„Wybory oznaczają koniec kampanii, ale też początek ciężkiej pracy” – powiedział w wywiadzie dla PAP Grzegorz Bachański, który po sześciu latach wrócił na stanowisko prezesa Polskiego Związku Koszykówki, zastępując Radosława Piesiewicza.
Polska Agencja Prasowa: Poniedziałkowy (21 października) zjazd sprawozdawczo-wyborczy był nietypowy. Po pierwsze zwołany w połowie kadencji, po drugie – w atmosferze zamieszania wzmaganego atakami i połajankami ze strony oponentów odchodzących władz, a sumie jego przebieg był spokojny…
Grzegorz Bachański: Trzeba powiedzieć, że u nas, w polskiej koszykówce, wybory od lat przebiegają elegancko i spokojnie. Atmosfera przedzjazdowa była rzeczywiście interesująca, bo pierwszy raz w historii o stanowisko prezesa ubiegało się pięcioro kandydatów. Kampania była jednak bardzo pozytywna, wymienialiśmy się pomysłami, nowymi ideami, jak uzdrowić tę dyscyplinę w kraju. Naprawdę chylę czoła przed kontrkandydatami, bo w tych ostatnich dwóch tygodniach wykreowali wiele ciekawych pomysłów. Myślę, że na pewno będziemy w stanie niektóre z nich realizować. Dziękuję Eli Nowak i Łukaszowi Koszarkowi za to, że mogliśmy pójść razem. Chciałbym również usiąść do wspólnego stołu z Filipem Kenigiem i Jackiem Jakubowskim. Myślę, że jest kilka ciekawych elementów, zwłaszcza w propozycjach Filipa, co do których moglibyśmy umówić się na wspólną realizację.
PAP: Wyborcze emocje opadły. Co dalej?
G.B.: Wybory się skończyły, siadamy już w tej chwili do pracy. Ligowy sezon już się rozpoczął, a nawet jest w pełni. Za chwilę mamy mecze drużyn narodowych, a w przyszłym roku czeka nas organizacja grupy Eurobasketu. Pracy jest bardzo dużo. Czas rozdać role w nowym zarządzie i dalej pracować nad rozwojem polskiej koszykówki.
PAP: Nie zdecydował się pan zaproponować od razu miejsca w zarządzie Jackowi Jakubowskiemu czy Filipowi Kenigowi, co byłoby przejawem koncyliacji…
G.B.: Mimo wszystko były pewnego rodzaju programowe różnice. Myślę, że każdy z nas miał też już ustalony pewien „zasób personaliów”, jeśli chodzi o nowy zarząd. Każdy idzie przecież z pewną grupą do wyborów. Pragnę tylko podkreślić, że zarząd, który zaproponowałem, jest bardzo ciekawy, autorski, z większością nowych ludzi i dużą reprezentacją kobiet. Tak naprawdę na poziomie centralnym zaszło dużo zmian i nastąpiło odmłodzenie. Oczekuję, że ci członkowie będą generować wiele nowych pomysłów, bo tego polska koszykówka potrzebuje. Ja wniosę odpowiednie doświadczenie, wiedzę z 30 lat funkcjonowania w dyscyplinie, natomiast ci młodsi muszą sprawy, mówiąc kolokwialnie, pociągnąć do przodu.
PAP: W 10-osobowym zarządzie jest teraz sześć nowych osób w porównaniu z poprzednim, w tym trzy kobiety.
G.B.: Jest to ciekawy przekrój społeczny środowisk koszykarskich. Myślę, że interesująco to wygląda. Czekają nas oczywiście kwestie dotyczące uaktywnienia struktur lig profesjonalnych. W lidze żeńskiej dyskusja na ten temat trwa już od jakiegoś czasu. Myślę, że teraz męska musi na nowo przedefiniować kwestie powołań do rady nadzorczej. Chcemy generalnie ruszyć z projektem zwiększenia autonomii, jeśli chodzi o ligę męską.
PAP: Z czego wynikało przyspieszenie wyborów do władz PZKosz – decyzji prezesa Radosława Piesiewicza czy ze zdecydowanej woli środowiska? Tak czy inaczej można to postrzegać jako otwarcie na nowe wymagania, nowe czasy…
G.B.: Prezes Piesiewicz uznał, że generalnie chce się kupić na pracy w Polskim Komitecie Olimpijskim, że łączenie tych funkcji dłużej nie ma sensu i moim zdaniem, biorąc pod uwagę pewną perspektywę, decyzja o zwołaniu przyspieszonych wyborów była właściwa. Przede wszystkim zaktywizowała różne środowiska koszykarskie, wygenerowała niezłą liczbę ciekawych pomysłów. Wystartowało pięcioro kandydatów, każdy ze swoimi ideami. Przebyli również setki kilometrów w procesie przekonywania do nich różnych środowisk, więc ta aktywizacja w koszykarskim światku była ciekawa, dobra, demokratyczna. Pokazaliśmy, że zależy nam na rozwoju dyscypliny. Kampania była pozytywna, nikt nikogo ad personam nie atakował. Oczywiście, jak każdy zarząd będziemy po pewnym czasie rozliczani. Wybory oznaczają koniec kampanii, ale też początek ciężkiej pracy.
PAP: Jaki jest stan finansów Polskiego Związku Koszykówki?
G.B.: Bardzo dobry, stabilny. Realizujemy budżet przyjęty w zeszłym roku. Natomiast, oczywiście, nowy zarząd już musi pochylić się nad przygotowaniem budżetu na przyszły rok. Mamy Eurobasket w Katowicach. Jestem przekonany, że musimy usiąść z podmiotami, przede wszystkim ministerstwem sportu i naszymi sponsorami, by kontynuować finansowanie polskiej koszykówki na dobrym, właściwym poziomie.
PAP: Czy nie obawia się pan, że sponsorzy się wycofają, jak to dzieje się w przypadku PKOl i o podejście ministerstwa sportu do kształtu nowych władz w PZKosz?
G.B.: Jestem zdania, że – zgodnie z prawem – polski związek sportowy jest takim pozytywnym, niezależnym tworem. Związek nie tyle musi się bronić relacjami quasi-politycznymi, ale pracą i jej efektami. Uważam, że na dziś PZKosz wykonuje swoją robotę i będzie ją wykonywał. I w ocenie działań dokonywanej przez sponsorów czy departamenty kontrolne ministerstwa sportu istotne jest, jak pracuje. Jesteśmy instytucją stabilną organizacyjnie, finansowo, nie wydajemy więcej niż mamy. W związku z tym nie widzę podstaw, żeby szukać gdzieś innego rodzaju argumentacji.
Czytaj także:
Grzegorz Bachański prezesem Polskiego Związku Koszykówki
Grzegorz Bachański został wybrany na prezesa Polskiego Związku Koszykówki (PZKosz) w trakcie nadzwyczajnego zjazdu delegatów, który odbywa się w Centrum Olimpijskim w Warszawie. Otrzymał 74 głosy, a jego kontrkandydat...
Czytaj więcej