Od momentu, gdy Bożena Piwecka i Joanna Wyszyńska zwróciły uwagę na sposób zatrudniania osób w urzędzie marszałkowskim poprzez koneksje i nepotyzm, zaczęły być stygmatyzowane i stały się pośmiewiskiem dla przełożonych. Teraz ich praca przypomina koszmar.
Z opowieści obu pań wyłania się ponury obraz tego, jak wyglądają relacje na linii przełożony – pracownik w urzędzie marszałkowskim. Upokarzanie, wyśmiewanie i mobbingowanie – to sytuacje, których – jak mówią – doświadczają teraz niemal codziennie. Dlatego po wielomiesięcznej batalii o godność i normalność, urzędniczki postanowiły z otwartą przyłbicą opowiedzieć o wszystkim, co dotyka je w urzędzie.
– Jesteśmy szykanowane dlatego, bo odważyłyśmy się walczyć o prawa kobiet i o prawa pracowników. Nie bałyśmy się mówić o tym co dzieje się w urzędzie, jakie zło tam panuje i na co daje zgodę pani marszałek. Zostałyśmy z koleżanką ukarane za niesubordynację, za to, że jesteśmy daleko od polityki i przynależności partyjnej, a należymy do Solidarności. Doszło do takiej sytuacji, gdy mój przełożony, dyrektor zaczął parodiować moje zachowanie za moimi plecami w obecności innych pracowników. To było bardzo upokarzające. Nasz departament w całości jest powierzony partii PSL i dzisiaj wiemy, że za tę przynależność otrzymuje się profity. Zatrudnia się osoby, które niewiele robią, ale są członkami partii i to wystarczy – mówi wprost Piwecka podkreślając, że od początku nie walczyła o siebie, ale o to, aby w urzędzie po prostu zaczęło się dziać normalnie.
Obie panie są członkiniami związku zawodowego Solidarność. Gdy związek niedawno doszedł do porozumienia z marszałek Elżbietą Polak w sprawie znacznych podwyżek dla urzędników, wydawało się, że współpraca będzie postępować z korzyścią dla obu stron. Okazało się jednak, że podwyżki stały się zarzewiem przyszłych problemów.
– Nigdy wcześniej nie było żadnych otwartych kryteriów podwyżek – wspomina Bożena Piwecka. – A gdy udało się wynegocjować ostatnią podwyżkę po 1000 złotych dla każdego pracownika, spotkało się z to z protestami kadry dyrektorskiej. Powodem było to, że dyrektorzy nie mogli sami dzielić pieniędzy dla pracowników.
Zdaniem Piweckiej częstą praktyką było nierówne dzielenie pieniędzy.
– Nie było żadnych realnych, jasnych kryteriów. A nowe, wynegocjowane podwyżki odbierały im te przywileje – tłumaczy urzędniczka.
Joanna Wyszyńska wspomina, że od 2020 roku spotyka się z próbami wpływania na jej osobę poprzez zmiany stanowisk pracy. Zdaniem urzędniczki powodem było to, że jest działaczką Solidarności.
– W naszym departamencie EFS do dziwnego traktowania dochodziło już wcześniej. Pseudo reorganizacja w departamentach, została zrobiona tylko po to, aby przenieść nas w inne miejsce pracy. A powodem jest to, że jesteśmy w Solidarności i zwracamy uwagę na to, co się dzieje. Nie zgodziłyśmy się na to i po naszym zgłoszeniu powołano komisję, która miała się zająć sprawą. Pani marszałek mówiła zawsze, że w urzędzie są procedury i te procedury dokładnie przetestowano na nas. Mam długi staż pracy również w innych miejscach, ale nigdy z takim traktowaniem się nie spotkałam. Zamiast wypracować z nami jakieś porozumienie próbowano nam coś narzucać.
Mając w pamięci słowa o prawach kobiet i rzekomych twardych praktykach antymobbingowych oraz antydyskryminacyjnych, którymi powszechnie chwali się marszałek Elżbieta Polak, Piwecka była pewna, że może liczyć na zrozumienie i wsparcie marszałek Elżbiety Polak.
– Pani marszałek wielokrotnie opowiadała, że nie ma miejsca na mobbing, na dyskryminację wobec kobiet. Ale okazuje się, że to tylko fasada, która nic nie wnosi, a ma jedynie zamydlić oczy. Wiemy dziś, że to, iż mówimy o tym publicznie ma sens. Zostałyśmy zignorowane nawet przez organizację, do której kierowaliśmy informacje i prośby o pomoc. Okazuje się, że te organizacje też nie robią nic aby pomóc kobietom, które znajdą się w trudnej sytuacji. Dopiero gdy wychodzimy w przestrzeń publiczną, coś zaczyna się dziać.
Rafał Jaworski, przewodniczący Komisji Międzyzakładowej NSZZ „Solidarność” w Urzędzie Marszałkowskim nie ukrywa, że teraz sprawa zmiany stanowisk pracy oraz nierównego traktowania urzędniczek trafi do sądu.
– Ja mam pytanie do pani marszałek Elżbiety Polak, jak to co dzieje się w urzędzie, ma się do głoszonych przez panią poglądów na temat praw kobiet. Z jednej strony opowiada się o tym jak ważne są kobiety, a z drugiej w takich momentach nie załatwia się sprawy i zostawia kobiety bez pomocy.
Jaworski zapowiedział upublicznienie wyników ankiety, którą Solidarność przeprowadziła w urzędzie wśród pracowników, a które dotyczyły sytuacji i warunków pracy jakie panują w urzędzie marszałkowskim. Wyniki przeprowadzonej ankiety trafiły już wcześniej do marszałek Elżbiety Polak i jak dotąd w żaden sposób nie zareagowano na jej wyniki.
– Jedynie o co poprosiła pani marszałek to nazwiska osób, które brały udział w ankiecie. A przecież ona jest anonimowa – przypomina Jaworski.
W podnoszonej przez urzędniczki sprawie już wcześniej oświadczenie wydały służby prasowe urzędu marszałkowskiego.
W informacji rzecznika prasowego Pawła Kozłowskiego czytamy m.in.:
Z powodu zmian organizacyjnych wynikających z konieczności przyjęcia programu „Fundusze Europejskie dla Lubuskiego 2021 – 2027”, pracownicy Departamentu Europejskiego Funduszu Społecznego otrzymali porozumienia zmieniające warunki pracy (w zakresie stanowiska pracy). Tylko dwóch pracowników odmówiło ich podpisania, nie wyrażając tym samym zgody na przeniesienie na zaproponowane, nowe stanowiska pracy w Departamencie. W związku z ich odmową – nie mając innego wyjścia – pracodawca musiał wypowiedzieć tym pracownikom warunki pracy. W Urzędzie Marszałkowskim Województwa Lubuskiego nie ma zgody na jakiekolwiek formy i przejawy dyskryminacji. W związku ze złożonymi skargami, o których pracownice Urzędu Marszałkowskiego Województwa Lubuskiego komunikują w przesłanym do mediów piśmie, na podstawie funkcjonującej u pracodawcy procedury, powołane zostały komisje w celu przeanalizowania i szczegółowego wyjaśnienia okoliczności zawartych w złożonych skargach. W obu przypadkach komisje działały zgodnie z zasadami bezzwłoczności, bezstronności oraz z ukierunkowaniem na wnikliwe wyjaśnienie wszystkich okoliczności spraw, ze szczególną dbałością o ochronę dóbr osób zgłaszających. Co ważne w pracach komisji brał udział także niezależny mediator z listy Sądu Okręgowego w Zielonej Górze. Z przeprowadzonych postępowań sporządzone zostały protokoły zawierające ustalenie stanu faktycznego, zeznania stron, powołanych świadków oraz ocenę końcową. W żadnej ze spraw nie stwierdzono istnienia przesłanek do uznania, że doszło do jakichkolwiek form mobbingu czy też dyskryminacji. Rozstrzygnięcia komisji nie wstrzymują jednak, ani nie uniemożliwiają powiadomienia przez skarżących właściwych instytucji jak Sąd Pracy czy Państwową Inspekcję Pracy, co każdy zgłaszający może w każdym czasie uczynić. Pracowniczki nie dążą do rozwiązania problemu na drodze prawnej zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, lecz eskalują problem w przestrzeni publicznej w celu dyskredytacji pracodawcy i miejsca pracy.