Zakończyły się wybory parlamentarne w Mołdawii [AKTUALIZACJA]

Wybory parlamentarne w Mołdawii. PAP/EPA/DUMITRU DORU

Wybory parlamentarne w Mołdawii. PAP/EPA/DUMITRU DORU

O godz. 21. w Mołdawii (20. w Polsce) zakończyły się wybory parlamentarne, które politycy i komentatorzy określają jako „historyczne”. Sondaże przedwyborcze dawały szanse na wejście do parlamentu czterem siłom politycznym.

O godzinie 21. czasu mołdawskiego frekwencja wynosiła 51,9 proc. – wynika z danych publikowanych przez Centralną Komisję Wyborczej (CEC). Poza Mołdawią do tej pory zagłosowało blisko 264 tys. osób. W części lokali za granicą głosowanie wciąż trwa.

Pierwsze częściowe rezultaty wyborów CEC zacznie publikować mniej więcej godzinę po zamknięciu lokali, jednak wyników zbliżonych do ostatecznych należy spodziewać się dopiero rano w poniedziałek (29 września).

Lokale wyborcze były otwarte od godz. 6. rano do godz. 20. czasu polskiego. Na terytorium Mołdawii otwarto 1973 lokali do głosowania, w tym 12 – dla mieszkańców separatystycznego Naddniestrza. Mieszkańcy tego regionu mogą uczestniczyć w wyborach na terytorium kontrolowanym przez władze w Kiszyniowie.

301 lokali wyborczych (o ponad 60 więcej niż w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich) otwarto poza granicami kraju, a najwięcej – we Włoszech (ponad 70), Niemczech, Francji i Rumunii. Na terytorium Rosji otwarte były tylko dwa punkty do głosowania.

Wyborcy w dziesięciu krajach – USA, Kanadzie, Norwegii, Szwecji, Finlandii, Islandii, Japonii, Korei Południowej, Australii i Nowej Zelandii – mieli możliwość głosowania korespondencyjnego po uprzedniej rejestracji.

W wyborach do 101-osobowego parlamentu startowało 15 partii politycznych (jeszcze jedna w przeddzień wyborów wycofała się, przekazując swoje głosy partii rządzącej PAS), trzy bloki i czterech kandydatów niezależnych. Próg wyborczy dla partii wynosi w Mołdawii 5 proc., a dla bloków – 7 proc. Parlament liczy 101 miejsc, co oznacza, że do zdobycia większości potrzebne jest 51 mandatów. Głosowanie odbywa się według list partyjnych.

Wybory parlamentarne w Mołdawii. Jakie wyniki prognozowały sondaże?

Sondaże prognozowały, że do parlamentu dostaną się trzy lub cztery siły polityczne. W większości badań prowadziła rządząca od czterech lat proeuropejska Partia Działania i Solidarności (PAS). Na drugim miejscu był prorosyjski Patriotyczny Blok Wyborczy (BEP), złożony z socjalistów, komunistów i partii Przyszłość Mołdawii. W piątek Centralna Komisja Wyborcza zagłosowała za wykluczeniem z wyborów jeszcze jednej partii, należącego do BEP Serca Mołdawii (PRIM). Jako przyczynę wskazano podejrzenia o nielegalne finansowanie z Moskwy.

Według sondaży szanse na wejście do parlamentu mają także Blok Alternatywa oraz Nasza Partia Renato Usatii. W skład Alternatywy wchodzą partia burmistrza Kiszyniowa Iona Cebana, były kandydat w wyborach prezydenckich Alexander Stoianoglo, były ideolog komunistów Mark Tkaciuk i były premier Ion Chicu. Alternatywa pozycjonuje się jako ugrupowanie proeuropejskie, jednak ze względu na polityczną historię jej członków eksperci są sceptyczni wobec tych deklaracji i wskazują na ich powiązania z Moskwą.

Do parlamentu ma szansę się dostać także Nasza Partia, na czele której stoi Renato Usatii, populista, który krytykuje zarówno partię władzy, jak i główne siły opozycyjne. Usatii jest uznawany za polityka obrotowego, jednak ciążącego ku Moskwie.

Ważą się losy eurointegracji Mołdawii

Taki rozkład sił sprawia, że w przypadku niezdobycia większości PAS będzie miała problem ze znalezieniem koalicjanta, który poprze ją w działaniach na rzecz eurointegracji, co może spowodować zahamowanie, a nawet zatrzymanie tego procesu. Dlatego też mołdawskie wybory są nazywane „najważniejszymi w historii” i skupiły niespotykaną dotąd uwagę międzynarodowych mediów.

Główni oponenci PAS z Bloku Patriotycznego krytykują partię władzy za konfrontacyjną politykę wobec Moskwy, oskarżają przy tym władze o działanie „według instrukcji” z Zachodu i zamiary „wciągnięcia kraju do wojny” i „sfałszowania wyborów”.

Do udziału w wyborach Centralna Komisja Wyborcza (CEC) nie dopuściła bloku Zwycięstwo (Victorie, Pobieda), złożonego z marionetkowych partii powiązanych z Ilanem Sorem, działającym z Rosji byłym oligarchą ściganym w Mołdawii za „okradanie państwa”.

Według władz w Kiszyniowie w trakcie obecnych wyborów bezprecedensowa jest skala ingerencji rosyjskiej, polegającej na kupowaniu głosów i kampaniach dezinformacyjnych.

Analitycy podkreślali, że przy dużej mobilizacji diaspory PAS wciąż ma pewne szanse na zdobycie większości (sondaże nie ujmują głosów zza granicy). W badaniach na terytorium kraju odnotowywany był bardzo wysoki odsetek niezdecydowanych, co utrudnia prognozowanie wyników.

Władze wyborcze w Kiszyniowie akredytowały ponad dwa tysiące obserwatorów, w tym blisko 800 obserwatorów międzynarodowych.

CEC zdecydowała też, że w wyborach nie będą przeprowadzane badania exit poll (sondaże na wyjściu z lokali).

Trwają wybory w Mołdawii. Władze i opozycja wzywają do oddania głosu „na przyszłość” kraju

To wasz głos, a nie kupione głosy, powinien określić losy kraju – mówiła podczas głosowania prezydentka Mołdawii Maia Sandu, wzywając do „obronienia kraju przed Rosją”. Jej oponenci mówili o „jedności, bezpieczeństwie, kraju wolnym od podziałów”, „deptaniu demokracji” przez partię władzy i możliwych protestach.

Mołdawia, nasz kochany dom, jest w niebezpieczeństwie i potrzebuje pomocy każdego z was. Możecie ją dzisiaj uratować poprzez swój głos. Jutro może już być zbyt późno. Losy naszego kraju powinien określić wasz głos, a nie kupione głosy

– oświadczyła Sandu. 

Wiemy, że Rosja masowo ingeruje w wybory, próbując przejąć władzę w Kiszyniowie i wykorzystać Mołdawię do swoich celów

– dodała prezydentka. 

Inni przedstawiciele obozu rządzącego również wzywali do głosowania w wyborach i wzięcia odpowiedzialności za losy kraju. 

Oponenci władz podkreślali, że są za „pokojem, bezpieczeństwem, krajem wolnym od podziałów”, a także zarzucali partii rządzącej łamanie zasad demokracji. 

Głosowałem za powrotem do normalności (…) Za przerwanie strachu, który w ostatnim czasie stał się normą

– mówił były prezydent, lider socjalistów Igor Dodon.

Po raz kolejny wezwał on obywateli, by w poniedziałek „byli gotowi do wyjścia na protesty, by obronić zwycięstwo”. 

Burmistrz Kiszyniowa Ion Ceban, jeden z liderów bloku Alternatywa, oddał głos „na pokój, spokój i bezpieczeństwo”. Jego blokowy sojusznik, były kandydat na prezydenta Alexandr Stoianoglo, mówił, że głosował na „sprawiedliwość i przyszłość (…), za Mołdawię, w której ludzie nie będą dzieleni według kryteriów politycznych, socjalnych, etnicznych i językowych”. 

Liderka w ostatniej chwili niedopuszczonej do wyborów partii PRIM (Serce Mołdawii) Irina Vlah w sieciach społecznościowych zarzuciła władzom, „rzucenie demokracji na kolana, rozdeptanie konstytucji i wzięcie kraju jako zakładnika”. „Ale dzisiaj decyduje nie władza, ale ludzie. Razem wyślemy ich na polityczny cmentarz” – napisała Vlah, cytowana przez portal Newsmaker.md. Prorosyjska partia Vlah, która szła do wyborów w bloku z socjalistami i komunistami, została usunięta z list ze względu na podejrzenia o nielegalne finansowanie przez Moskwę. 

Komisja wyborcza nr 7 w centrum Kiszyniowa to jeden z 12 punktów na terenie Mołdawii (kontrolowalnym przez władze w Kiszyniowie), gdzie mogą głosować mieszkańcy separatystycznego Naddniestrza. W ostatnich dniach mołdawskie władze zdecydowały o przeniesieniu kilku lokali z miejscowości przy samym Naddniestrzu do bardziej odległych miejsc w głąb kraju, uzasadniając to względami bezpieczeństwa. 

To bardzo źle, bo starszym osobom jest ciężej dojechać. Niektórzy, np. rodzice mojej żony, w ogóle przez to nie pojadą na wybory – mówił jeden z wyborców. To samo mówi starsza pani, którą do Kiszyniowa samochodem przywiozła córka. – Wielu ludzi wścieka się przez to na rząd

– tłumaczy. 

Pytana o swoje preferencje wyborcze, mówi, że „jest za pokojem i przeciwko wojnie”. Jej córka dodaje, że „nie po to rodziła trzech synów, żeby ginęli od kul”. 

„Żeby nie było wojny” – to dyżurne hasło, które można usłyszeć od mieszkańców Naddniestrza czy prorosyjskiej Gagauzji. Jest to pokłosie intensywnej rosyjskiej kampanii, przekonującej, że „Zachód i proeuropejski rząd chcą wciągnąć Mołdawię do wojny”. Zupełnie sprzeczne z logiką, biorąc pod uwagę, że to Rosja od ponad trzech lat nieustannie prowadzi agresję wobec Ukrainy, sąsiadującej także z Mołdawią. 

To jest jakieś myślenie ucieczkowe, brak zdolności do krytycznego myślenia. Według mnie jest dokładnie na odwrót i żeby nie było wojny trzeba głosować na siły proeuropejskie. Rosja dlatego potrzebuje Mołdawii i walczy o nią, żeby dobić Ukrainę, zyskać do niej dostęp z jeszcze jednego kierunku – mówi PAP Ivan, reżyser i producent, który również pochodzi z Naddniestrza, ale od lat mieszka w Kiszyniowie. – To dojście do władz sił prorosyjskich oznaczałoby dla Mołdawii wojnę

– przekonuje.

Wyraża nadzieję, że po niedzielnych wyborach utrzyma się proeuropejski rząd. 

28 września odbywają się w Mołdawii wybory parlamentarne, które wcześniej Sandu nazwała „najważniejszymi w historii”. Utrata większości przez rządzącą obecnie proeuropejską partię Działania i Sprawiedliwości (PAS) otworzy drogę do władzy ugrupowaniom prorosyjskim. 

Wybory mogą zaważyć na procesie eurointegracji, ponieważ partie opozycyjne, mające szanse na wejście do 101-osobowego parlamentu, prezentują stanowiska de facto eurosceptyczne lub otwarcie krytyczne wobec tego projektu. 

Głosowanie w niedzielę zakończy się o godzinie 20 czasu polskiego. Podczas wyborów nie są przeprowadzane badania exit poll.

Czytaj także:

Exit mobile version