Będzie krotochwilnie, a miejscami nawet frywolnie. Ostrzegam zatem wszystkich cierpiących na wzdęcie powagą. Tym niemniej temat jest poważny. Chodzi bowiem o rewolucję, a nawet wojnę.
Każda rewolucja, jak to zazwyczaj skrzętnie ukrywają przerośnięci ideologią historycy, musi dotyczyć przede wszystkim sfery seksu. Bo jak słusznie zauważyli antropolodzy, seks to najprostsza forma rozrywki dla prostego ludu. Najprostsza, bo jako jedyna nie wymaga intelektualnej aktywności. A ponieważ każda rewolucja to ustawiczna erekcja antykultury i łamanie wszelkich norm, rozwiązłość towarzyszy przekuwaniu w czyn każdej ideologii wyzwalania jednej ludzkości z ucisku innej ludzkości. Szczególnie, że rewolucyjne masy, które są w wieku rozrodczym, mają mało rozumu, a sporo prokreacyjnych hormonów. Na dobitkę, co większość z nas dobrze pojmuje, znacznie łatwiej wyzwolić się z majtek i stanika, jak z jakiejkolwiek innej opresji. Szczególnie opresji kultury, której nota bene większość rewolucjonistów nie posiada. Ot taki paradoksik.
Strajk Kobiet taką właśnie rewolucją stara się być, choć prawdę powiedziawszy w groteskowej formie. Tym niemniej jej głównym motorem są, aż nadto widoczne motywy seksualne, które dobrze tłumaczą to co wyrabia gimbaza na ulicach. Zjawisko z całą powagą można nazwać zatem rują lub tarłem, bo jego oczywistym celem jest rozbudzony w małoletnich rewolucyjnych masach instynkt kopulacji. Gimbaza rzecz jasna tego nie wie, bo głupia niczym stułbie, ale sponsorzy tej groteski przeczytali klasyków i wiedzą o roli hormonów we wszelkich przewrotach społecznych. Ale skrobankowe hasła na transparentach zdradzają, że cała ta rewolucja kręci się wokół kopulacji.
W ramach owej rui, jak to wśród rozdzielnopłciowych gatunków bywa, samiczka wybiera samczyka. Samczyk się promuje, aby zdobyć prawo kopulacji, zaś samiczka droczy się i podnosi poprzeczkę, aby wybrać najlepszego. Ustala się hierarchia atrakcyjności samczyków i wymagań samiczek, aby w wynegocjowanej w stadzie kolejności dziobania, najbardziej wymagająca samiczka dopuściła do siebie najatrakcyjniejszego samczyka. Trwa zatem w rewolucyjnym stadku festiwal wykazywania się atrakcyjnością i niedostępnością. Ale ponieważ gimbazie nie chodzi o prokreację, proaborcyjne samiczki prześcigają się w dostępności.
Młodzi rewolucjoniści, bo oni zawsze są młodzi, mają skrzywioną antykulturą wizję atrakcyjności. Dlatego samiczki ścigają się nie na kobiece wdzięki i inne takie erotyczne miazmaty, ale na wulgarność i lekkość obyczajową. Samczyki natomiast rywalizują o palmę pierwszeństwa małojecką bezmyślnością łamania wszystkiego co się da. Im głupiej tym lepiej. Steruje bowiem nimi nie rozum, ale chuć, zazwyczaj nieuświadomiona, a często wynikająca z kompleksów, których źródłem są niepowodzenia w relacjach z mądrzejszymi i trudniejszymi samiczkami. Stąd zamiast jak pawie rozpościerać barwne ogony, przynosić im upolowane robaki, albo jak altanniki budować misterne konstrukcje dla potencjalnej wybranki, młodzi rewolucjoniści chcą zaimponować samiczkom pluciem na policjantów i rozbijaniem wszystkiego co im się pod rękę nawinie, przy akompaniamencie niecenzuralnych okrzyków bojowych.
Ja wiem, że redukcja tych wszystkich szlachetnych haseł o wolności, równości i braterstwie, do seksualnej rywalizacji o prawo do kopulacji, wydawać się może zbytnim uproszczeniem. Dlatego jeśli ktoś z czytających uzna to za żart, to przyjmę to z akceptacją.
Tekst: Krzysztof Chmielnik
Fot. Pixabay