Kto by przypuszczał, że w celu zdyscyplinowania krnąbrnych obywateli, władza zdecyduje się obrzucić ich łajnem. Nie dosłownie i bezpośrednio, ale zmuszając ich albo do wdepnięcia, albo do ominięcia miejsc, w których obecności obywateli władza sobie nie życzy. Taki numer wymyślił i zastosował burmistrz Lundu, uniwersyteckiego miasta w Szwecji. W miejskim parku rozrzucono tonę kurzych odchodów, aby zaśmierdziały najbliższą okolicę. Władze miasta założyły, że ludzie złamią zakaz zgromadzeń ponad 50 osób i tłumnie przybędą na tradycyjny pierwszomajowy sabat (święto Walpurgi), a przez to Lund może stać się epicentrum koronawirusa.
Normalna i poważna władza wprowadza jakiś zakaz, a gdy ktoś go złamie, przywala mu mandat albo wsadza do kozy. W taki sposób traktuje się obywatela poważnie. Natomiast prewencyjne zaatakowanie go smrodem świadczy o daleko posuniętej degeneracji władzy i jednocześnie jej infantylizacji. Gdy ona jest głupia i nie jest zdolna wymusić posłuchu, choćby groźbą zastosowania siły, to staje się źródłem chaosu oraz prowokuje rewoltę.
Porządek w państwie i mieście wymusza się groźbą użycia siły lub jej użyciem. Państwo posiada monopol na legalne używania siły, ale jej użycie powinno być ostatecznym argumentem. Mądra władza powinna stworzyć przekonanie, że jest potrzebna w najważniejszych sytuacjach życiowych mieszkańców. Musi wystrzegać się decyzji wzbudzających drwinę, sprzeciw i niechęć. Jeśli nie potrafi wywoływać u obywateli jednocześnie szacunku i obawy, to przynajmniej niech budzi strach. Mikołaj Machiavelli zawarł w „Księciu” taką radę dla władcy: „o wiele bardziej bezpiecznie jest budzić obawę, niż być kochanym”. Obawę przed zastosowaniem kar przewidzianych w jasnych i prostych prawach. Happeningi, czy też „żarty”, np. jak odstraszanie obywateli smrodem, aranżowane przez władzę prędzej wzbudzą pusty śmiech niż lęk.
W naszym biednym kraju władza nie jest tak dosłowna i nie obrzuca nas ekskrementami, tak jak ta, w mieście Lund. Małe to pocieszenie, zważywszy na zwały łajnem, które zalegają do dzisiaj w wielu obszarach życia publicznego. Na przykład, jeszcze do wczoraj oficjalnie honorowano agentów Stalina, którzy okupowali stanowisko I Prezesa SN, a wywalenie ich portretów wywołało wściekłe protesty. W stolicy w 2018 r. usunęli Danutę Siedzikównę „Inkę” z nazwy ulicy i dali agenta Moskwy, bandytę i komucha, Małego Franka – Zubrzyckiego. Największą niewątpliwie kupą łajna jest współczesna targowica, która nakręcana przez obcych robi co może, aby zrealizować program „im gorzej, tym lepiej”.
Rafał Zapadka (05.05.2020)