puchar Polski, Superpuchar Polski, wygraliśmy ligę i przez te dwa lata pokazaliśmy siebie i naszych graczy w znakomity sposób w lidze VTB.
Dzisiaj graliśmy z Unicsem Kazań i to był pierwszy raz, gdy polski zespół grał w playoffach VTB. Inne polskie kluby, które grały do tej pory w tej lidze nie zagrały w playoffach. Więc podsumowując – uważam, że wykonaliśmy świetną robotę.
RZG: Czy była szansa, żebyś został?
Nie było szans 2 lata temu, kiedy podpisywałem kontrakt i nie było szansy po tych dwóch latach.
Dlaczego? Bo przyszedłem tu z takim samym celem, jak zawodnicy, którzy tu grali!
Gdyby dwa lata temu Janusz zapytał mnie – Żan, czy przyjdziesz do nas żeby zdobyć mistrzostwo Polski? – powiedziałbym – NIE. Ponieważ z budżetem, który mieliśmy nie byłbym mu w stanie tego zagwarantować.
Wziąłem te robotę, bo powiedział mi, że mamy inne cele – te o których przed chwilą mówiłem. Poza tym przyszedłem do Zastalu, bo chciałem też wypromować na rynku siebie poprzez występy w VTB – podobnie jak promowali się zawodnicy, których braliśmy w związku z tym za stosunkowo niskie pieniądze.
W tym sezonie miałem 4 ofert przejścia do innego klubu, w tym do klubu euroligowego, ale przyszedłem tu, żeby przepracować dwa lata. Poza tym zrobiłem już w przeszłości błąd, że odszedłem z klubu w połowie sezonu i okazało się, że to nie było dobre dla mnie i dla nikogo, kto brał w tym udział. I nie chciałem popełnić znów tego błędu. Nie chciałem też zostawić koszykarzy, którzy przyszli do ZG z mojego powodu!
RZG: Powiedz, jak się generalnie, osobiście czujesz. Widziałem i już mi to mówiłeś po tamtym sezonie, że jesteś zmęczony…
Jestem nieżywy! Ale nie jestem nieżywy z powodu Zielonej Góry, czy dlatego, że pracowałem w Zastalu.
Dla mnie to była przyjemność pracować tu przez dwa lata, ponieważ byłem otoczony przez znakomitych ludzi w drużynie, w sztabie i w ogóle w klubie. Do tego Janusz dał mi pełną wolność, co jest w pracy trenera bardzo ważne. I dlatego bardzo mnie cieszą te 2 lata w ZG.
Moim problemem jest coś innego. Mam 50 lat, mam 2.13 wzrostu i spędziłem więcej czasu w autobusie niż w moim własnym łóżku! Grałem przez 7 lat w NBA, ale czegoś tak męczącego, jak równoczesna gra w PLK i VTB nie doświadczyłem nigdy! Nigdy nie byłem tak fizycznie wyczerpany, jak podczas tej jednoczesnej gry w tych 2 ligach.
Szczególnie było to trudne w tym sezonie, kiedy trzeba było jeździć do Rosji przez Kaliningrad i przechodzić tę granicę na piechotę…Także jestem wyczerpany, a zawodnicy są na granicy wytrzymałości. I jestem wdzięczny losowi, że mimo wszystko było stosunkowo niewiele kontuzji.
RZG: No dobrze, to jeśli jesteśmy przy zmęczeniu…Czy to był powód, że przegraliście finał PLK?
Głównym powodem tego, że nie zostaliśmy mistrzem Polski było odejście dwóch zawodników w trakcie sezonu. Dlaczego tak się stało, dlaczego ich puściliśmy…?
Chcę, żeby ludzie w ZG zrozumieli to wyraźnie! W sytuacji koronawirusowej, gdy ludzi nie było w halach i nie było pieniędzy z biletów, do tego nie przyszła pomoc z miasta Janusz Jasiński zdecydował, że sprzeda naszego najlepszego zawodnika(Iffe Lundberga). Wcześniej odszedł Marcel Ponitka. I wtedy powiedziałem ci w Lublinie, że to jest koniec sezonu, bo wiedziałem, co się stanie.
Dlatego przegraliśmy ligę i możemy sobie rozmawiać o bańce, o zmęczeniu, o innych kilku okolicznościach, ale mieliśmy potężny zespół, który znakomicie pracował, funkcjonował znakomicie i wygrywał bez względu na to z kim grał i gdzie grał i jak grał… I gdybyśmy mieli Iffe to oczywiście bylibyśmy zmęczeni, ale na pewno walka wyglądałaby inaczej.
Natomiast gdybym był Januszem Jasińskim zrobiłbym to samo, bo on jest odpowiedzialny za cały klub. My trenerzy natomiast odpowiadamy za sportowe decyzje. Po tym zaś, jak nie pomogło nam miasto, Janusz musiał podjąć decyzję, która miała decydujący wpływ na zespół, na nas trenerów i zawodników, którzy byli tu od początku roku.
RZG: Czyli według Ciebie stosunki miasto – klub miały decydujący wpływ na walkę o tytuł?
Dla mnie? Powiem ci, co myślę, a nigdy o tym jeszcze nie mówiłem. Nie wiem nawet, kto jest prezydentem miasta, nie znam się na polityce, nie jestem politykiem, ale brak pomocy miasta dotknął mnie osobiście!
Gdyby ta pomoc była, sprawy potoczyłyby się inaczej!
Zobacz – mamy znakomity zespół, który wszystko wygrywa i nagle wysyłamy sygnał do innych zespołów, do federacji, do sędziów, do całego otaczającego nas świata, również do pozostałych zawodników Zastalu: hej, sprzedaliśmy najlepszych koszykarzy i już nie jesteśmy wcale kandydatem do mistrzostwa! Wyprzedajemy swój majątek, bo musimy przetrwać. To jak się mają czuć pozostali gracze? Jak oni mają zareagować? A z drugiej strony masz zespół, któremu pomaga miasto, pomaga nawet załatwić bańkę, żeby ten zespół mógł wygrać mistrzostwo.
RZG: Najprościej mówiąc – sprzedajecie Ponitkę, odchodzi Iffe, bierzecie Skylera, Davida, Krzysztofa Sulimę i po prostu masz słabszy zespół? Nie tak dobry, żeby konkurować ze Stalą?
Tak, oczywiście. To był słabszy zespół, bo ci nowi chłopcy przyszli miesiąc przed rozpoczęciem playoffów. Więc jak tu zdążyć z przygotowaniem?
Po drugie – musieliśmy ich szukać błyskawicznie w trakcie sezonu! Mam pytanie – dlaczego CSKA przyszło do nas i wzięło Iffe Lundberga? Bo rynek był pusty, bo nie było na nim nikogo!
Kiedy my próbowaliśmy rozmawiać z zawodnikami, którzy byli w klubach będących w dobrej sytuacji ekonomicznej to nikt nie chciał z nami rozmawiać nawet o ich sprzedaży! A jak na koniec wzięliśmy człowieka, który miał zastąpić najlepszego gracza – mówię o Nikosie Pappasie – to niestety doznał na dzień dobry poważnej kontuzji!
RZG: Dwa lata za Tobą – powiedz, co po tych dwóch latach sądzisz o Polsce, polskiej lidze. Jak nas widzisz – kraj, koszykówkę?
Kiedy za pierwszym razem byłem w Polsce – to było wtedy, kiedy zginął Drażen Petrović – byłem tu we Wrocławiu, to z tamtego pobytu została mi w pamięci myśl, że Chorwacja jest daleko przed Polską w różnych sferach, zwłaszcza ekonomicznie.
A teraz widzę Polskę, która tak się rozwinęła, ż jest w wielu aspektach mocno przed Chorwacją. Polska się wspaniale rozbudowała, to nowoczesny kraj, ma wiele świetnych hal, Polska według mnie jest na takim poziomie ekonomicznym, że tu w przyszłości koszykówka może się mocno rozwijać.
Ale potrzebna jest tu praca nad zarządzaniem klubami. Przecież większość klubów w Polsce nie ma generalnego menedżera! W większości klubów wszystko zależy od właściciela lub prezesa klubu, oni zajmują się wszystkim. To jeden z największych problemów.
RZG: Czy popełniłeś błędy pracując tutaj?
Pewnie, że tak, dzisiaj wieczorem prowadząc drużynę też je pewnie popełniałem. Nie chcę dziś o nich mówić. Gdybym miał w ogóle rozmawiać o moich błędach musiałbym zacząć rozmowę od błędów popełnionych przy budowie składu. A jak wiesz nie opowiadam o moich poszczególnych graczach i teraz też nie chcę tego robić.
RZG: Pytanie z innej beczki – kilka razy w tym sezonie, również w zeszłym był problem z opóźnionymi wypłatami dla zawodników. Czy to był problem, czy miał wg. ciebie jakikolwiek wpływ na pracę twoich graczy?
Pieniądze przychodziły z opóźnieniem niemal od początku, kiedy tu byłem. Ale to jest problem całej Europy. Większość klubów płaci z opóźnieniem, zwłaszcza w covidzie. Tylko u czołówki europejskiej pieniądze nie są problemem.
Ale nie miałem z tym nigdy kłopotu i zawodnicy też. Było tak, bo miałem umowę z Januszem, że jeśli będą opóźnienia, to otwarcie, osobiście ma informować o tym zawodników. Jak duże będzie opóźnienie i kiedy zapłaci. I do tej pory, za każdym razem przychodził i otwarcie im to mówił. Podawał datę, a potem się wywiązywał z tego, co powiedział.
RZG: Mówiłeś już o podstawowej przyczynie porażki w PLK. Ale nie mogę cię nie dopytać o bańkę. Czy to było fair, czy to miało znaczenie, jak na to patrzysz?
Dla mnie – jak już mówiłem – pierwszą przyczyna porażki było oddanie dwójki zawodników. Przypominam, że w Pucharze Polski wygraliśmy ze Stalą 26 punktami!
Oddajesz dwóch najlepszych koszykarzy, najbardziej atletycznych, dwóch ludzi z topu swojego zespołu i co się dzieje…???
Oddaliśmy ich, zmieniliśmy się fizycznie, zmieniliśmy się mentalnie. Musieliśmy zmienić też role zawodników, którzy do tego momentu byli w zupełnie innych rolach. Wszystko się wtedy pozmieniało. Zmęczenie, bańka, trzy tysiące innych powodów – możemy sobie gadać, ale po zmianach to już nie był ten sam zespół…
RZG: Czyli bez nich nie było szansy na mistrzostwo?
Szansa jest zawsze, pewnie! Ale tu zmalała do minimum.
Męczyliśmy się ze Spójnią, męczyliśmy się w półfinale…To już nie był ten sam zespół… Nikos doznał kontuzji, nowi gracze próbowali się zaadaptować w zespole, a jeszcze dorównać jakością tym, którzy odeszli. I mieliśmy na stworzenie zespołu ledwie miesiąc przed playoffami.
Czy ty wiesz, że my mamy w zespole zawodników, którzy wciąż nie znają do końca naszych zagrywek? I to się wszystko poskładało.
O bańce…Tak jak mówiłem – masz z jednej strony miasto, które czyni wysiłki, żeby pomóc klubowi i masz miasto, które walczy z klubem. Jedno miasto walczy o bańkę, inne nic nie robi w tej sprawie.
Ostrów wziął bańkę i zwiększył swoje szanse, ale to nie jest nadal główna przyczyna.
A tak na marginesie – w zeszłym roku to Anwil narzekał, że my jesteśmy mistrzem, że to nie jest legalne, że przyznano nam mistrzostwo. I można powiedzieć, że oba covidowe sezony nie zakończyły się legalnie, normalnie…Ale ja nie narzekam, że bańka była w Ostrowie. Bo jak mam narzekać na to, jeśli my nie wykonaliśmy żadnego wysiłku, żeby ją mieć???
RZG: No dobrze – jak podsumujesz te dwa lata, to jakie najmocniejsze wspomnienia będziesz miał z ZG?
Miałem szczęście, że przez 2 lata byłem otoczony przez cudownych ludzi! Robiliśmy wspólnie wszystko, co było możliwe – zrobiliśmy tu niesamowite rzeczy w VTB i w PLK i będzie się te rzeczy wspominało w przyszłości.
Ale ważniejsze od tych wszystkich podróży, od tego, że wygraliśmy z zespołami mającymi 10 razy większe budżety jest to, że stworzyła się tu grupa wspaniałych ludzi. W sztabie trenerskim, wśród ludzi z klubu i w drużynie. W zasadzie w ciągu 2 lat nie miałem w drużynie żadnego poważnego problemu! Jestem od dawna trenerem – wiem ile może wydarzyć w zespole.
RZG: To powiedz jeszcze, co z twoją przyszłością? Gdzie będziesz trenerem, czy masz już nowy klub?
Przede wszystkim to chcę lecieć do domu jak najszybciej to możliwe. Jestem bardzo rodzinnym człowiekiem, a nie widziałem córki od 6 miesięcy. Nie widziałem żony od 4 miesięcy. To jest dla mnie straszne. Dlatego też nie chcę na razie w ogóle rozmawiać o sprawach zawodowych. Nie mam ofert, odrzuciłem 4 w tym sezonie, jak już powiedziałem. Nawet nie myślę teraz o pracy – myślę tylko o tym, żeby dostać się do domu i zobaczyć moją rodzinę.
RZG: A co byś powiedział o przyszłości Zastalu? Jak ją widzisz?
Wszystko zależy od tego, ile się w klubie nauczyli się przez te dwa sezony.
Bardzo dużo zależy od tego, kto będzie trenerem. A właściwie trenerem/generalnym menedżerem, bo trener będzie miał w klubie więcej na sobie niż tylko trenerka, tak jak to też było w moim przypadku.
Oczywiście zawsze na końcu jest pomoc Janusza, ale to ten trener wybierze zawodników.
Zastal to w tej chwili platforma do rozwoju zawodników i ich promowania. I dużo będzie zależało, czy przyjdzie tu trener, który będzie potrafił podwyższać umiejętności zawodników.
My wzięliśmy Joe Thomassona – poszedł w górę, Ludde Hakanson – do góry, Drew Gordon – to samo, Zyskowski – do góry. W tym sezonie to samo. I poza samą trenerką to jest wielkie osiągnięcie i jeśli to się uda w przyszłym sezonie, to znów będzie to wielkie osiągnięcie dla klubu.
RZG: Chciałeś coś jeszcze powiedzieć na koniec – to proszę, zrób to…
Chciałbym podziękować ludziom z Zielonej Góy, bo przez te dwa lata otrzymałem tutaj nadzwyczajne wsparcie – od ludzi koszykówki, od ludzi z klubu, ale też od normalnych ludzi, których spotykałem na ulicy. Nawet dzisiaj przyszli tu, żeby choć przez chwilę się z nami spotkać.
Jestem dumny, że mogłem pomóc temu klubowi pewne sprawy organizacyjne i że opuszczam Zastal zostawiając go w lepszej sytuacji niż był, gdy tu przyszedłem.
Mam nadzieję, że klub wykorzysta tę zdobytą przez dwa wspólne lata wiedzę, żeby się coraz lepiej rozwijać.
Jeszcze jedna ważna sprawa – jednoczesne granie w VTB i PLK będzie dla Zielonej Góry dobre, jeśli klub pozostanie miejscem, w którym gracze mogą się rozwijać i wypromować. Dopóki klub nie osiągnie w pełni stabilności finansowej powinien działać właśnie w ten sposób.
Kiedy Zastal jednak ją osiągnie, powinien zacząć działać inaczej i tu są dwie drogi.
Albo powinien zatrudnić dwunastu silnych, równych zawodników i zainwestować w sposób, w jaki będzie podróżował. Druga droga – zatrudnić mniej zawodników, tak jak jest teraz, ale też grać mniej spotkań.
Nie wiem, w jakich rozgrywkach, tego nie powiem, bo tu znów wszystko zależy od budżetu. Myślę natomiast, że osoby decyzyjne w klubie nauczyły się przez ostatnie dwa lata jak zdobyć dobrych zawodników i jak osiągać z nimi dobre wyniki.