Amerykański resort obrony ogłosił w poniedziałek (2 grudnia) nową transzę pomocy wojskowej dla Ukrainy o wartości 725 mln dolarów. W pakiecie znalazły się m.in. rakiety do systemów obrony powietrznej, drony, rakiety do systemów HIMARS oraz po raz pierwszy miny przeciwpiechotne.
Jak podał w komunikacie Pentagon, w skład nowego zestawu broni dla Ukrainy weszły m.in. rakiety do systemów obrony powietrznej NASAMS, systemy przeciwdronowe, amunicja do systemów artylerii rakietowej HIMARS, amunicja artyleryjska, drony, pociski przeciwpancerne TOW i Javelin, a także miny przeciwpiechotne.
Te ostatnie znalazły się w pakiecie po raz pierwszy mimo sprzeciwu części organizacji pozarządowych, obawiających się ryzyka dla cywilów. Miny przekazane przez USA mają być nietrwałe, tzn. mają same się dezaktywować po pewnym czasie. Pentagon uzasadniał przekazanie min chęcią spowolnienia postępów Rosji na froncie.
Według agencji AP, w kategorii amunicji do HIMARS weszły też pociski ATACMS, które od niedawna Kijów stosuje również przeciwko celom wewnątrz Rosji.
Szacowana wartość broni to 725 mln dolarów, co oznacza, że łączna wartość amerykańskiej pomocy wojskowej dla Kijowa wynosi ponad 61,4 mld dolarów. Administracja prezydenta Bidena wciąż ma do wykorzystania ponad 5 mld dolarów w sprzęcie. Lecz mimo obietnic prezydenta, że do końca jego kadencji (20 stycznia) wykorzystane zostaną wszystkie środki, „Wall Street Journal” donosił w ubiegłym tygodniu, że administracja nie zdąży przekazać całości sprzętu. Ma to mieć związek zarówno z problemami logistycznymi, jak i obawami o zbytnie uszczuplanie amerykańskich arsenałów. Według gazety, prawdopodobne jest, że pozostała kwota pozostanie do dyspozycji administracji prezydenta Trumpa, który może użyć jej jako karty przetargowej, by skłonić zarówno Rosję, jak i Ukrainę do rozpoczęcia negocjacji pokojowych.
Taki scenariusz przedstawił m.in. w rozmowie z PAP gen. Keith Kellogg, którego Trump zamierza powołać na stanowisko specjalnego wysłannika ds. Rosji i Ukrainy.