European dream
„Podczas gdy american dream – amerykańskie marzenie, staje się coraz bardziej ulotne, nowa idea, europejskie marzenie zaczyna przyciągać uwagę i absorbować wyobraźnię całego świata. Dwadzieścia pięć państw, w których żyje 455 milionów ludzi coraz bardziej integruje się, tworząc Unię, która nadaje Europie nowy polityczny, gospodarczy i społeczny kształt. Wynoszący 10,5 biliona dolarów produkt krajowy brutto Unii Europejskiej przewyższył już PKB Stanów Zjednoczonych, co stawia gospodarkę Unii na pierwszym miejscu w świecie. UE jest też wiodącym eksporterem, w odróżnieniu od posiadających ujemny bilans płatniczy Stanów Zjednoczonych. Ponadto w wielu krajach Europy większa jest średnia długość życia, wyższy odsetek umiejących czytać i pisać, mniejsze ubóstwo i przestępczość, mniej dzielnic nędzy i monstrualnych aglomeracji…” – tak widział Amerykę i Europę zaledwie 16 lat temu Jeremy Rifkin, amerykański ekonomista, politolog i publicysta, który budzi w świecie nauki i nie tylko spore kontrowersje. Wielu zarzuca mu, że jego świat jest wymysłem stworzonym, aby potwierdzić jego nadziei. Czas jednak pokazał, że jego wskazanie dla szansy na „europejskie marzenie” miało swoje podstawy i że rozsypuje się w trybie daleko szybszym niż jego starsza amerykańska wersja.
Kiedy skończyła się II wojna światowa Europa długo wychodziła z kryzysu ekonomicznego, politycznego, a z moralnego nie wyszła do dziś. W połowie przywrócona do życia, w połowie oddana na stracenie zmagała się z grzechami własnych dzieci, które do dziś niestety, choć wybrzmiały, choć zostały wyspowiadane, a nawet wybaczone, nie doczekały się zadośćuczynienia, tego ostatniego, domykającego warunku spowiedzi, bez którego dokonania cała spowiedź pozostaje nieważna. Jeśli do Europy mielibyśmy zaliczyć Rosję, to jesteśmy jeszcze w głębszym moralnym kryzysie, ale dla potrzeb tego felietonu pozostanę przy Europie, w której Rosja pełni rolę negatywnego sąsiada, nie wliczając jej do Europejskiej rodziny.
Rok po roku, mimo zdrad i zawirowań, mimo narastających problemów Europa dźwignęła się z kolan i po pół wieku słowo wolność można było wymówić głośno w każdym europejskim języku. Budowana etapami wspólnota przybrała realny kształt formy przypominającej Stany Zjednoczone Ameryki i stała się zapowiedzią czegoś jeszcze wspanialszego. W wielu ludziach na kontynencie zaczęło rodzić się marzenie, że po tysiącach lat wojen przerażających nasz kontynent swoja okrutnością, w końcu bogactwo wielu narodów czerpiących jednako z tej samej kultury, opartych na tym samym prawie i połączonych w wierze tej samej religii zwieńczy trud pokoleń i uświęci krew milionów istnień trwałym pokojem, a pokój ten będzie przykładem i światłem dla innych. Otwieranie granic, rynków, podpisywanie wielostronnych umów, wzajemna życzliwość i uśmiechanie się wspólne do wizji Europy Zjednoczonej dawało nadzieję, że ta Europa Marzeń ziścić się musi, bo skoro zależy tylko od nas, a my wszyscy tego chcemy, to nie przeszkodzi nam żaden zewnętrzny nieprzyjaciel.
Gruppenführer TSUE
I trzeba to przyznać, że to co się dzieje z Europą Marzeń nie pochodzi od nikogo innego jak od niej samej. W zaledwie dekadę po publikacji „europejskiego marzenia” zaczęło się ono rozpadać na naszych oczach, rozpadać w zawrotnym tempie. Formalnie możemy przyjąć za początek tego rozpadu 23 czerwca 2016 roku na Wyspach Brytyjskich, aczkolwiek prawda jest taka, że niewiążące referendum dotyczące dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej było widocznym objawem bardzo już zaawansowanego stadium degradacji Europy Marzeń. Brytyjczycy od kilku lat próbowali powstrzymać postępujący proces zawłaszczania prawa narodów do samodecydowania, a kiedy zrozumieli że nie da się tego powstrzymać i że Niemcy prowadzą ukrytą wojnę o dominację w Europie, wycofali się z projektu fałszywej wspólnoty.
Gdzie bowiem znajdziemy tu szczerość? We wspólnej polityce rolnej, gdzie przywilejami forowano holenderskie, francuskie i niemieckie rolnictwo? We wspólnej polityce zagranicznej, gdzie interes Niemiec w relacjach z Rosją jest zawsze dla nich priorytetem? We wspólnej polityce imigracyjnej, gdzie Niemcy próbowały narzucić poprzez instytucjonalne narzędzia UE limity uchodźców? We wspólnej wreszcie polityce energetycznej, gdzie bez przytaczania gorzkich faktów z tego sektora wystarczy powiedzieć Nord Stream 2? Gdzie szczerość i wspólnota? Gdzie zabieganie o równość, wspólnotowość i solidarność europejską? Tylko czasem budzi się duch wspólnoty ze strony Niemiec, kiedy idzie o ich interes i wspólnota jest im po drodze. Piszę Niemcy, bo złudzeniem iż UE rządzi jakiś mityczny organizm stworzony przez wybranych urzędników w wyborach narodowych dawno pierzchł. W ostatnim odcinku „Stawki większej niż życie” pt.:„ Poszukiwany Gruppenführer Wolf” agent Kloss rozszyfrował mitycznego generała. Dziś każdy z nas jest Klossem i każdy widzi kim jest Wolf.
Życie poza unią istnieje
Wyjście Wielkiej Brytanii z UE było największą stratą jaką unia mogła ponieść. Poniosła na skutek własnych zaniechań i niechęci do ustępstw wobec woli narodu do samostanowienia. Czy były to jednak zaniechania, czy celowa polityka Niemiec, której celem było pozbycie się silniejszego konkurenta? Czas przynosi odpowiedź. UE nie wyciągnęła wniosków z brexitu, nie zawróciła z drogi szubrawego nękania mniejszych, podłego snucia intryg jednym przeciw drugim (vide Turów – Czechy vs. Polska), przedkładania walki o prawa seksualnych dewiacji nad prawo wszystkich obywateli UE do godnego życia, do zrównania ekonomicznych, intelektualnych i rozwojowych szans. Co więcej, unia w ten destrukcyjny kierunek angażuje coraz więcej środków i mechanizmów nacisku. Po wyjściu Anglików Berlin wie, że jedynym państwem, które może stanąć na czele obrony wartości i suwerenności narodów jest Polska. Dlatego Polskę trzeba złamać. Złamać za wszelką cenę. Ilość sił i środków zaangażowanych w złamanie Polaków jest niewyobrażalna, a przecież mają w tym interes i chętnie pomogą ludzie Putina.
„Zapisaliśmy się” do innej wspólnoty, co innego nam obiecano, mówiono. Dziś to wszystko uległo dewaluacji, ale chyba nie przez Luksemburg, ani Irlandię? Czy mamy wyjść z takiej wspólnoty? Tak podpowiadałaby logika i rozsądek. Tak byłoby najprościej. Tak zrobili Anglicy. Możemy tak zrobić. Tę myśl trzeba natychmiast oswoić. Możemy wyjść z unii w każdej chwili. My nic nie musimy! Życie poza unią istnieje. Może żyłoby się nam nawet lepiej. Jednakowoż powinniśmy robić wszystko, by ta wspólnota przetrwała, byśmy w niej byli, byli tym elementem, który zmieni kierunek jej ślepego marszu donikąd. Unia potrzebuje wstrząsu, pozytywnych zmian i nowego otwarcia. Europa się budzi i choć do końca kadencji tego antyeuropejskiego frontu w brukselskich organach jeszcze dwa i pół roku, to trzeba to będzie starać się przetrwać. A potem? Kto wie, może przywrócimy ten sen, co jeszcze przecież się nie ziścił, że nasz europejski dom stanie się domem naszych marzeń, bez zgrzytów między narodami, bez niejasności i zawłaszczeń, bez walki o dominację z miasta nad Łabą? Kto wie?
tekst: Simon White
foto: Pixabay