Większość politycznych komentatorów interpretując działania Rosji dzieli się na wyznawców dwóch szkół. Otwockiej i falenickiej. Jedna jest dziedzictwem zaborów i dominuje w dawnej Kongresówce i Ziemiach Odzyskanych. Szkoła ta prezentuje opuchliznę po przegranych powstaniach i traumę po rządach w Polsce agentów NKWD. Dzisiaj traumę tę dosyć dobrze umacniają w Polakach tzw resortowe dzieci, którzy służenie Rosji mają w genach i którzy służalstwo wobec Rosji uważają za zaletę nazywając to polską racją stanu.
Druga szkoła intelektualne zasilanie czerpie z tego co o Rosji plotą Amerykanie. Amerykańscy sowietolodzy, jak niejaki Brzeziński, geniusz doradczy, który doradzał jednemu z gorszych prezydentów jakim był Jimmy Carter. Budują oni wizję Rosji nie w oparciu o rzeczywistość, ale o własne wyobrażenie o tym jak Rosję można ogrywać za pomocą prostych sztuczek. Wynika to po trochu z kowbojskiej mentalności typowej wobec narodów mniej cywilizowanych. Z przekonania, że coltem najlepiej rozwiązuje się międzynarodowe problemy. Tymczasem tradycja polityczna Rosji jest znacznie dłuższa jak żywot Ameryki. Tradycja ta wywodzi się z azjatyckich idei politycznych, w których nie ma miejsca na moralne skrupuły. Podstawową metodą jaką tamtejsza polityka od lat stosuje to udawanie silnego, kiedy jest się słabym i udawanie słabego, kiedy jest się silnym. Do arsenału tej metody jest korzystanie z psychologii, a praktyką stosowaną od lat w rosyjskiej polityce, jest tworzenie indywidualnych psychologicznych portretów swoich przeciwników. W polityce rosyjskiej nie istnieje przyjaźń i zaufanie. Każdy jest traktowany bądź jako pożyteczny idiota realizujący rosyjskie cele, albo wręcz wróg, którego trzeba unieszkodliwić. Jednocześnie Rosjanie są mistrzami w dezinformacji. O tym wszystkim Amerykanie mają raczej kiepskie pojęcie.
Z tego powodu większość tego co rozmaici eksperci paplają o Rosji jest funta kłaków warte. Zarówno ci ze szkoły Falenickiej, jak i ci ze szkoły Otwockiej. Na Rosji nie poznał się nawet Józef Piłsudski. Mimo, że znał ich dobrze. Mimo, że osobiście znał się Leninem.
Dzisiejsza Rosja to kraj słaby gospodarczo. Mający dwa atuty strategiczne. Bombę atomową o węglowodory, którymi od zawsze szantażował świat. Kto zna gospodarczą historię Rosji wie, że utrata Ukrainy, Białorusi, Litwy, Łotwy, to utrata najbardziej cywilizacyjnie zaawansowanych krajów. Posiadających najbardziej zaawansowane technologie i najlepiej wykształcone kadry. Nadto w Rosji nie istnieje etos pracy w rozumieniu europejskim. Słowem, to kraj, który zamiast rozwijać nowoczesne technologie pręży militarne muskuły. Według MFW udział Rosji w światowej gospodarce spadnie do 3,02 proc. w 2022, podczas kiedy rozpadu Związku Sowieckiego Rosja miała 4,8 proc.
Z tego też powodu należy Rosję traktować jako nieobliczalne bandyckie państwo, które o ile będzie się mu opłacać wywołać małą wojnę, to ją wywoła. Nie dlatego, że jest silne, ale dlatego, że właśnie jest słabe. Przywódcy na Kremlu pieszczą w sobie imperialne tęsknoty. Srożą się i straszą sąsiadów, nieświadomi tego, że byłe sowieckie imperium rozpadło się dlatego, że jego przywódcy myśleli dokładnie tak samo jak dzisiaj Putin i Ławrow. Im w głowach nie może zaląc się idea, że znacznie więcej zyskali by w relacjach z sąsiadami demonstrując przyjaźń i współpracę.
Tekst: Krzysztof Chmielnik
Foto: Pixabay