Super nowa

Super nowa Radio Zachód - Lubuskie

fot.Pixabay

Miałem to niebywałe szczęście, że oglądnąłem w moim odbiorniku TV fragment rozmowy z pewnym znanym, oj bardzo znanym, samorządowcem lubuskim. Ów samorządowiec, który może zupełnie śmiało stanąć w szranki z trzecią osobą w państwie o palmę pierwszeństwa w konkurencji, kto ma większe ego i to nie bez szans na sukces, przywdziawszy senatorska togę wydał walkę brunatnemu reżimowi jaki na Nowogrodzkiej zaczaił się na Polaków. Telewizja jest idealnym miejscem, w którym zarówno ego senatora jak i sposobność do ujawniania brunatnych zagrożeń czających się na Nowogrodzkiej, mogą się wzajem pomieścić.

Podczas rzeczonej rozmowy, nadzwyczaj bezczelny redaktor dopytywał się naszego lubuskiego senatora o jakiekolwiek symptomy brunatnej zarazy. Odpierając tą jawną bezczelność, senator gromko ostrzegał redaktora a zarazem widzów, że sytuacja jest taka jak w Niemczech w 33 roku, kiedy to pewien facet z niewielkim wąsikiem demokratycznie wygrał wybory. No i w związku z tym nie ma na co czekać, trzeba pałki w górę wznieść i rozwalić łeb hydrze, póki zaczajona. Redaktor nadal bezczelnie się dopytywał o przejawy brunatnej dyktatury, a senator w uniesieniu, z marsem na wzburzonym obliczu, nawoływał do profilaktycznego poderżnięcia gardła bestii.

Dyskusja zaczęła przypominać zawody żużlowe, w których, aby wygrać, trzeba cztery razy szybciej od innych objechać trawnik. A to jakoś dziwacznie skojarzyło mi się z anegdotą, w której siedzący przy barze gostek zamawia kolejną setkę, a po wypiciu każdej stęka z wyraźnym przygnębieniem – „zaraz się zacznie”. Rytuał, jak na żużlu, powtarza się kilkakrotnie. Wreszcie po 4 okrążeniu barman, widząc rosnące odrywanie się zawodnika od rzeczywistości, nie bez zaniepokojenia, ale nadzwyczaj uprzejmie pyta: – „A czy łaskawy pan może zapłacić?”. Na to, już zupełnie zgnębiony, profetycznie nastawiony konsument drinków, grobowym od tragizmu sytuacji, głosem, choć z niejakim tryumfem, mówi: „No… zaczęło się”. Tu następuje koniec anegdoty.

Nic nie poradzę, że jasnowidzenie senatora, kojarzy mi się i z żużlem i ową anegdotą. Skojarzenia te tłumaczę sobie to tym, że w najlepszej nawet szekspirowskiej sztuce, granej w kiepskim teatrze, granica, pomiędzy tragizmem a śmiesznością, robi się cienka jak śniadaniowy plasterek szynki w polskim szpitalu.

Niezależnie od tych dziwnych skojarzeń, pocieszające w tej sytuacji jest to, że może senator jeśli nie w polityce, to zaistnieje w kabarecie, który ma podłą skłonność do inspirowania się polityką, aby robić sobie z polityków jaja. Z drugiej jednak strony równie podli jak kabareciarze, podli dziennikarze zapraszają do rozmów niektórych polityków, aby z ich udziałem ożywiać nudną polityczną publicystykę, aspektami humorystycznymi. I mam podejrzenie, graniczące z pewnością, że na tym firmamencie gwiazda naszego lubuskiego senatora ma spore szanse wybuchnąć jako super nowa.

fot.Pixabay

Exit mobile version