Simon White: „Kończy się pewna epoka”

Simon White: "Kończy się pewna epoka" Radio Zachód - Lubuskie

fot.Pixabay

Ty ciemny wsioku od urny won!

            To były wybory, w której stawką nie był ten, czy inny człowiek na stanowisku głowy państwa, nie ta czy inna opcja polityczna, nie ten czy inny pakiet programowy, ale kształt państwa. Czy pójdziemy drogą Hiszpanii i Rosji – opierając przyszłość o metropolie (Moskwę, Sankt Petersburg czy Madryt, Barcelonę Sewillę), czy drogą tych państw, które stawiając na rozwój lokalny dogoniły liderów światowego rozwoju? Czy będziemy stawiać paralelnie na taki sam rozwój w relacjach światowych tworząc nową jakość w postaci silnych organizmów regionalnych – V4, Trójmorze, przywracając jednocześnie właściwy standard naszych relacji z Niemcami, czy będziemy bezwiednym obserwatorem pozycjonowani jako Polska w roli państwa lennego, prowincji zależnej, gdzieś między pruską pychą a ruską ciemnotą,

            Przez 45 lat po wojnie frekwencja była kwestią zapisu biura politycznego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. (Se Sovětským svazem na věčné časy) – głosił jeszcze w 1987 roku raźno wyeksponowany napis w jednym z najbardziej uczęszczanych miejsc w stolicy ówczesnej Czechosłowacji. Nikomu wtedy nie śnił się upadek komunizmu, a przecież dwa lata później odbyły się w Polsce pierwsze częściowo wolne wybory. Frekwencja sięgająca 63 procent można powiedzieć, że na tamten czas, pierwszych wolnych wyborów była niska, ale przez następne 30 lat nigdy więcej już poziomu ponad 60 % nie osiągnęła. Dopiero w ubiegłym roku, w wyborach parlamentarnych zagłosowało prawie 62% Polaków. W wyborach prezydenckich ta frekwencja była wyższa w latach 90tych, ale potem kolejne 3 elekcje przyciągały do urn znacznie mniej wyborców. Dziś mamy prawie 70 procent, co jest absolutnym rekordem. (prócz: 68.23 % – 1995 rok II tura – przyp. autor). Dodając do tych wyników wyborczych rekordowe 46 % w wyborach do Europarlamentu mamy jasny obraz demokracji w Polsce. Demokracji dojrzałej, w której świadome swego wpływu społeczeństwo dokonuje wyboru. Wyboru, który jest spełnieniem sprawiedliwości społecznej, o którą przez dziesięciolecia walczyli Polacy. Przy urnie, nie liczy się pozycja społeczna, piastowane stanowisko, elitarność wykształcenia, społeczne pochodzenie, wpływy w środowisku, czy ilość zer na koncie. Przy urnie każdy Polak jest jednakowy: bogacz i dziad, jaśnie oświecony i chłop, inteligent i prostaczek – każdego z nich głos ma tę samą wagę. To jest największy przejaw sprawiedliwości społecznej. Największy sukces i efekt zarazem demokracji. Jakiekolwiek utyskiwania na tę sprawiedliwość, które w tej kampanii słyszeliśmy nie raz są przejawem kompleksów, przejawem chęci decydowania za innych, co samo w sobie jest negacją demokracji i łamaniem podstawowego prawa gwarantowanego konstytucją. Konstytucją, na którą z taką lekkością powoływali się ci, którzy tego demokratycznego z równą lekkością odmówili obywatelom skromniej wykształconym, mieszkającym na terenach wiejskich, o nie tak zasobnym portfelu.

 

Warszawa to nie Polska.

            Ogromne zaskoczenie, że Rafał Trzaskowski – złote dziecko Platformy właściwie nic nie zaproponował. To była najbardziej postna kampania w historii polskiej demokracji. Żadnych obietnic, poza 200 złotymi od urodzonego dziecka do emerytury. Dziwi to, z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że Rafał Trzaskowski mógł obiecać wszystko, bo gdyby został prezydentem, zawsze mógłby zrzucić winę za niespełnione obietnice na obóz rządzący. Niestety widać, że w Platformie nie ma koncepcji nawet to, co można Polakom obiecać, ja już nie mówię, że spełnić. Z wszystkich poważnych kandydatów (czyli tych, którzy mieli za swoimi plecami aparaty partyjne) to kampania Rafała Trzaskowskiego była najgorszą. Z przyklejonym uśmiechem, uciekając od trudnych pytań, przemocowcem Nitrasem wołał kandydat PO: „mamy dość! chcemy zmiany!”

To wystarczyło na 30 %, czyli tyle, ile dostał w I turze. W II przybyło mu głosów, ale ten elektorat nie jest jego elektoratem, to wyborcy, którzy nie chcieli zagłosować na Andrzeja Dudę.

Brak patriotyzmu, brak szczerej woli współpracy ze wszystkimi i uderzający kosmopolityzm.

Chęć współpracy z Konfederacją i LGBT jednocześnie. Już na poziomie deklaracji brzmi to absurdalnie. Nieustanne powtarzanie, jak mantra, że PiS trzeba wypalić gorącym żelazem… to poza zmianą dla samej zmiany i „maniem dość” bycia w opozycji, bo taki obraz wyłania się z tych haseł wyborczych, to niewiele jak na program wyborczy nadziei PO. Oferta Rafała Trzaskowskiego to oprócz negacji PiSu, permisywny raj, pełna swoboda w postępowaniu i zachowaniu, do złudzenia przypominająca  hasło Jerzego Owsiaka „Róbta co chceta”.

            Kampania urzędującego Prezydenta ilustrowała dokonania 5 lat. Tu nie było niczego zaskakującego, ale to akurat nie Duda miał zaskakiwać. Pamiętam konwencję wyborczą PO z 2005 roku. Aula Politechniki Warszawskiej. Autentyczny entuzjazm. Chęć dokonania zmian, wspólnie z PiSem nomen omen. Z mównicy padają metaforyczne odniesienia do powieści Josepha Conrada. Wizję snuje nie kto inny jak Jan Rokita, najlepiej przygotowany człowiek do rządzenia państwem, wtóruje mu zwracając się do przewodniczącego PO „Donald bracie” Zyta Gilowska. Ten jeden wyborczy miting miał więcej mocy, niż cała kampania wiceprzewodniczącego PO Rafała Trzaskowskiego razem wzięta. Ale to problem Platformy, która się kończy, a jej trwanie na scenie politycznej opiera się tylko na wsparciu mediów z zagranicznym kapitałem i pewnych środowisk biznesowych, które były profitentami 8 lat rządów PO, a które licza, że ta hossa się powtórzy.

 

Historyczność wyborów 2020

To były historyczne wybory. Historyczne z wielu powodów:

 

Korona królów -kontynuacja…

Jarosław Kaczyński – wchodzi do historii i będzie zapamiętany jako człowiek, który rzeczywiście obalił komunizm. Potrzebował na to 30 lat, ale zrobił to. Zapłacił za to najwyższą cenę – śmierć brata i bratowej. I za co to mówią o nim dyktator? – przecież nie zaanektował terenu sąsiada jak Putin Krym, nie rozprawia się z protestującymi przez 30 niedziel policją, która strzela, gazuje i pałuje jak za Macrona na ulicach francuskich miast z Paryżem na czele, nie neguje wyników referendum niepodległości Śląska, jak rząd w Madrycie odmawiając siłą prawa Katalonii do samostanowienia,  nie przekształca muzeum holocaustu w Oświęcimiu w katolickie centrum, jak Prezydent Turcji Erdogan zmieniając Hagia Sofię w meczet.

Jego największym grzechem dyktatorskim jest to, co wypowiedziała Małgorzata Kidawa-Błońska – „Jarosław Kaczyński myśli tylko o Polsce”. W tym jest tożsamy z J. Piłsudskim, który mówił, że choć na Polskę i Polaków wyrzeka, to tylko o Polsce myśli i Polsce tylko służy.

Druga kadencja Dudy – czy będzie inna? Na pewno. Mocniejsza. Daje szansę na otwarcie Elbląga na Bałtyk w przekopaniu Mierzei Wiślanej, a przede wszystkim budowę Centralnego Portu Komunikcyjnego między Łodzią, a Warszawą. I kontynuację „Korony Królów”…

Tekst: Simon White
Foto: Pixabay

Exit mobile version