Tak, albo tak…
W czasach bardzo dawnych rodzinnych dyskusji, a było to przed erą internetu, bardzo często zdarzało się, że „szedł spór” między zasiadającymi przy stole biesiadnikami o to, jak wspomniana historia przebiegała. Każdy miał własną wersję, każdy przy swojej się upierał. Argumentowano, podważano, irytowano, podśmiewano, uciekano się do przemyślnych sposobów, by swojej wersji bronić i wątpiących, chwiejnych, niepewnych własnej racji na swoją, jedynie przecież słuszną stronę, przeciągnąć. Dyskusja nabierała tempa, a to znów zwalniała, przybierała na sile, by za chwilę przygasnąć nieco, a gdy zdawało się, że rozedrgane umysły i spowite w zapamiętaniu racje ludzkie, po przekroczeniu bariery dyskusji, nie będą możliwe do pogodzenia, obce w łagodności i w niejednoznaczności pozbawione wspólnego na sprawę stanowiska, bez jakiegokolwiek kompromisu, na rozpalone języki i niesłuchające myśli ciocia Irena wysypywała kanę kruszonego lodu jednym swoim powiedzeniem: „Po co to mówić, że to było tak albo tak, skoro to było tak albo tak”.
„Ty wiesz, ty masz rację…”
Dzisiejsza publiczna debata do złudzenia przypomina mi te, którym dane mi było przysłuchiwać się przed wieloma laty przy rodzinnym stole: każdy ma swoją wersję wydarzeń, każdy historię wszystkim znaną opowiada inaczej, każdy obstaje przy swoim i swoje chce udowodnić i każdy, ale to każdy uważa, że jego pogląd, ocena, opis są najwłaściwsze i że jeśli to było, co było, to było tak, jak on mówi, że było. Ale kto ma rację? To jest najistotniejsze pytanie, na które odpowiedź jest zawsze potrzebna.
W pewnej historii zasłyszanej w przeszłości, nauczyciel rozprawiał o racji. Przysłuchiwał się jego mądrym słowom jego uczeń. Potakiwał, notował, a usta otwierał z podziwu dla mowy złotej i rozkwitłych metafor swego mentora. Nagle przerwał, bo do drzwi ktoś cicho zapukał. W progu ukazała się znajoma sylwetka Rebego:
- Nauczycielu mam spór z sąsiadem. Na miedzy, która dzieli nasze pola rośnie grusza. Rośnie ona jednak po mojej stronie. Kiedy spadają owoce, sąsiad zbiera je na swym polu i twierdzi, że jego, ale przecież to moja grusza je wydała, z mojej gruszy ten plon, a więc to moje gruszki… – i głos zawiesił czekając, co powie nauczyciel. Ten zamyślił się i rzekł po chwili:
- Ty wiesz… ty masz rację.
Kiedy odszedł nauczyciel wrócił do swego wykładu o racji, ale nie zdążył zacząć nowej części, gdy znów rozległo się pukanie do drzwi, a w progu ukazał się znany nauczycielowi Rozenkranc:
- Nauczycielu, przychodzę do ciebie, bo mam spór z sąsiadem. Oto na jego polu, tuż przy między rośnie grusza. Jesienią, kiedy złocące się owoce zaczynają zwiastować nadejście przymrozków, część z nich spada na moje pole, a skoro na moje, to przecież mnie się należą… to moje gruszki… – i głos zawiesił czekając werdyktu, a nauczyciel zamyślił się chwilę i rzekł:
- Ty wiesz… ty masz rację.
Rozenkranc odszedł, a uczeń milczący cały ten czas wybuchł emocjami:
- Nauczycielu! Przychodzi Rebe, mówi że gruszki spadają na pole wprawdzie sąsiada, ale z jego gruszy, więc są to jego gruszki i mówisz że ma rację! Potem Rozenkranc opowiada, że wprawdzie gruszki spadają z gruszy sąsiada, ale na jego pole, więc są to jego gruszki i mówisz, że ma rację! To kto ma rację? Przecież nie mogą mieć jej obaj…
Nauczyciel zamyślił się i rzekł z przekonaniem:
- Ty wiesz… ty masz rację.
Racja stanu, racja sumienia…
Obie przytoczone historie opowiadają o sporze o rację. Ten spór w obu tych przypadkach ma znaczenie dla niewielu, ale tak w nich, jak i w sporach szerokich, a do takich należy spór o Polskę, czy o Europę, potrzebni są ludzie, którzy jak Petroniusz – niezależny od władzy w charakterze, pochłonięty w poszukiwaniu mądrości osobowością – będą wykazywali bez kontekstu, uniwersalnie i z obojętnością całkowitą na wszystko co poza nimi, drogę do racji. Takiej racji, w której istotą jest nie to, kto ją ma, ale to, gdzie ona jest w rzeczywistości. To tam jest racja, nigdzie indziej.
Rolę Petroniusza we współczesnym świecie, Europie, Polsce można, a nawet trzeba przypisać mediom. Dziennikarzom zaś to, by osiągali poziom (arbiter elegantiarum) arbitra elegancji trzeba się wznosić i można to zrobić nawet z poziomu bruku. Dziennikarstwo w Polsce wchodzi w nowy etap, wypływa na nieznane wody, gdzie szukanie racji staje się na nowo wyzwaniem i dookreśli nasz byt jako narodu. Więcej niż kiedykolwiek dziennikarz staje się współodpowiedzialny za bezpieczeństwo państwa, jedność narodu i trwały rozwój Polski… za marzenia wielu pokoleń, za które one oddawały życie, a my mamy je na wyciągnięcie ręki.
My dziennikarze, musimy sobie przypominać każdego dnia podejmując tematy, opisując rzeczywistość i komentując sytuacje… komu służymy, czyjego dobra chcemy i jakie będą konsekwencje naszych słów. Aż dziwno mi to, że muszę takie rzeczy w wolnej Ojczyźnie pisać, ale żeby nie było wątpliwości, a czytając różne tytuły i słuchając licznych mam ich wiele, przypomnę ponad wszelką wątpliwość, że polski dziennikarz służyć winien Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, a służbę tę traktować jako najwyższy zaszczyt i honor. W służbie tej zaś powinien zadbać o rozwój swojej osobowości i wzrastanie w Polskości. Jeśli bowiem nie zadba o swoją mądrość, głupotę Polsce przyniesie, ile sobie więcej znaczenia i roli przypisze, tyle Polsce odbierze.
Żeby szukać racji trzeba bowiem pogłębiać swoją świadomość, ale żeby szukać polskiej racji, trzeba budować świadomość własnej Polskości. I to jest dziś największym problemem dziennikarskich wielu których, że poprzemieniali pojęcia i próbują nam wmówić, że szukają prawdy, a nie dodają „nam wygodnej” i że, co można dobrze usłyszeć w przekazach ich partyjnych popleczników, to co dla nas najmilszą Ojczyzną, im tylko tym krajem, co dla nas w historii najmilszej Ojczyzny świadectwem niezłomnym ducha Polek i Polaków, dla nich niepotrzebnym wspominaniem o przeszłości.
Polskość. ta cecha stworzona ze splotu wielu patriotyzmatów, jest dziś niewykluczalnym weryfikatorem dziennikarza. Piszesz dla obcego kapitału, polskojęzycznego tytułu, nawet po polsku? Żaden problem, ale nie mów że rzeczywistość opisujesz przez pryzmat Polskiej Racji Stanu. Odwaga to także cecha, której dziennikarzowi nie powinno brakować, a wykluczanie nieprawdy pomaga prawdę znaleźć. Przy okazji wykluczania chciałbym nadmienić niektórym dziennikarzom, że macie wiele atencji dla mniejszości seksualnych, wyrażając przy tym pogardę dla opuszczonych społecznie, lepicie potłuczone naczynia wątpliwego humanizmu, a dehumanizujecie pozostawionych samym sobie, imponuje wam wulgarność obscenicznych marszy, a szydzicie z tragedii grup społecznych, które zostały postawione poza nawiasem. Stajecie po stronie uprzywilejowanych na różne sposoby przez splot historycznych zdarzeń, zapominając, że dziennikarza powinien wiedzieć więcej, rozumieć lepiej i bronić tych, którzy sami bronić się nie potrafią.
tekst: Simon White
foto: Pixabay