Spis treści
Premier Donald Tusk zapowiedział we wtorek (13 sierpnia), że kandydatem Polski na unijnego komisarza będzie Piotr Serafin, który obecnie pełni funkcję szefa Stałego Przedstawicielstwa Polski przy UE. Według premiera bardzo prawdopodobne jest, że przypadnie mu stanowisko unijnego komisarza ds. budżetu.
Zgodnie z zapowiedzią o polskim kandydacie na komisarza premier Donald Tusk poinformował po zakończeniu wtorkowego (13 sierpnia) posiedzenia rządu. Jak wskazał, rekomendację na stanowisko przedstawił minister ds. Unii Europejskiej Adam Szłapka, a ta została „jednomyślnie” i „entuzjastycznie” przyjęta przez cały rząd.
Kandydatem Polski do KE ma być Piotr Serafin, który od grudnia zeszłego roku pełni funkcję szefa Stałego Przedstawicielstwa Polski przy UE. W latach 2014-2019, gdy Tusk był przewodniczącym Rady Europejskiej, Serafin był szefem jego gabinetu. Wcześniej, od 2012 do 2014 r., zajmował stanowisko sekretarza stanu ds. europejskich w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, zaś w latach 1999-2010 r. pracował w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej.
Zastrzegając, że teka, którą Polska dostanie, zależy przed wszystkim od szefowej KE Ursuli von der Leyen, Tusk poinformował, że „wydaje się bardzo prawdopodobne, że polski komisarz uzyska (…) kluczowe z punktu widzenia Polski portfolio, jakim byłby budżet europejski”.
– Ten portfel daje możliwość współpracy i wpływania na różne decyzje we wszystkich dziedzinach życia w Europie. Każdy komisarz musi liczyć się z tym komisarzem, który odpowiada za budżet. Będzie to miało – jeśli oczywiście się uda – (…) bezpośrednie znaczenie (…), jeśli chodzi o pewne konsekwencje finansowe
– powiedział premier.
Dodał, że o tym będzie „precyzyjniej” informował w przyszłości.
Premier zapowiedział, że kandydaturę Serafina skonsultuje z prezydentem Andrzejem Dudą jeszcze w tym tygodniu.
– Mam nadzieję, że jeszcze przed świętem 15 sierpnia
– dodał.
Jak tłumaczył, zanim zostanie ona formalnie zgłoszona, ocenić musi ją też sejmowa komisja ds. Unii Europejskiej.
Tusk wyraził przy tym nadzieję, że cała procedura „przebiegnie szybko i bezkonfliktowo”.
– Bardzo bym chciał, żeby Europa widziała, że w sprawach dotyczących polskich interesów (…) bardzo dobrze ze sobą współpracujemy, niezależnie od tego, skąd kto jest, w sensie politycznymi
– powiedział szef rządu.
Jak dodał, wybór Serafina poprzedziły konsultacje z szefową Komisji Europejskiej.
– Rozważaliśmy kilka kandydatur, jak to jest w zwyczaju, i pani Ursula von der Leyen przyjęła do wiadomości, że finalnie zgłosimy kandydaturę Piotra Serafina
– powiedział.
Ursula von der Leyen oczekuje, że państwa członkowskie zgłoszą swoich kandydatów do końca sierpnia. Następnie kandydaci na komisarzy będą musieli zdobyć aprobatę europosłów na wysłuchaniach w Parlamencie Europejskim. KE w nowym składzie ostatecznie zatwierdzi izba w głosowaniu.
Jeśli Piotr Serafin dostanie posadę unijnego komisarza, konieczne będzie znalezienia nowego Stałego Przedstawiciela RP przy UE. Wśród potencjalnych kandydatów wymieniana jest m.in. sekretarz stanu w KPRM Agnieszka Bartol-Saurel.
1. Piotr Serafin kandydatem na polskiego komisarza w Komisji Europejskiej (sylwetka)
Kandydatem na polskiego komisarza w Komisji Europejskiej będzie Piotr Serafin, p.o. szefa Stałego Przedstawicielstwa Polski przy UE. Serafin był szefem gabinetu Donalda Tuska, gdy był on przewodniczącym Rady Europejskiej. To zaufana osoba premiera, która od lat doradzała mu w sprawach europejskich – podkreślają rozmówcy PAP.
Nazwisko Piotra Serafina, który w grudniu zeszłego roku objął kierownictwo Stałego Przedstawicielstwa RP przy Unii Europejskiej w Brukseli po Andrzeju Sadosiu, było pierwszym wysuwanym na polskiego komisarza w KE po tym, gdy jasne stało się, że nie będzie nim szef MSZ Radosław Sikorski.
W nieoficjalnych rozmowach z PAP politycy i dyplomaci przyznawali, że decyzja ws. polskiego kandydata na komisarza to personalna decyzja Donalda Tuska, który potrzebuje osoby doświadczonej, ale przede wszystkim – zaufanej.
– W Brukseli Serafin cieszy się ogromnym poważaniem, a jednocześnie byłby w stanie skutecznie realizować wolę premiera, m.in. w sprawach związanych z Zielonym Ładem
– mówiło PAP jedno ze źródeł.
50-letni Piotr Serafin ze sprawami europejskimi związany jest przez całe zawodowe życie. Wykształcony na Uniwersytecie Warszawskim, SGH oraz brytyjskim University of Sussex, Serafin od 1998 r. był urzędnikiem w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej, gdzie w latach 2008-2009 pełnił funkcję podsekretarza stanu.
Po włączeniu UKIE w struktury MSZ w 2010 r. Serafin został powołany na stanowisko podsekretarza stanu w resorcie. Pozostał na nim jednak niecałe dwa miesiące, ponieważ potem zaczął pełnić funkcję zastępcy szefa gabinetu komisarza ds. budżetu Janusza Lewandowskiego.
W 2012 r. ponownie wrócił do MSZ jako minister ds. europejskich i pełnomocnik ds. europejskich premiera.
– Tę „podwójną czapkę” wymyślił sam, by być bliżej szefa rządu. Jest europejskim szerpą, czyli ustami i uszami Tuska w UE
– pisała wówczas „Gazeta Wyborcza”.
– Moim zadaniem jest informować premiera, gdzie może mieć kłopoty. I sprawiać, by było ich jak najmniej
– mówił zaś sam Serafin.
Po tym, jak 1 grudnia 2014 r. Donald Tusk został przewodniczącym Rady Europejskiej, Serafin został szefem jego gabinetu i pełnił tę funkcję do listopada 2019 r., czyli przez dwie dwuipółletnie kadencje, kiedy ten pozostawał na stanowisku. Według rozmówców PAP to właśnie ten okres przesądził o tym, że jest on jedną z najbardziej zaufanych osób premiera w kwestiach relacji Warszawy z Brukselą.
– Jeśli chodzi o sprawy europejskie, to człowiek instytucja. Od czasów premiera Jerzego Buzka uczestniczył we wszystkich unijnych bataliach Polski: od unijnego budżetu, po negocjacje klimatyczne i słynną walkę o pierwiastkowy system głosowania w 2007 r., za który, jak pamiętamy, chciał kiedyś umierać premier Jarosław Kaczyński
– pisała w 2014 r. „Polityka”.
Ze względu na doświadczenie Serafina spekulowano, że w KE prawdopodobnie przypadłaby mu któraś z tek gospodarczych niż początkowo przymierzana do Polski teka dotycząca rozszerzenia.
We wtorek (13 sierpnia) premier Donald Tusk podkreślił, że bardzo prawdopodobne jest, iż Serafin zostanie komisarzem ds. budżetu.
– Ten portfel daje możliwość współpracy i wpływania na różne decyzje we wszystkich dziedzinach życia w Europie
– mówił premier.
Szef rządu poinformował również, że jeszcze w tym tygodniu będzie chciał skonsultować tę kandydaturę z prezydentem Andrzejem Dudą.
W grudniu zeszłego roku Serafin objął stery Stałego Przedstawicielstwa RP przy Unii Europejskiej w Brukseli, jednak ze względu na to, że prezydent Andrzej Duda do dziś nie zatwierdził jego kandydatury, formalnie pozostaje on osobą „pełniącą obowiązki” na tym stanowisku.
Prywatnie Piotr Serafin jest żonaty i ma dwie córki.
2. Przyszły komisarz ds. budżetu przygotuje m.in. nową „siedmiolatkę”
Piotr Serafin, który zgodnie z życzeniem premiera Donalda Tuska miałby objąć tekę unijnego komisarza ds. budżetu, może odpowiadać za przygotowanie nowej siedmioletniej perspektywy finansowej UE. Wyzwaniem będzie utrzymanie dużych pieniędzy dla Polski.
Europoseł KO Andrzej Halicki w rozmowie z PAP zastrzegł, że teka budżetowa dla Serafina nie jest przesądzona. Podział tek zaproponuje w najbliższych tygodniach przewodnicząca Ursula von der Leyen. Potem kandydaci na komisarzy będą musieli wziąć udział w wysłuchaniach w komisjach europarlamentu; to PE ostatecznie zatwierdzi skład nowej KE.
Zadaniem przyszłego komisarza ds. budżetu UE będzie m.in. przygotowanie projektu siedmioletniej perspektywy finansowanej na lata 2028-34.
Budżet UE jest naturalnym obszarem zainteresowania krajów członkowskich, które przystąpiły do UE w ramach tzw. dużego rozszerzenia, w tym Polski. Startując z poziomu poniżej średniej PKB dla całej wspólnoty, były one beneficjentami netto unijnego budżetu. Otrzymały z niego duże sumy m.in. na politykę spójności wspierającą rozwój słabiej radzących sobie regionów.
Kraje te będą miały niełatwe zadanie obronienia polityki spójności przed cięciami. W budżecie UE na lata 2021-27 przeznaczono na nią 392 mld euro, a więc prawie jedną trzecią całego budżetu. Przy podziale pieniędzy na spójność Polska dostała najwięcej, bo aż 76 mld euro.
Lewandowski powiedział PAP, że „jeśli dobrze się postaramy”, to Polska będzie jednym z głównych beneficjentów netto także budżetu na lata 2028-34. Rozmowa o nowej „siedmiolatce” nie będzie jednak prosta.
– Wtedy UE będzie musiała zacząć spłacać olbrzymi dług zaciągnięty, by sfinansować ożywienie gospodarcze po pandemii w ramach krajowych planów odbudowy 27 krajów członkowskich. Będzie to kosztowało minimum 15 mld euro rocznie i nałoży się z finansowaniem tego nowego budżetu
– zaznaczył.
W ocenie Lewandowskiego teka budżetowa dla Serafina jest więc „dobrym wyborem i oby się spełniła”.
Wieloletni sprawozdawca unijnego budżetu w PE Jan Olbrycht zwrócił uwagę, że spłata popandemicznego funduszu odbudowy będzie się odbywała albo poprzez podniesienie składek członkowskich, albo wprowadzenie nowych dochodów własnych Unii, w tym podatków, albo poprzez cięcia w politykach, także spójności. Jest to jeden z powodów, dla których polityka spójności może się znaleźć – jak to określił b. europoseł – „na dużym zakręcie”.
– Budżet unijny nie jest rozmową księgowych, to jest rozmowa o kształcie i kierunku, w którym zmierza Unia – zauważył Olbrycht. – Budżet UE stał się budżetem trochę wojennym, w którym widać dużo skutków wojny w Ukrainie. W przyszłym budżecie obronność będzie odgrywać jeszcze większą rolę
– zapowiedział.
Jak dodał, pozostaje też pytanie, czy dług zaciągnięty przez Unię po pandemii będzie jednorazowy, czy też UE stanie się poważnym graczem na rynkach finansowych.
Dyskusja o cięciach będzie nieunikniona, bo będą na nią naciskali płatnicy netto. O potrzebie „reformy polityki spójności” mówili w lipcu w niezależnych wypowiedziach wicekanclerz Niemiec Robert Habeck i minister finansów tego kraju Christian Lindner. Niemiecki resort finansów zlecił też przygotowanie raportu na temat przyszłości polityki spójności, w którym znalazła się rekomendacja m.in. jej uszczuplenia. Sojusznikiem w tej batalii będzie tzw. grupa krajów oszczędnych: Szwecja, Belgia, Finlandia i Holandia, przy czym zwłaszcza ta ostatnia, z nowym rządem, do którego weszła skrajnie prawicowa Partia Wolności Geerta Wildersa, może utwardzić swoje stanowisko.
Jak powiedział PAP Halicki, jeśli Serafinowi uda się objąć tekę komisarza ds. budżetu, to Polska będzie grała w sprawie pieniędzy z przyszłej perspektywy „na wielu fortepianach”. Zwrócił uwagę, że Polska będzie miała silną pozycję w tej dziedzinie zarówno w PE, jak i w Radzie UE w związku ze swoją prezydencją. KE przedstawi bowiem projekt kolejnej „siedmiolatki” w drugim kwartale przyszłego roku, a więc w trakcie polskiego przewodnictwa w Radzie UE. Polska będzie więc odpowiadała za rozpoczęcie rozmów w tej sprawie z krajami członkowskimi. Z kolei w PE Lewandowski jako europoseł KO został wiceprzewodniczącym komisji budżetowej, a Halicki będzie sprawozdawcą zarówno projektu budżetu na przyszły roku, jak i całej „siedmiolatki” na lata 2028-34.
Zgodnie z założeniem nowa KE ma rozpocząć pracę 1 listopada. To wtedy Serafin przeniesie się ze Stałego Przedstawicielstwa przy UE do położonego kilkaset metrów od polskiej placówki w Brukseli budynku Berlaymont, gdzie siedzibę ma Komisja Europejska.
3. Tusk: 29 października przedstawimy raport dot. działań komisji ds. wpływów rosyjskich
Premier Donald Tusk poinformował, że 29 października zostanie przedstawiony pierwszy raport komisji ds. wpływów rosyjskich i białoruskich. Zapowiedział, że będzie on zawierał „konkluzje i precyzyjne informacje dotyczące domniemanych działań obcych służb i obcych wpływów w Polsce”.
Szef rządu na wtorkowej (13 sierpnia) konferencji prasowej po posiedzeniu Rady Ministrów poinformował, że wstępny raport komisji ds. wpływów rosyjskich i białoruskich, który otrzymał od szefa tej komisji gen. Jarosława Stróżyka, „ma charakter organizacyjny i metodologiczny”. Premier podkreślał, że charakter aktualnie działającej komisji jest „zupełnie inny” niż tej, która powołana została przez rząd PiS w 2023 r.
Tusk, powołując się na uzyskane przez obecną komisję dokumenty, relacjonował, że dwa dni po wyborach parlamentarnych, 17 października 2023 r., szef powołanej przez PiS komisji ds. rosyjskich wpływów Sławomir Cenckiewicz zwrócił się do szefostwa SKW z zamówieniem na „teczki akt osobowych żołnierzy i funkcjonariuszy”.
Miało chodzić m.in. o gen. Piotra Pytla, gen. Janusza Noska i wiceszefa SKW Krzysztofa Duszę. Cenckiewicz miał też zwracać się z prośbą o dostarczenie mu wszelkich materiałów zgromadzonych w procedurach operacyjnych dot. gen. Mirosława Różańskiego (wybranego w wyborach na senatora Trzeciej Drogi), gen. Jarosława Stróżyka, gen. Mieczysława Cieniucha i gen. Mieczysława Gocuła. Zażądać miał także teczki i zgromadzonych w niej akt, dotyczących ówczesnego europosła, a obecnie ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego.
– To po wyborach było głównym celem komisji pana Cenckiewicza zebranie ewentualnych haków, dokumentacji, która mogłaby wyeliminować z życia publicznego te osoby
– mówił premier.
Tusk przypomniał, że 29 listopada 2023 r. – już w nowej kadencji Sejmu – tamta komisja ogłosiła „raport cząstkowy” i przedstawiła rekomendacje, by jemu, Jackowi Cichockiemu, Bogdanowi Klichowi, Tomaszowi Siemoniakowi, Bartłomiejowi Sienkiewiczowi nie były powierzane stanowiska publiczne odpowiadające za bezpieczeństwo państwa, w związku z uznaniem w latach 2010-2014 rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa za służbę partnerską. W dniu ogłoszenia raportu Sejm odwołał wszystkich członków komisji, co wstrzymało jej działalność.
Jak zapowiedział szef rządu, pierwszy raport obecnie działającej komisji będzie już zawierał ustalenia merytoryczne i zostanie przedstawiony 29 października na posiedzeniu rządu, a następnie publicznie.
– Będzie to pierwszy raport zawierający już konkluzje i precyzyjne informacje dotyczące tych domniemanych działań obcych służb i obcych wpływów
– dodał.
Zaznaczył, że ze wstępnego raportu, który otrzymał, wynika, iż komisja będzie działała zgodnie z wcześniejszymi planami. Zapewniał, że w związku z jej pracami na pewno pojawią się nazwiska i konkretne fakty, ale „nie będą one gromadzone w celu uderzania w opozycję czy oponentów politycznych”.
– To mogę zagwarantować
– powiedział Tusk.
Premier poinformował też, że komisja będzie się także zajmowała wpływami np. na spółki Skarbu Państwa, na gospodarkę i pewne decyzje gospodarcze, a także dotyczące odstąpienia np. od uzbrojenia. Jako przykład wskazał postanowienie byłego szefa MON Antoniego Macierewicza (PiS) o wycofaniu się z programu „Karkonosze”, który przewidywał zakup samolotów transportowo-tankujących dla Sił Powietrznych RP.
Tusk powiedział, że komisja rejestruje – jak mówił – ewidentne przypadki wpływów rosyjskiej propagandy w polskich mediach. Jednym z „tematów do zbadania” ma być wywiad Jacka i Michała Karnowskich z ambasadorem Rosji w Polsce Siergiejem Andriejewem, który ukazał się na łamach tygodnika „Sieci” w przeddzień ataku na Ukrainę w 2022 r.
– (Trzeba sprawdzić – PAP), jakim cudem pan rosyjski ambasador dostał takie forum, żeby rosyjską propagandę i interpretację zdarzeń móc upowszechniać w Polsce
– podkreślił Tusk.
W 2023 r. rząd PiS powołał Państwową Komisję do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007-2022. Przewodniczył jej Sławomir Cenckiewicz, który we wtorek odniósł się na platformie X do słów premiera. Potwierdził, że zwracał się do SKW o teczki akt osobowych, co nazwał logicznym, argumentując, że szukał „wszystkich zaangażowanych w reset z Rosją”.
Obecnie działająca Komisja do spraw badania wpływów rosyjskich i białoruskich w latach 2004-2024 jest organem pomocniczym premiera; została powołana na mocy zarządzenia szefa rządu z 21 maja br. Na jej czele stoi szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego gen. Jarosław Stróżyk. W skład komisji wchodzi, oprócz przewodniczącego, 11 specjalistów zarekomendowanych przez premiera i szefów kluczowych w tej sprawie resortów. Na początku czerwca gen. Stróżyk poinformował, że komisja będzie korzystała ze wsparcia wielu ekspertów, a także będzie działała w zespołach tematycznych.
4. Tusk: to, że KAS uznała za niezbędne skontrolowanie 100 mld zł wydatków mówi samo za siebie
To, że Krajowa Administracja Skarbowa uznała za niezbędne skontrolowanie wydatków na poziomie 100 mld zł mówi samo za siebie; jeżeli 5 mld nadużyć jest już stwierdzonych, to takie zakres badań jest jak najbardziej uzasadniony – ocenił we wtorek (13 sierpnia) premier Donald Tusk.
Tusk został na wtorkowej (13 sierpnia) konferencji prasowej zapytany o kwestię rozliczeń wydatków publicznych za rządów PiS. Premier informował w ubiegłym tygodniu, że Krajowa Administracja Skarbowa prowadzi postępowania w 90 jednostkach ws. podejrzanego wydania środków publicznych za rządów PiS. Doprecyzował, że KAS oszacowała tę kwotę na 100 mld zł, a zarzuty ws. nadużyć postawiono 62 osobom.
Ponadto szef MF Andrzej Domański, szef MS Adam Bodnar i szef MSWiA Tomasz Siemoniak podpisali międzyresortowe porozumienie dotyczące skoordynowania działań podległych im służb. Ma dotyczyć zabezpieczenia i odzyskiwania mienia Skarbu Państwa wydanego niezgodnie z prawem, na szkodę interesu publicznego. Premier wskazał, że celem porozumienia ma być odzyskanie „maksimum tego, co jest do oddania”, ale też uniemożliwienie w przyszłości nadużywania władzy.
Z kolei Domański powiedział później w wywiadzie telewizyjnym, że ze 100 mld zł wydatków, które są prześwietlane przez służby, ok. „5 mld zł to kwota, wobec której jesteśmy przekonani, że mamy do czynienia z nieprawidłowościami”.
Tusk dopytywany we wtorek o instytucje, w których prowadzone są badania dot. nieprawidłowości i ich kwoty, zapowiedział, że zwróci się do szefa KAS Marcina Łobody, by ten do końca tygodnia przestawił „precyzyjną informację – listę tych 90 instytucji i informację, dlaczego mówimy o tych 100 mld”.
– Mówimy, że mniej więcej 100 mld zł to jest obszar badania nieprawidłowości; ile dowiedziemy – to już jest działanie tych odpowiednich służb, ile ukradziono, ile sprzeniewierzono, ile użyto w niewłaściwy sposób, z naruszeniem przepisów. Natomiast to, że KAS uznała za niezbędne skontrolowanie wydatków na poziomie 100 mld zł mówi samo za siebie
– dodał premier.
Jak ocenił, działania KAS przyniosły efekty „bardzo szybko”.
– Jeżeli mówimy o wnioskach o odzyskanie 3 mld zł i stwierdzeniu, że 5 mld zł to jest skala w tej chwili już stwierdzonych nadużyć, to pokazuje, że ten tak szeroki zakres badań jest niestety jak najbardziej uzasadniony
– stwierdził Tusk, zapewniając, że ludzie zajmujący się tymi kwestiami będą na bieżąco informować media o postępach prac.
5. Premier: dokumentacja wysłana z RCL „powinna wystarczyć stukrotnie” do podjęcia „bezwzględnych kroków” wobec PiS
Premier Donald Tusk podkreślił we wtorek (13 sierpnia), że nie ma „żadnej pokusy”, żeby odebrać subwencje jakiejkolwiek partii politycznej. Według niego, wcześniej partie traciły ją z powodu drobnych błędów, a obecnie już dokumentacja wysłana z RCL „powinna wystarczyć stukrotnie”, aby podjęto „bezwzględne kroki” wobec PiS.
Państwowa Komisja Wyborcza odroczyła do 29 sierpnia posiedzenie ws. sprawozdania finansowego komitetu wyborczego PiS z wyborów parlamentarnych. Komisja uzasadniła to koniecznością zwrócenia się do dwóch państwowych instytucji: Rządowego Centrum Legislacji (RCL) oraz Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej (NASK), aby wyjaśnić wątpliwości. Przewodniczący PKW Sylwester Marciniak uzasadniał, że w pismach przesłanych wcześniej z RCL zabrakło szczegółowych wyliczeń dotyczących wynagrodzeń i zakresu czynności zatrudnionych tam osób. W materiałach z NASK zabrakło wyliczeń dotyczących wartości raportów. W ubiegły piątek po południu do Państwowej Komisji Wyborczej wpłynęły dokumenty z NASK i z RCL.
Premiera spytano na wtorkowej konferencji prasowej, czy według jego wiedzy wartość „omawianych spraw i działań” przekracza wartość 400 tys. zł, która oznaczałaby podjęcie działań związanych z subwencją dla PiS, i o to, które dokumenty z RCL, według niego przesądzają, że instytucja ta działała na rzecz kampanii wyborczej członków PiS.
Tusk podkreślił, że „na szczęście to nie pieniądze wygrywają wybory”.
– Nie mam żadnej pokusy, ani żądzy, żeby odebrać subwencje, te dotacje państwowe, jakiejkolwiek partii politycznej. Gdyby pieniądze wygrywały wybory, to 15 października PiS byłby bezkonkurencyjny. Jeśli uważamy, że PKW powinna bardzo poważnie przeanalizować całą dokumentację, którą wysłano, to przede wszystkim dlatego, żeby nie było takiego poczucia, że można zrobić wszystko, każde łajdactwo, nadużycie, a z tego tytułu nie ma żadnych konsekwencji
– oświadczył szef rządu.
Premier podkreślił, że drobne błędy księgowe czy proceduralne sprawiały dotąd, że partie takie jak PSL czy Nowoczesna traciły pieniądze.
Przekonywał, że „cała Polska” zna m.in z przecieków medialnych możliwą skalę nadużyć i „taką bezczelność” oraz „bezwstydne działania” podejmowanych przez PiS.
– I gdyby to pozostało bezkarne, to ludzie mogliby słusznie pomyśleć, że prawie każdy wysiłek, także wyborców idzie na marne
– ocenił.
Premier zaznaczył, że nie ma żadnego mandatu, aby wpływać na działania PKW. „O jedno jednak mogę prosić chyba, tak jak każdy obywatel: żeby bardzo rzetelnie (PKW) przeanalizowała całą tę dokumentację”.
Tusk podkreślił, że jeśli chodzi o działania ówczesnego szefa RCL Krzysztofa Szczuckiego (PiS), to z dokumentacji przesłanej do PKW „wynika jednoznacznie, że zarówno pracownicy podlegli panu Szczuckiemu, jak i środki będące w ich dyspozycji, służyły tej kampanii (wyborczej)”. Zaznaczył jednocześnie, że nie może rozstrzygać, czy to wystarczy PKW.
– Ale z całą pewnością tylko ta dokumentacja wysłana stąd, z RCL, powinna wystarczyć stukrotnie, w porównaniu do tamtych decyzji sprzed lat, żeby podjąć kroki bezwzględne wobec sprawców tego, ja nie mam tu cienia wątpliwości
– powiedział szef rządu.
W sprawie NASK chodzi o realizowane w latach 2022-2023 zadanie publiczne polegające na monitoringu treści dezinformujących i fake newsów dostępnych w mediach społecznościowych, finansowane z umowy dotacji celowej na ponad 18 mln zł. W przekazanym PKW przez KPRM piśmie można znaleźć informacje, zgodnie z którymi od 20 września 2023 r. do 15 października 2023 r. resort cyfryzacji zlecał NASK przygotowanie raportów nt. „wiarygodności Prawa i Sprawiedliwości” oraz monitoring mediów w tej kwestii. Zdaniem Kancelarii, raporty „mogły służyć bieżącej działalności partii politycznej”, a zarazem były finansowane ze środków publicznych.
W przypadku dokumentów z RCL, o które zwróciła się PKW, chodzi o materiały dotyczące zatrudnienia sześciu osób – miały one nie świadczyć żadnej pracy, a jedynie prowadzić kampanię wyborczą Szczuckiego do Sejmu w 2023 r.
PKW otrzymała również zawiadomienie ws. wątpliwości w finansowaniu kampanii wyborczej w 2023 r. przekazane przez ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego Adama Bodnara. Chodzi o klip z września ubiegłego roku, w którym ówczesny szef MS, lider Suwerennej Polski Zbigniew Ziobro zapowiadał zaostrzenie kar za najcięższe przestępstwa. Bodnar wskazał na prawdopodobieństwo naruszenia zasad prowadzenia i finansowania kampanii wyborczej m.in. w ten sposób, że osoba prowadząca narrację była jednocześnie osobą prowadzącą kampanię oraz liderem środowiska startującego w wyborach.
Na początku czerwca Bodnar zwrócił się do PKW o sprawdzenie czy wydatki dokonywane z Funduszu Sprawiedliwości w czasie kampanii wyborczej do parlamentu w 2023 r. były zgodne z przepisami Kodeksu wyborczego – przez pryzmat zgodności z zasadami finansowania kampanii wyborczych.
6. Tusk: restrykcyjna polityka Glapińskiego nie ułatwia Polsce realizacji jednego z największych wzrostów gospodarczych w Europie
Decyzje dotyczące stóp procentowanych są chyba nacechowane negatywnym stosunkiem prezesa NBP do dzisiejszej polskiej rzeczywistości. Jastrzębia polityka pana Glapińskiego nie ułatwia Polsce realizacji tego ambitnego zadania, jakim jest jeden z największych wzrostów gospodarczych w Europie – powiedział we wtorek (13 sierpnia) premier Donald Tusk.
We wtorek (13 sierpnia) premier Donald Tusk na konferencji prasowej pytany był o ewentualne przedłużenie wakacji kredytowych na rok 2025 ze względu na możliwe utrzymanie stóp procentowych na obecnym poziomie nawet do 2026 r.
– Obecnie wydaje się coraz bardziej oczywiste, że decyzje dotyczące stóp procentowanych są chyba nacechowane negatywnym stosunkiem prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego do dzisiejszej polskiej rzeczywistości. Bardzo bym chciał, aby prezes NBP czuł się jakoś tam współodpowiedzialny za gospodarczo-finansową kondycję naszej ojczyzny
– powiedział premier.
Ocenił, że obecna polityka pieniężna utrudnia osiągnięcie wysokiego wzrostu PKB.
– Nie ulega żadnej wątpliwości, że ta restrykcyjna, taka jastrzębia polityka pana Glapińskiego nie ułatwia Polsce realizacji tego ambitnego zadania, jakim jest jeden z największych wzrostów gospodarczych w Europie. On jest ciągle możliwy, ale na pewno bardzo by pomogło, gdyby pan prezes Glapiński pomyślał życzliwej o Polsce i o naszych polskich potrzebach
– powiedział premier Tusk.
NBP od października 2023 r. utrzymuje stopy procentowe na stałym poziomie, główna stopa NBP, referencyjna, wynosi 5,75 proc. Podczas swojej ostatniej, lipcowej konferencji prasowej prezes banku centralnego Adam Glapiński powiedział, że ze względu na oczekiwany wzrost inflacji o obniżkach stóp procentowych można zapomnieć i że taka możliwość pojawi się dopiero w 2026 r.
Inflacja w lipcu wzrosła do 4,2 proc. z 2,6 proc. Główną przyczyną wzrostu było częściowe odmrożenie cen energii od początku lipca.
7. Premier: musimy wyjaśnić, co stało się z pieniędzmi przeznaczonymi na olimpijski sport
Trzeba wyjaśnić, co stało się z publicznymi pieniędzmi przeznaczonymi na olimpijski sport i dlaczego „nie wypracowały one polskiego sukcesu” na igrzyskach w Paryżu – powiedział premier Donald Tusk.
Reprezentacja Polski na igrzyskach w Paryżu liczyła 211 osób w 22 dyscyplinach. Wywalczyli 10 medali – jeden złoty, cztery srebrne i pięć brązowych – co dało 42. miejsce w klasyfikacji. To najgorszy wynik Polski od 68 lat.
Zdaniem premiera, trzeba bardzo dokładnie zbadać, w jaki sposób publiczne pieniądze zostały wykorzystane na sport olimpijski. Podkreślił, że oczekiwania wobec polskich sportowców na tegorocznych igrzyskach były większe.
– Nie oszukujmy się, mamy swoich bohaterów, ale przecież wszyscy wiemy, że wyniki Polski na tej olimpiadzie były zaskakująco słabe
– stwierdził.
Jak podkreślił Tusk, prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Radosław Piesiewicz powinien pomóc „bardzo dokładnie przeanalizować, co stało się z tak dużymi środkami i dlaczego one nie wypracowały polskiego sukcesu”. Powiedział, że prezes powinien zająć się wyjaśnieniem tej sprawy, a przynajmniej pomóc odpowiednim służbom, w tym Krajowej Administracji Skarbowej.
– Nie ma co polować na czarownice, ale to rozliczenie jest niezbędne, żebyśmy za 4 lata w Los Angeles mogli z większą satysfakcją oglądać te igrzyska. Na pewno wszyscy czują, że polski sport wymaga naprawy i nie chodzi o wysiłek sportowców, tylko o działaczy, o związki, o Polski Komitet Olimpijski
– wskazał Tusk.
Premier przypomniał, że wszystkie środki, które są w dyspozycji ministerstw, w tym Ministerstwa Sportu, są transparentne.
– My chcemy prześwietlić sytuację na styku spółki, Polski Komitet Olimpijski, związki sportowe, kluby. Bo to nie jest transparentny system i wszyscy o tym wiemy
– zaznaczył.
– Powinniśmy wspólnie zastanowić się, niezależnie od tego, kto rządził kiedyś, kto rządzi dziś i kto będzie rządził jutro, jak przebudować polski sport, żeby te pieniądze lepiej pracowały
– zaapelował Tusk.
Jego zdaniem, rozmowa o polskim sporcie powinna zacząć się właśnie od wyjaśnienia okoliczności jego finansowania.
– Czy pan prezes Piesiewicz jest najlepszym kandydatem do uzdrawiania sytuacji, jeśli chodzi o środki finansowe w polskim sporcie? Na razie postawię tylko jeden wielki znak zapytania nad tą tezą
– dodał.
W poniedziałek minister sportu Sławomir Nitras poinformował, że Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz spółki Skarbu Państwa w latach 2022-24 przekazały Polskiego Komitetowi Olimpijskiemu 92 163 180 zł na przygotowania do letnich igrzysk. Natomiast polskie związki olimpijskie w tym samym czasie z budżetu państwa otrzymały 785 659 000 zł.
– Wyjaśnimy każdy zgłaszany przez sportowców przypadek zaniedbania. Sygnałów dotyczących braku obecności trenerów, fizjoterapeutów lub braku sprzętu było zbyt dużo. Rozpoczynamy od ustalenia, kto i w jakim charakterze przebywał na igrzyskach olimpijskich za pieniądze publiczne
– przekazał Nitras.
8. Premier: w Polsce nie będzie obowiązkowego „rejestru ciąż”
W Polsce nie będzie obowiązkowego „rejestru ciąż” – powiedział we wtorek (13 sierpnia) premier Donald Tusk na konferencji po posiedzeniu rządu. Dodał, że o podjęciu „decyzji ostatecznej” w tej sprawie poinformowała rząd minister zdrowia Izabela Leszczyna.
Od października 2022 r. personel medyczny ma obowiązek wpisania informacji o ciąży pacjentki do rejestru zdarzeń medycznych. Krytycy tego rozwiązania nazywali gromadzenie danych o ciąży w systemie teleinformatycznym „rejestrem ciąż”.
– Minister zdrowia Izabela Leszczyna poinformowała rząd o podjęciu decyzji ostatecznej: w Polsce nie będzie obowiązkowego rejestru ciąż
– powiedział premier.
Dodał, że ten temat budził sporo emocji przez lata rządów PiS-u.
– Polskie kobiety miały takie poczucie i ono było uzasadnione niestety faktami, że obowiązkowy rejestr ciąż dostępny nie tylko dla lekarzy, ale też dla prokuratorów był takim powodem de facto represji wobec kobiet w ciąży
– zaznaczył.
– Dla nas jest rzeczą ważną, by nie było wątpliwości: nie będzie obowiązku wpisywania do takiego rejestru ciąż kobiety ciężarnej bez jej zgody, woli, bez jej chęci. Będziemy chcieli, aby informacja o ciężarnej była wyłącznie do dyspozycji lekarzy, wtedy kiedy potrzebne jest to dla ratowania zdrowia, życia, bo mogą być takie przypadki. Ale obecność w rejestrze ciąż będzie wyłącznie za zgodą zainteresowanej. Skończy się ten okres przykrej ciemnej dwuznaczności wokół tego, jak się traktuje w Polsce ciężarne kobiety
– powiedział szef rządu.
W piątek Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało w komunikacie zmianę przepisów o przekazywaniu do rejestru zdarzeń medycznych informacji o ciąży. W sierpniu ma być gotowa nowelizacja rozporządzenia, która wprowadzi zasadę przekazywania informacji o ciąży do SIM wyłącznie na wyraźne życzenie pacjentki. Rozporządzenie miałoby wejść w życie we wrześniu.
Chodzi o rozporządzenie w sprawie szczegółowego zakresu danych zdarzenia medycznego przetwarzanego w systemie informacji oraz sposobu i terminów przekazywania tych danych do Systemu Informacji Medycznej (SIM).
Resort zdrowia podkreślił, że obecnie nie ma formalnego, wynikającego z regulacji unijnych, obowiązku przekazywania do Systemu Informacji Medycznej (SIM) informacji o ciąży. Jak zaznaczyło MZ, obowiązek ten wynika z krajowego rozporządzenia wprowadzonego przez rząd PiS, a termin wdrożenia dla krajów członkowskich usługi wymiany skróconej karty zdrowia pacjenta (Patient Summary), którego elementem jest informacja o ciąży, to 2028 r.
Wcześniej MZ poinformowało PAP, że nie planuje wycofania się z obowiązku wpisywania danych o ciąży do rejestru zdarzeń medycznych. „Nie prowadzimy obecnie prac legislacyjnych zmierzających do zmiany przepisów rozporządzenia” – odpowiedziało biuro komunikacji Ministerstwa Zdrowia na pytanie PAP o plany resortu zdrowia dotyczące tzw. „rejestru ciąż”.
Resort zdrowia wyjaśnił w odpowiedzi, że celem zbierania danych w SIM (System Informacji Medycznej – PAP) jest zapewnienie pracownikom medycznym dostępu do danych o zdrowiu konkretnej pacjentki wyłącznie w celu zapewnienia jak najwyższej jakości udzielanych świadczeń zdrowotnych. MZ zaznaczył, że przekazywanie przez usługodawcę do SIM informacji o ciąży pacjentki służy zatem dostosowaniu terapii do stanu ciężarnej pacjentki i zapewnieniu bezpieczeństwa zdrowotnego jej oraz płodowi.
Rozporządzenie podpisane przez ministra zdrowia Adama Niedzielskiego weszło w życie w czerwcu 2022 r. W październiku 2022 r. wpisywanie danych z rozszerzonego katalogu, w tym o ciąży, stało się obowiązkowe. Przepisy budziły obawy kobiet, że dane o utracie ciąży będą wykorzystywane w postępowaniach sądowych.
Ministerstwo Zdrowia, kiedy szefem resortu był Niedzielski wyjaśniało, że dane z SIM nie służą żadnym instytucjom do analizy stanu zdrowia konkretnego pacjenta czy grupy pacjentów, a ich zbieranie ma na celu wyłącznie wymianę informacji między pracownikami medycznymi podejmującymi leczenie konkretnego pacjenta. MZ zaznaczał, że poszerza system raportowania zgodnie z zaleceniami Komisji Europejskiej.
9. Tusk: będziemy szukali sposobów, aby uwolnić Polskę od najdroższej energii w Europie
Rząd będzie szukał sposobów, aby jak najszybciej uwolnić Polskę od ciężaru jakim są najwyższe w Europie ceny energii elektrycznej – poinformował na wtorkowej konferencji prasowej premier Donald Tusk.
– Będziemy (…) szukali sposobów, żeby jak najszybciej uwolnić Polskę od tego ciężaru, jakim jest najdroższa w tej chwili energia w Europie. Zaległości, wieloletnie zaległości, spowodowały, że mamy ciągle energetykę opartą na węglu i nieszczęśliwie się stało, że ten typ energii, w związku z emisjami, jest najdroższy w Europie w tej chwili
– powiedział szef rządu.
Przypomniał, że do końca tego roku obowiązuje bon energetyczny, który osłania, jak powiedział premier, w dość dużym stopniu tych, którzy są, czy mogą być najbardziej dotknięci podwyżkami cen prądu.
Dodał, że nie można było w nieskończoność mrozić kosztów energii, ponieważ płacili za to wszyscy polscy podatnicy, gdyż niskie ceny trzeba było wyrównać producentom i dystrybutorom energii.
– I mówimy o miliardach, dziesiątkach miliardów złotych
– dodał.
Od 1 lipca br. do końca roku obowiązuje nowa cena maksymalna za energię elektryczną dla gospodarstw domowych – 500 zł za MWh netto, bez względu na zużycie energii. Na mocy przepisów obowiązujących do 30 czerwca gospodarstwa domowe płaciły 412 zł za MWh netto do wyznaczonych limitów zużycia. Po ich przekroczeniu cena wynosiła 693 zł za MWh. Prezes URE zatwierdził nowe taryfy dla tzw. sprzedawców z urzędu na średnim poziomie 622,8 zł za MWh netto, ale dla gospodarstw domowych ceny taryfowe po 1 lipca nie mają znaczenia – będą i tak płacić 500 zł za MWh.
Cena 693 zł za MWh od 1 lipca zostaje utrzymana jako maksymalna cena dla innych, wskazanych w ustawie odbiorców tzw. wrażliwych – to m.in. samorządy, spółdzielnie mieszkaniowe, szkoły, żłobki, szpitale oraz małe i średnie firmy.
Zgodnie z szacunkami Urzędu Regulacji Energetyki, zmiana z dniem 1 lipca zamrożonej ceny z 412 na 500 zł za MWh, w przypadku gospodarstwa domowego o przeciętnym zużyciu energii elektrycznej przełoży się na ok. 14,5 zł na rachunku miesięcznie więcej.
Także od 1 lipca zniknęło zamrożenie wysokości innej pozycji na rachunku za prąd – opłaty za dystrybucję. Wzrosły one z 289 do 430 zł za MWh, co przy przeciętnym zużyciu w gospodarstwie domowych oznacza ok. 23,5 zł miesięcznie więcej. Jednocześnie nowe przepisy zwolniły gospodarstwa z kolejnej pozycji na rachunku – opłaty mocowej, która dla przeciętnego odbiorcy wynosi 10,64 zł netto miesięcznie. Ostatecznie rachunek takiego uśrednionego gospodarstwa ma wzrosnąć miesięcznie o 27,5 zł netto, czyli o ponad 33 zł po doliczeniu VAT i akcyzy.
Ponadto, od 1 sierpnia do 30 września można składać wnioski o bon energetyczny – jednorazowe świadczenie pieniężne dla gospodarstw domowych o niższych dochodach. Wysokość bonu będzie zależała od liczby osób w gospodarstwie domowym. Gospodarstwom jednoosobowym będzie przysługiwało wsparcie w kwocie 300 zł, dwu- i trzyosobowym – 400 zł, gospodarstwa liczące od czterech do pięciu osób otrzymają 500 zł, a sześcioosobowe i większe – 600 zł. Jeśli w gospodarstwie domowym wykorzystywane będą źródła ogrzewania zasilane energią elektryczną, wartość bonu energetycznego wzrośnie o 100 proc. W zależności od wielkości gospodarstwa wyniesie zatem od 600 do 1200 zł.
Przy wypłacie bonu obowiązują dwa progi dochodowe: do 2500 zł dla gospodarstw jednoosobowych oraz do 1700 zł na osobę dla gospodarstw wieloosobowych. Przy wypłacie bonu obowiązywać będzie też zasada „złotówka za złotówkę”. Oznacza to, że bon będzie przyznawany nawet po przekroczeniu kryterium dochodowego, ale jego wartość będzie pomniejszona o kwotę tego przekroczenia.
Zgodnie z przepisami, wniosek o wypłatę bonu energetycznego trzeba będzie złożyć wójtowi, burmistrzowi lub prezydentowi miasta właściwemu ze względu na miejsce zamieszkania wnioskodawcy. Zgodnie z deklaracjami ministerstwa klimatu, wypłaty świadczeń z tytułu bonu powinny nastąpić pod koniec 2024 r.
10. Tusk o ofensywie w obwodzie kurskim: działania Ukrainy są działaniami obronnymi
Premier Donald Tusk pytany we wtorek (13 sierpnia) o ukraińską ofensywę w obwodzie kurskim oświadczył, że działania Ukrainy są działaniami obronnymi. Dodał, że zachowanie wojsk rosyjskich na terenie Ukrainy nosi znamiona ludobójstwa i Ukraina ma pełne prawo skutecznie paraliżować Rosję w jej agresywnych zamiarach.
Na wtorkowym (13 sierpnia) briefingu prasowym premier Donald Tusk był pytany o ukraiński atak w obwodzie kurskim. Pytany, czy członkom NATO nie przeszkadza to, że broń wysyłana do Ukrainy do obrony jest wykorzystywana w Rosji do ataku, Tusk ocenił, że „byłby bardzo ostrożny z takimi sformułowaniami”.
– Działania Ukrainy są działaniami obronnymi” – oświadczył szef rządu. Podkreślił, że „to, co wojska rosyjskie i rosyjskie lotnictwo wyczynia na tereny Ukrainy nosi znamiona ludobójstwa, nieludzkich zbrodni”. „I Ukraina ma pełne prawo toczenia wojny w taki sposób, aby możliwie skutecznie sparaliżować Rosję w jej agresywnych zamiarach
– dodał.
Premier zapewnił również, że na najwyższym poziomie politycznym strona polska jest w stałym kontakcie ze stroną ukraińską. Przyznał też, że nie jest zaskoczony „tą niekonwencjonalną i dla niektórych niespodziewaną zmianą sytuacji na froncie”.
– Ale oczywiście nie ma mowy o konsultacjach polegających na tym, że ktoś w Kijowie uzgadnia ze mną, którego dnia, gdzie kto ruszy
– wyjaśnił.
Premier podkreślił, że stanowisko Polski wobec wojny w Ukrainie nie ulega zmianie.
– Wspieramy Ukrainę w wojnie, która jest wojną obronną
– zadeklarował.
Tusk przekonywał również, że „największym ryzykiem dla Polski i Europy jest przegrana wojna przez Ukrainę i wygrana Rosji”.
– To jest ryzyko, które bezpośrednio dotknęłoby Polskę i moim zdaniem całą Europę. Dlatego działania Ukrainy, które uniemożliwiają ten scenariusz, są także działaniami na rzecz naszego bezpieczeństwa
– podkreślił.
Szef rządu zapewnił, że Ukraina dobrze wie, jaka broń otrzymana od zachodnich sojuszników jest przeznaczona do jakich działań.
– Mam nie tylko wrażenie, ale i wiedzę, że nie dochodzi do nadużycia zaufania – naszego polskiego, amerykańskiego, europejskiego – ze strony Ukrainy
– dodał premier.
Od ubiegłego tygodnia trwa ofensywa sił ukraińskich w obwodzie kurskim.
Prezydent Rosji Władimir Putin oświadczył w poniedziałek podczas transmitowanego przez telewizję spotkania z najwyższymi rangą funkcjonariuszami służb bezpieczeństwa i gubernatorami regionów, że poprzez atak w obwodzie kurskim Ukraina usiłuje zdestabilizować sytuację wewnętrzną w Rosji, ale nie uda jej się tego dokonać. Putin zapowiedział też, że „wróg z pewnością otrzyma godną odpowiedź”.
W poniedziałek urzędnik z przygranicznego regionu Kursk w Rosji wezwał większą liczbę mieszkańców do ewakuacji z powodu „bardzo napiętej sytuacji” w tym rejonie.
Rosyjskie władze ds. sytuacji nadzwyczajnych twierdzą, że ponad 76 tys. osób opuściło domy w obwodzie kurskim. Nakaz ewakuacji mieszkającej w terenie przygranicznym ludności ogłosił również gubernator obwodu biełgorodzkiego Wiaczesław Gładkow, który bez podawania szczegółów opisał na kanale Telegram poniedziałkowy poranek jako „alarmujący” – przypomniała agencja AP.
Ukraina nie ujawniła publicznie celu operacji, która zaskoczyła Rosję po miesiącach stopniowych postępów armii rosyjskiej we wschodniej Ukrainie – podkreślił Reuters. Komentarze Putina – dodała agencja – były najbardziej szczegółowe, jakie wygłosił od czasu ukraińskiego ataku. Wydawało się, że ich celem było zademonstrowanie kontroli nad sytuacją i przekonanie, że ofensywa jest skazana na klęskę, jednak Putin poradził, by urzędnicy przygotowali się na pogorszenie sytuacji, zanim się poprawi.
– Wróg będzie nadal próbował destabilizować sytuację w strefie przygranicznej
– powiedział.
Gubernator obwodu kurskiego Aleksiej Smirnow, przemawiając na tym samym spotkaniu, podał, że Ukraina kontroluje obecnie 28 osad, a jej siły posunęły się o 12 km w głąb terytorium Rosji. Reuters zaznaczył, że nie mógł niezależnie potwierdzić sytuacji panującej na froncie.
W sobotę, przypomniała agencja, prezydent Wołodymyr Zełenski oznajmił, że Ukraina rozpoczęła inwazję na terytorium Rosji, aby „przywrócić sprawiedliwość” i wywrzeć presję na siły Moskwy.