Simon White: Prawo większości

Simon White: Prawo większości Radio Zachód - Lubuskie

fot.Pixabay

Mało Unii Angli…

Kiedy Zjednoczone Królestwo opuściło Unię Europejską w głosowaniu 2016 roku byli tacy optymiści, co wierzyli że Brexit rzucił nowe światło na przyszłość Unii Europejskiej i choć ta zachwiała się w posadach wyjdzie z tego wzmocniona odświeżona mądrością i bolesnym doświadczeniem. Oczywiście, że można było się z Brexitu wycofać, można było wyjść z twarzą. Na wiele sposobów ograć medialnie tak, by z pozostania Wielkiej Brytanii w UE odtrąbić sukces i Wyspiarzy i Brukselistów.

Wystarczyło negocjacje miast dopinać „po czołgowemu” przed wyborami do Europarlamentu starym składem Tuska, Timmermansa, Verhofstadta czy Junckera, oddać to nowemu rozdaniu otwierając pole nowym władzom właściwie obu unii, skoro i na Wyspach były wybory. Można było, ale do takich wolt potrzeba charyzmy, wizji i historycznego wyczucia. Było, minęło. Niestety z przykrością należy stwierdzić, że pożądanych cech wśród wiodących ponad półmiliardową społeczność Europy elit nie dostrzega się.

Bezradność wobec kryzysu migracyjnego (jak to możliwe, że nie da się uszczelnić granic?), bezradność wobec kryzysu koronawirusowego (brak natychmiastowych działań operacyjnych), a wreszcie bezradność wobec coraz większej liczbie zamieszek wywoływanych przez rozmaite mniejszości sprawia, że większość w Europie czuje narastający niepokój o swoje bezpieczeństwo i zachowanie praw.

 

„Raz sierpem raz młotem, tęczową…”

Tyle, że Unia Europejska nie troszczy się o prawa większości. Poświęca za to wiele uwagi, angażując wszelkie możliwe środki i instrumenty na rzecz mniejszości, w szczególności gejów, lesbijek, transseksualistów (do czerwca 2018 traktowanego jeszcze przez Światową Organizację Zdrowia jako zaburzenie psychiczne) – osób niepewnych swojej płci oraz biseksualistów – dla których płeć w akcie seksualnym nie ma znaczenia.

Kiedy przeczytałem chwytliwy nagłówek „Caster Semenya spodziewa się dziecka” przez chwilę dałem się wyprowadzić na manowce medialnego marketingu. Czyli jednak ten osobnik ludzki, który biega na 800 metrów, a któremu Międzynarodowy Trybunał Arbitrażowy nakazał farmakologiczne obniżenie testosteronu do poziomu biegających zawodniczek, jeśli chce brać udział w zawodach, a do którego to zalecenia osoba Caster Semenya zapowiedziało, że się nie zastosuje, to osobnik będzie miało szczęście macierzyńskie…. czyli jednak świat się pomylił… po tytule treść artykułu, z której wypłynęło szczęście ale partnerki osoby Caster Semenya, która to partnerka urodzi. Z kim, kto i jak? Partenogeneza? Pewnie nie, ale to o takie osoby UE troszczy się więcej niż o nas wszystkich.

„Tęczowa zaraza” – poważył się pewien biskup i od razu przypuściły na Niego atak wszelkie wiadome znajome media i postacie. Przynajmniej wiadomo, kto gdzie stoi. Doszliśmy z tymi gejami, lesbijkami, transami i biseksami do takiego momentu, że nie można sobie wyobrazić analogicznej sytuacji, która pół wieku temu, ba! 30 lat temu była normą w czasach totalitaryzmu o wydawało się większych rozmiarach. Świat przeżył już trzy totalitaryzmy (kolonializm, nazizm, komunizm), tęczowy jest czwarty. Niemniej niebezpieczny. Sięga naszych dzieci. Chce kształtować je na swoją modłę, według swoich kryteriów. Ryzykowny spektakl zafundował Prezydent Trzaskowski w Warszawie. A my? Czy moglibyśmy dziś skandować „raz sierpem, raz młotem – tęczową…?

 

Lesbijki, geje, transseksualni, biseksualni – NIEPOWSZECHNI

Ludzie, którzy są zdezorientowani seksualnie, ale jako jednostki społeczne pozostają w zgodzie z pewnymi wartościami wyznawanymi przez naród, nie potrzebują ekspozycji swojej odmienności. Żyją, pracują i swoją sferę intymną zachowuję dla siebie. Szacunek! Niestety najwięcej krzywdy robią Im właśnie ci, którzy głoszą, że o ich prawa walczą i na ich problemie próbują zbić kapitał polityczny.

Krzykliwi, rozpasani i bezwzględni. Gdyby nie oni, nie byłoby w Polsce stref wolnych od lesbijek, gejów, transseksualistów i biseksualistów. Byłoby normalnie. Niestety nie rozumieją tego najwyraźniej brukselscy urzędnicy, którzy chcą karać Polaków za obronę wyznawanych wartości i własnego stylu życia. Równość, o której tak głośno mówią nie powinna się na większości kończyć, ale na niej zaczynać. Zawsze musi być punkt odniesienia.

Tym punktem w naturalny sposób staje się większość, użyłbym nawet słowa szerszego – powszechność. To słowo jest kluczem. I tak jak w Unii Europejskiej Pani Ursulo von der Leyen to Albania i Słowenia dostosowują się do Niemiec i Francji, tak w Polsce to mniejszości spod znaku lesbijek, gejów, transseksualistów i biseksualistów powinny się dostosować do większości.

 

LGBT – medialni przemytnicy

Dlaczego za każdym razem rozwijam w tym artykule skrót LGBT? Bo LGBT brzmi wieloznacznie nie mówiąc jednoznacznie, nie nazywając po imieniu zespołu zachowań. Skrót, który jest jak spalony zimny ogień na choince, nie razi. W szumie medialnym LGBT brzmi łagodniej, niepełnie, a o to właśnie chodzi. Nazwałbym to medialnym przemytem.

Każdy imigrant wie, że przyjeżdżając do nowego kraju musi (!) dostosować się do zasad w tym kraju panujących i ich bezwzględnie przestrzegać,a jak mu się nie podoba, to może wrócić skąd przybył. Na tym polega właśnie status mniejszości. Dlaczego w przypadku lesbijek, gejów, transseksualnych i biseksualnych miałoby być inaczej?

 

Tekst: Simon White

Zdjęcie: Pixabay

Exit mobile version