Profesorskie gadanie, czyli brak autorytetów

Profesorskie gadanie, czyli brak autorytetów Radio Zachód - Lubuskie

fot. Pixabay

Notatnik konserwatysty… nowoczesnego 27.07.19

Utyskiwanie na poziom wychowania, etyki i świadomości młodzieży oraz niedostateczny wpływ, a nawet brak autorytetów mają zaskakująco długą historię. ” Dzisiejsza młodzież kocha luksus (…) gardzi autorytetami (…) i tyranizuje nauczycieli „- to Sokrates ok. 2500 lat temu. Podobnie też przed II wojną odsądzano od czci i wiary (co z nich wyrośnie?) późniejsze pokolenie Kolumbów. Choć przecież i wzory zachowań i niekwestionowane autorytety zawsze były na podorędziu.

Zatem nihil novi sub sole chciałoby się rzec, gdyby nie aktualny u nas brak prawdziwych autorytetów właśnie, który w dobie rewolucji informacyjnej (informatycznej) wydaje się być zagrożeniem dla procesów wychowawczych największym. O tym, że szkoła „abdykowała z funkcji wychowawczych” mówi się wszak od dawna. O nauczycielach (in gremio) nawet wspominać nie warto, po tym jak dowodnie pokazali niedawno kim są naprawdę. I żadne chlubne wyjątki, ludzi z wyobraźnią, odpowiedzialnych i poważnie traktujących swoją wychowawczą… misję tego nie zmienią.

Natomiast chętnych do (przepraszam za słowo) wykorzystywania dzieci i młodzieży na różne sposoby nie brakuje. O zjawisku wszak fałszywych autorytetów pisałem tu po wielokroć i furda tam, czy ci są tylko nieodpowiedzialni czy cyniczni zgoła, bowiem owa rewolucja informatyczna karmi się zarówno szybkością przekazu, powierzchownością jak i mnogością jego odbiorców i wciąż jeszcze nieomal nieograniczoną wolnością (dowolnością?). Warto zatem pochylić się nad komunikatami, które wysyłają w obieg, również medialny np. ludzie z tytułami profesorskimi, którzy wszak ex definitione do miana autorytetów pretendują. Nota bene dziś mało kto odróżnia profesorów zwyczajnych (belwederskich) od nadzwyczajnych czyli uczelnianych (dr hab.), choć i to wydaje się sprawą drugorzędną. Natomiast to, że niektórzy z nich funkcjonują jako celebryci jest wszak „znakiem czasu” i bynajmniej nie ułatwia analizy sytuacji o czym onegdaj wspominałem szerzej („Doceńta docenta”).

Dodatkowo trwa moda na przeróżne listy otwarte czy też protestacyjne z odpowiednią ilością utytułowanych sygnatariuszy zawierające trudno skrywane polityczne tezy poparte fałszywymi argumentami, które przez samą ilość trywializują zarówno sygnatariuszy jak  i owe treści. Na własne życzenie przecież. Przy okazji warto przyjrzeć się niektórym dziwacznym sposobom zbierania owych podpisów, co obiecuję uczynić za czas jakiś. Dziś bowiem zastawię Państwa z pytaniem typu – jak przed takim chaosem chronić nasze dzieci i  młodzież?

fot. Pixabay

Exit mobile version