1 listopada Kościół katolicki obchodzi uroczystość Wszystkich Świętych. Jest to dzień, w którym Kościół modli się za wszystkich świętych, zarówno tych wyniesionych na ołtarze, jak tych anonimowych. Święto to ma wymiar powszechny, celebruje się je w Kościele katolickim na całym świecie.
W przesłaniu z okazji listopadowych uroczystości, opublikowanym na stronie Konferencji Episkopatu Polski abp Wojda zaznaczył, że 1 i 2 listopada są okazją do zatrzymania się i podjęcia refleksji nad naszą wiarą.
– Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny to wyjątkowa okazja do tego (…), abyśmy pomyśleli o tych, którzy odeszli – o świętych, którzy już są w radości życia wiecznego, o zmarłych, którzy są w drodze do życia wiecznego, i o nas samych, którzy jeszcze tutaj jesteśmy na ziemi i którzy podążamy drogą wiary
– powiedział.
Przewodniczący Episkopatu zachęcił, aby dni, w których odwiedzamy cmentarze stały się czasem wdzięczności „za dobry przykład tych, którzy obok nas żyli, a już odeszli” oraz czasem troski o naszą wiarę.
– Niech to będzie czas refleksji, czas medytacji, czas modlitwy, czas otwierania się na dar wiary
– zaapelował przewodniczący KEP.
– My, jako wierzący, podążamy tą samą drogą i wierzymy, że również – za świętymi, za ich przykładem, ich drogą – dotrzemy kiedyś do ostatecznego spotkania z Bogiem
– dodał abp Wojda.
Uroczystość Wszystkich Świętych jest jednym z najstarszych chrześcijańskich świąt. Jej geneza sięga pierwszych wieków, kiedy Kościół oddawał cześć męczennikom, a wierni nawiedzali ich groby w dniu narodzin dla nieba, czyli w rocznicę śmierci. Święto to dla całego Kościoła ustanowił w 935 r. papież Jan XI.
Zgodnie z tradycją w uroczystość Wszystkich Świętych wierni odwiedzają cmentarze, na których pochowani są ich krewni i przyjaciele. Znicze, które stawia się tego dnia na nagrobkach, symbolizują nadzieję i pamięć o osobach, które odeszły, a kwiaty są symbolem bezinteresownej miłości.
Dalsza część tekstu pod polecanym artykułem
Czytaj także:
Kościół katolicki o Halloween
– Osoby, które są chrześcijanami i wierzą w zmartwychwstanie, nie powinny obchodzić Halloween – mówił dziś na antenie Radia Zielona Góra ks. Mariusz Łuszczek.W ocenie wikariusza z parafii pw....
Czytaj więcejObrzęd dziadów, oprócz ugoszczenia zmarłych, miał też zapewnić domostwu dobrobyt
Jesienne spotkania z duszami podczas obrzędu dziadów nie były smutne. Wręcz przeciwnie, to miała być rodzinna uczta – wyjaśniła w rozmowie z PAP kulturoznawczyni dr Małgorzata Bulaszewska. Oprócz ugoszczenia zmarłych, obrzęd miał też zapewnić domostwu dobrobyt.
Kulturoznawczyni i medioznawczyni ze SWPS w Warszawie dr Małgorzata Bulaszewska, pytana przez PAP o obrzęd dziadów, wyjaśniła, że ma on swoje korzenie jeszcze w kulturze Słowian. Zarówno oni, jak i inne przedchrześcijańskie ludy, wierzyli, że kiedy człowiek umiera, to jego dusza pozostaje jeszcze na ziemskim świecie, by spokojnie odnaleźć drogę do miejsca swojego przeznaczenia.
– Śmierć to nie jedyny moment kontaktu z duszami. One pojawiają się u nas, na ziemi, zgodnie z cyklem obrządku zasiewów i zbiorów. Mamy takie dwa podstawowe spotkania – jedno wiosenne, które jest na przełomie kwietnia i maja, a później jesienne – na przełomie października i listopada
– powiedziała.
Jesienny obrzęd dziadów polegał na tym, że przygotowywano wieczerzę. Jak podkreśliła kulturoznawczyni, spotkania z duszami nie były smutne, wręcz przeciwnie, miała to być rodzinna uczta. Podczas niej przygotowywano m.in. smakołyki.
– W czasach przedchrześcijańskich to, co było słodkie, co zawierało miód czy mak, który oznaczał sen, a w przenośni śmierć, było przygotowywane nie tylko dla żywych, ale to miało być wspólne ucztowanie także ze zmarłymi. W związku z tym stawiano na stole te wszystkie potrawy, zbierała się rodzina i najstarszy członek rodziny zapraszał swoją przemową także tych zmarłych gości
– opowiadała.
Nasi przodkowie, by wiedzieć, czy zmarli goście byli i ucztowali razem z nimi, posypywali popiołem ławy między osobami siedzącymi. Jeżeli na popiele był ślad – oznaczało to, że zaproszeni zmarli pojawili się na uczcie. Po takim obrzędzie nie sprzątano ze stołu, zostawiono wszystkie okruszki, resztki jedzenia, by mieć pewność, że dusze, które zawitają później, też będą mogły się najeść. Ponadto, w ciągu dnia nie można było używać ostrych rzeczy w gospodarstwie. Wstrzymywano się od rąbania drewna, palenia w kominie. Obawiano się, że dusza, która ma niezwykle delikatną materię, może się zranić.
Powstaje też pytanie, w jaki sposób zmarli wiedzieli, jak trafić do naszego domostwa.
– W tym celu zapalano ogniska, stawiano świece w różnych miejscach przed domem, w którym ich goszczono. Oprócz tego były przemowy najstarszego bądź najmądrzejszego członka rodziny, który zapraszał zmarłych bliskich, często wzywając ich po imieniu
– wyjaśniła Bulaszewska.
Ponadto – w latach późniejszych, gdy poganizm przenikał się z chrześcijaństwem – wierzono, że tego dnia trzeba zostawić otwarte kościoły.
– Uważano, że dusze po takiej wieczerzy, kiedy już się najedzą, kiedy już będą syte, kiedy przy tych ogniskach ogrzeją swoje zziębnięte powłoki, pójdą do kościoła na tradycyjną mszę odprawianą przez duszę ostatnio zmarłego księdza
– tłumaczy.
Jednak domostwo mogły odwiedzić nie tylko dusze zmarłych członków rodziny czy przyjaciół, ale także te, które miały złe cele. Żeby ochronić się przed „złymi duszami” Słowianie posypywali próg domu solą albo wokół całego domu sypano z niej okrąg. Jak zauważyła ekspertka, taki zwyczaj przetrwał w kulturze, na przykład w książkach czy filmach fantasy.
Obrzęd dziadów, oprócz ugoszczenia zmarłych, miał też zapewnić domostwu dobrobyt. Miało to szerokie znaczenie – chodziło zarówno o dobrobyt polegający na dobrych zbiorach, jak i wśród członków rodziny np. szczęśliwe narodziny dziecka.
Dopytywana o przenikanie się kultury pogańskiej i chrześcijańskiej zauważyła, że wiele elementów pochodzących ze starodawnej, przedchrześcijańskiej obyczajowości, zostało zaadaptowanych także do tego, co dzieje się w kościele, na przykład w kontekście dnia Wszystkich Świętych.
– Te zwyczaje zostały zaadaptowane także przez inne grupy. Nawet współcześnie, niektóre grupy etniczne, jak choćby Cyganie, także polscy Cyganie, ucztują na grobach. Przychodzą we Wszystkich Świętych na groby z wódką, z kiełbaską i innymi potrawami. Tam nie ma smutku, tylko jest wspominanie tych, którzy leżą w danym grobie, tych, którzy odeszli. Ale też to wspominanie ma pogodny charakter
– tłumaczyła ekspertka.
Innym przykładem jest meksykański Día de los Muertos. Według Bulaszewskiej jest on pomostem między obchodzonym w Polsce dniem Wszystkich Świętych i Zaduszkami a popularnym Halloween. Meksykanie wspominają zmarłych bliskich, przynoszą potrawy na ich groby, biorą udział w fiestach i pochodach, w których zakładają maski i odpowiednie stroje. Te obchody mają radosny charakter.
Jednocześnie wspomniała, że Słowianie w trakcie ognisk palonych podczas dziadów zakładali drewniane maski nazywane „karaboszkami”. Później palono je w ogniu, który według pogan, był traktowany jako coś świętego. „Uważano, że taka maska nie pozwoli złej duszy rozpoznać człowieka, któremu można by było zaszkodzić. Maski zakładane na twarz wygłuszały cokolwiek mówiliśmy. Dlatego też wierzono, że te złe dusze nie słyszą, co mówimy” – wymieniała.
Zwróciła uwagę, że Adam Mickiewicz w swoich „Dziadach” zaczerpnął z tych słowiańskich obrzędów, ale nadał im bardziej poważną i smutną percepcję święta.
– Byliśmy w bardzo trudnym okresie historycznym. Mamy przecież rozbiory, więc siłą rzeczy tam nie było z czego się radować. Mickiewicz autorsko zaadaptował pewne elementy słowiańskiego obrzędu, czyli guślarza, wywoływanie duchów. Tylko jego dziady nie miały radosnego charakteru zapraszania do wspólnego ucztowania, bo nie było się wtedy z czego cieszyć. Kościół katolicki nam to utrwalił
– wytłumaczyła ekspertka.
– Samo słowo „dziady” oznacza zmarłego, ale również oznacza włóczęgę i biedaka. I stąd od tego włóczęgi, który chodził od domu do domu prosząc o gościnę, pojawia się postać guślarza. Uważano, że właśnie ten żyjący, nie takim samym tradycyjnym rytmem, jak żyli ludzie ówcześni, stanowi przejaw praojca, który jest gdzieś bardzo blisko na granicy między tym, co żywe, a tym, co martwe. W związku z tym chętnie zapraszano guślarza do wspólnego ucztowania. Na jego ręce oddawano dary w postaci właśnie smakołyków przygotowanych na wieczerzę i proszono o modlitwę. Wierzono, że modlitwa guślarza będzie łatwiej i szybciej wysłuchana. W związku z tym, jeśli dobrze guślarz zostanie ugoszczony tego właśnie dnia, to gospodarze danego domostwa zaskarbią sobie łaski u bogów. Zaskarbianie łask i bogów jest cechą charakterystyczną w zasadzie każdej religii, co sprawia, że w jakimś ogólnym sensie są one zbliżone
– wyjaśniła.
Może się wydawać, że na przykład Wszystkich Świętych, dziady, halloween, Día de los Muertos to są osobne święta.
– One jednak mają wspólne korzenie mówiące o podstawowej rzeczy – o tym, że człowiek wierzy, że jak umiera, to nie całkiem odchodzi. Co prawda nie do końca wiemy, co się za tym kryje i nie potrafimy tego powiedzieć. A ponieważ nie wiemy, co jest po tej drugiej stronie, to mamy masę mitów, zwyczajów i obrzędów, które jeszcze z czasów starogreckich, celtyckich czy też słowiańskich, czerpią pewne elementy objaśniające stan po śmierci
– wyjaśniła.
Takim obszarem, który czerpie z tych wszystkich obrzędów, wierzeń jest popkultura. Już w literaturze dla bardzo młodego czytelnika, nastolatka, pojawiają się elementy bazujące na wierzeniach. Przykładem może być seria książek o Percym Jacksonie czy czerpanie z mitologii nordyckiej w komiksach Marvela.
Ekspertka oceniła, że konieczne jest zrozumienie, że społeczeństwo, także w Polsce, nie jest jednorodne. Są w nim osoby o różnych wierzeniach i pochodzeniu. Są osoby deklarujące się jako niewierzące lub wątpiące.
– Dla nich też powinno być miejsce na obchody i pamięć o zmarłych. Przecież nikt nie może zawłaszczać pamięci o naszych bliskich
– zaznaczyła.
Halloween – święto zakupów i rozrywki o celtyckich korzeniach
Halloween, którego nazwa pochodzi od angielskiego All Hallows Eve (wigilia Wszystkich Świętych), to święto o przedchrześcijańskich, celtyckich korzeniach, w którym na pierwszym planie były duchy i przerażające opowieści. Współcześnie to zabawa pod znakiem psikusów, słodyczy i lampionów z dyni.
Celtyckie święto Samhain było dziewięciodniowym okresem, kiedy rolnicy przygotowywali się na nadejście zimy. W przededniu tego święta obchodzono Fleadh nan Mairbh, czyli święto zmarłych. Wierzono, że wtedy świat rzeczywisty i nadprzyrodzony są ze sobą w bliskiej styczności, druidzi wygaszali ogień na ołtarzach i zapalano nowy, by odstraszyć złe duchy. Czasem Celtowie nosili maski, aby uniknąć rozpoznania przez zmarłych. Był to także czas spotkań, opowiadania mrocznych opowieści oraz wróżbiarstwa.
Wraz z przybyciem do USA od połowy XIX w. dużej liczby imigrantów, w tym Szkotów i Irlandczyków, zwyczaje przyjęli Amerykanie. W efekcie w XX w. Halloween stało się jedną z ważniejszych dat w kalendarzu świeckich świąt. Dziś to wielki globalny biznes, zwłaszcza w świecie anglosaskim. Święto przypadające na noc z 31 października na 1 listopada przedłuża się na pierwsze dni miesiąca, kiedy to dekoruje się domy, bierze udział w balach przebierańców lub kinowych przeglądach horrorów.
Według Federacji Handlu Detalicznego (NRF) w USA 72 proc. amerykańskich konsumentów planuje świętować w 2024 r. Halloween. Niektórzy zaczęli kupować dekoracje już w czerwcu. Szacuje się, że ich wydatki osiągną 11,6 mld dol., czyli średnio 103,63 dol. na jedną osobę – ok. 4,62 dol. mniej niż w ubiegłym roku. Amerykanie najwięcej wydadzą na dekoracje domów i ogrodów – 3,8 mld dol., tyle samo na kostiumy, a na słodycze – 3,5 mld dol.
NRF podało, że wśród dorosłych największą popularnością cieszy się kostium czarownicy, za którą przebierze się 5,8 mln osób oraz wampira – ponad 3 mln. Dzieci planują przebrać się za Spidermana (2,6 mln), ducha (1,8 mln) lub księżniczkę (1,7 mln). Amerykanie w halloweenowe kostiumy przebierają także zwierzęta domowe, przede wszystkim za dynię, parówkę, nietoperza i ducha.
Według „New York Timesa” wbrew powszechnemu przekonaniu Halloween nie jest drugim pod względem konsumpcjonizmu świętem po Bożym Narodzeniu. O wiele więcej Amerykanie wydają na prezenty z okazji Dnia Matki czy Walentynek.
Dia de los Muertos to meksykańskie święto zmarłych wpisane w 2003 r. na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Łączy ono religię katolicką z wierzeniami prekolumbijskimi. Obchodzone jest 1 i 2 listopada. Według wierzeń zmarli odwiedzający wówczas ziemię są mile widziani. Meksykanie biorą udział w paradach, budują w domach kolorowe ołtarze, a także odwiedzają groby wraz mariachi, którzy śpiewają ulubione piosenki zmarłych krewnych.
W tym samych dniach również Filipińczycy odwiedzają nekropolie, gdzie czuwają przy nagrobkach bliskich przez wiele godzin – jedzą, piją, grają w karty, słuchają muzyki, czasem spędzają tam noc.
Tematem Halloween, ale też rytuałów mających na celu oswojenie śmierci, zajęli się nie tylko analitycy finansowi, etnografowie, ale także psycholodzy. Twierdzą oni, że wspólne odczuwanie lęku wzmacnia więzi w grupie. Naukowcy z Uniwersytetu w Aarhus w Danii stwierdzili, że intensywne doświadczenie strachu, w tym to kontrolowane, jak np. oglądanie horrorów, wspiera relacje międzyludzkie i buduje odporność psychiczną.
Ksiądz z Osiedla: udział w zabawach halloweenowych to nie grzech
Udział w zabawach halloweenowych to nie grzech, ale uważam, że lepiej ten czas przeżywać jako wigilię Wszystkich Świętych – powiedział PAP ks. Rafał Główczyński prowadzący na YouTube kanał Ksiądz z Osiedla.
Zdaniem duchownego, jeśli udział w halloween traktuje się jedynie jako zabawę na balu przebierańców lub zbieranie cukierków, to nie jest to działanie wbrew wierze.
– Dziś halloween to przede wszystkim różnego rodzaju imprezy. Nie ma sensu dopatrywać się wszędzie wpływów złego ducha albo działań wbrew Bogu
– ocenił.
Jednocześnie zastrzegł, że jeżeli poza przebieraniem się w kostiumy w czasie obchodów halloween pojawią się elementy okultystyczne, jak wywoływanie duchów czy wróżenie z kart, wtedy katolik nie powinien brać w tym udziału.
Ks. Główczyński zauważył, że halloween cieszy się największą popularnością wśród dzieci i młodzieży.
– Pomijając kwestie duchowe, zastanawiam się, czy tak zwyczajnie i po ludzku przebieranie się za potwory albo oblewanie sztuczną krwią ma dobry wpływ na dzieciaki. Wiem od nauczycieli szkół podstawowych, że poprzebierane za mroczne stwory dzieci mocno wczuwały się w rolę i bawiły się na przykład w dźganie kolegi sztucznym nożem albo ucinanie mu głowy
– powiedział.
Dodał, że czasem dzieci zbyt dosłownie traktują towarzyszące halloween hasło: cukierek albo psikus.
– Słyszałem o sytuacji, że dzieciaki wrzuciły jajka do skrzynki na listy osobie, która nie chciała dać im cukierków. Dlatego dorośli powinni tłumaczyć, że jeśli ktoś nie chce brać udziału w halloween, to ma do tego prawo i nie należy robić mu złośliwych psikusów
– zastrzegł.
Duchowny zaapelował do rodziców i nauczycieli, by zamiast zachęcać dzieci do przebierania się za potwory i zombie organizowali dla nich alternatywne imprezy „utrzymane w mniej mrocznym klimacie”. Jako przykład podał organizowane w wielu parafiach bale i korowody świętych, podczas których dzieci również mogą się przebierać – tyle że za swoich ulubionych świętych.
Zaznaczył, że on sam co roku organizuje alternatywną do halloween imprezę dla młodzieży o nazwie Light Party.
– Uczestników obowiązuje biały strój dla podkreślenia, że chcemy kierować się ku światłości i dobru, a nie ku ciemności i brzydocie
– wyjaśnił.
Zdaniem duchownego katolicy powinni pamiętać, że halloween ma swoje korzenie w kultach pogańskich, a wierzącym początek listopada powinien kojarzyć się przede wszystkim z uroczystością Wszystkich Świętych i z Zaduszkami.
Ks. Główczyński przypomniał, że w wigilię Wszystkich Świętych w kościołach odbywają się czuwania modlitewne, podczas których oddaje się cześć relikwiom świętych.
– Uroczystość Wszystkich Świętych ma nam przypominać, że po śmierci nasze życie zmienia się, ale się nie kończy, a naszym powołaniem jest niebo. W tych dniach ważne jest też, żebyśmy pamiętali o naszych bliskich, którzy odeszli, żebyśmy odwiedzili cmentarze i modlili się w ich intencji
– podkreślił.
Duchowny przypomniał, że osoby, które w oktawie Wszystkich Świętych odwiedzą cmentarz, przyjmą komunię św. i pomodlą się w intencjach wskazanych przez papieża, mogą uzyskać odpust zupełny za zmarłych.
Dalsza część tekstu pod polecanym artykułem
Czytaj także:
Czy katolik może brać udział w zabawach Hallowen
To tylko dla zabawy, dla "fanu", my przecież nie traktujemy tego poważnie, myślą niektórzy biorący udział w halloweenowych zabawach. Tymczasem Anton LaVey, autor „Biblii szatana”, podkreśla, że obecnie Halloween...
Czytaj więcejCukrowe czaszki, sępy rozrywające ciała i gigantyczne latawce – czyli Święto Zmarłych na świecie
Na świecie Święto Zmarłych wygląda inaczej niż w Polsce – to nie tylko czas zadumy, ale także cukrowe czaszki, sępy rozrywające ciała i gigantyczne latawce – powiedziała w rozmowie z PAP kulturoznawczyni, iberystka Magdalena Guziejko.
PAP: Zacznijmy od tradycji, która coraz częściej przenika do kultury europejskiej, a jej elementy pojawiają się w filmach, modzie, makijażu. Chodzi o meksykański Dzień Zmarłych (Día de Muertos). Czym charakteryzuje się to święto, jakie tradycje się z nim wiążą?
Magdalena Guziejko, doktorantka ze Szkoły Doktorskiej Nauk Humanistycznych UW: Dzień Zmarłych w Meksyku obchodzony jest przez dwa dni – 1 i 2 listopada. Pierwszego dnia przyjmuje się, że na świat żywych powracają dusze dzieci, a drugiego – dusze dorosłych. W tym okresie ozdabia się przede wszystkim groby na cmentarzach, a ci, którzy nie mogą pójść na groby, urządzają ołtarze w domu. Ołtarze mają zazwyczaj kilka poziomów. Znajdują się na nich świece, których światło i dym mają przyciągnąć zmarłego, aksamitki, znane są też jako flor de muertos, czyli kwiat zmarłych, które zapachem mają przyciągnąć dusze, woda, żeby ugasić pragnienie błądzącej duszy. Wreszcie są na nich również przedmioty związane ze zmarłym, np. jego ulubiony szal, jedzenie, napitek alkoholowy, a w przypadku dzieci – ulubione zabawki.
Domowy ołtarz jest przyozdabiany papel picado, czyli wycinaną bibułą, na której są scenki satyrycznie pokazujące szkielety czy śmierć. Rodzina zmarłego idzie na cmentarz, przyozdabia grób i zostaje tam do późna w nocy, modląc się, rozmawiając, ale często też jedząc i pijąc. Na cmentarzach można też spotkać mariachi, czyli orkiestrę, która za drobną opłatą może przy grobie zagrać ulubioną piosenkę zmarłej osoby.
PAP: Dlaczego święto zmarłych Meksykanom kojarzy się na słodko?
M.G.: Na wspomnianych ołtarzach pojawiają się m.in. calaveritas, czyli małe czaszki wykonane z masy cukrowej, często mają one na czole wypisane imię zmarłego. Czaszki daje się również w prezencie osobom żywym, przyjaciołom, najbliższej rodzinie. Dodatkowo w tym okresie sprzedawany jest pan de muerto, czyli chleb zmarłych. To mały, okrągły chlebek na słodko, który na górze ma wykonaną ozdobę przypominającą dwa skrzyżowane piszczele. Pokryty jest cukrem, a popija się go atole, napojem z mąki kukurydzianej rozrobionej z wodą, która jest posłodzona cukrem trzcinowym z dodatkiem kakao, wanilii, owoców lub orzechów. Potrawy związane z Dniem Zmarłych rzeczywiście w dużej mierze są na słodko.
PAP: Kim w meksykańskiej mitologii jest La Catrina oraz jaką rolę w tych corocznych obchodach odgrywają artyści zwani cartoneros?
M.G.: Catrina pojawiła się po raz pierwszy na litografiach José Guadalupe Posady. Znany artysta meksykański w grafikach publikowanych w gazetach naigrywał się z dam z wysokich sfer, które chociaż były Metyskami, ubierały się na modłę europejską. Przedstawiał je w formie kościotrupa damy, z wielkim kapeluszem z szerokim rondem, w długiej europejskiej sukni ozdobionej koronką. I wówczas była to forma satyry na wyższe sfery.
Kultura meksykańska podchodzi do śmierci z mniejszym dystansem niż nasza, europejska. Ze śmierci często się tam żartuje – przejawem tego jest właśnie Catrina. Jej postać pojawia się także na papel picado, wycinankach, którymi ozdabia się domowe ołtarze, czy na różnych ilustracjach towarzyszących krótkim, rymowanym, satyrycznym wierszykom, zwanym calaveritas literarias, które odnoszą się do konkretnych osób, śmierci i tego, jak kruche i krótkie potrafi być życie.
Cartoneros to z kolei artyści, rzemieślnicy meksykańscy, którzy zajmują się tworzeniem figur z papieru maché. Kilka lat temu w jednym z filmów o Jamesie Bondzie pokazana została parada z okazji Día de Muertos w stolicy Meksyku, która tak naprawdę nigdy nie miała miejsca, została zaaranżowana na potrzeby filmu. Zadziałał marketing i ludzie zaczęli przyjeżdżać do Meksyku na taką paradę. Wykorzystują to cartoneros – tworzą na ten dzień figury kościotrupów, czaszek, lekko satyryczne, które w mniejszym formacie pojawiają się na przydomowych ołtarzach, a w większej formie są kupowane przez instytucje państwowe, takie jak muzea, domy kultury, ale także hotele, restauracje, które na dzień zmarłych ozdabiają swoje siedziby. Prywatne firmy często wykupują postać Catriny, która pojawia się na paradzie jako forma reklamy danej firmy.
PAP: Meksyk to nie tylko kolorowe czaszki i ucztowanie ze zmarłymi. Rdzenni Majowie zamieszkujący Pomuch w południowo-wschodnim stanie Campeche pod koniec października otwierają groby swoich zmarłych i wyjmują kości bliskich…
M.G.: Jeżeli mówimy o kulturze i tradycjach Ameryki Łacińskiej, należy podkreślić, że wiele zwyczajów albo wywodzi się jeszcze z okresu przedhiszpańskiego, albo jest wyrazem synkretyzmu religijnego. Tradycje często się mieszają. Wykopywanie zmarłych w Pomuch przez Majów jest jedną z takich tradycji. Niektórzy uważają, że jej korzenie sięgają jeszcze czasów przedhiszpańskich.
Majowie wierzyli, że światy żywych i zmarłych przenikają się, że mogą oni koegzystować. A skoro tak, swoich zmarłych grzebali albo obok domostw, albo niekiedy nawet pod podłogą. Po kilku latach po śmierci zmarłych wykopywano, a ich kości przetrzymywano w określonym miejscu w domu, tak by ich dusze mogły nadal współuczestniczyć w świecie żywych. Tradycja ta po przyjściu Hiszpanów, a co się z tym wiąże – religii chrześcijańskiej – została przez Kościół zakazana. Ponieważ zmarli mieli być chowani na cmentarzu, a nie w domu, to Majowie swoją tradycję wymieszali z chrześcijańskim zwyczajem.
Współcześni Majowie z kilku miejscowości na półwyspie Jukatan przez trzy do pięciu lat po śmierci bliskich pozostawiają grób nienaruszony. Później jest on otwierany, kości są oczyszczane przez najbliższą rodzinę. Czyści się wszystko, włącznie z pozostałymi włosami. Szczątki zmarłych przekładane są do skrzyneczki wyściełanej wcześniej przygotowaną tkaniną, na ogół jest na niej wyhaftowane imię i nazwisko zmarłej osoby, rysunek nawiązujący albo do tej osoby albo religii katolickiej, czyli krzyż lub anioł. Układane są tak, by na samym szczycie znalazła się czaszka.
Przygotowanie kości odbywa się kilka dni przed dniem zmarłych, później one są przenoszone na cmentarz. Skrzyneczki z kośćmi składa się w specjalnych niszach, pozostają na wpół otwarte i spoczywają tam przez resztę roku. Rodzina w dniu zmarłych składa w tym miejscu kwiaty, modli się. W kolejnym roku kości są znowu zabierane, ponownie nabożnie czyszczone i odkładane z powrotem na miejsce.
PAP: Przenieśmy się na południe Ameryki, do Boliwii, gdzie 8 listopada obchodzony jest Dia de las Natitas, czyli Dzień Czaszek. Jakie zwyczaje i przesądy wiążą się z tym dniem?
M.G.: W Boliwii w czasach przedhiszpańskich istniała tradycja wyciągania np. szczątków władców, by w ważne święta mogły towarzyszyć żywym. Obecne zwyczaje mogą być tego pokłosiem. Wierzono, że szczątki mogą zapewniać np. żyzność polom, dlatego też czaszki były chowane na polach. Dzięki nim wszystko miało lepiej rosnąć. To nie były czaszki członków rodziny, ale raczej nieznanych osób. Tradycja trzymania ich w domach jako swego rodzaju amuletów przyszła do boliwijskiego La Paz kilkadziesiąt lat temu wraz z rolnikami, którzy zaczęli migrować do stolicy kraju.
Czaszki są przechowywane w domach, bo mają przynosić pomyślność, zdrowie i szczęście. Ustawia się je w specjalnych kapliczkach, często szklanych, tak jak w krajach chrześcijańskich są robione ołtarzyki dla Matki Boskiej czy świętych.
8 listopada czaszki wyciąga się na widok publiczny, składa się im ofiary, np. papierosy, alkohol, kwiaty. Co ciekawe, są też zanoszone do kościoła, mimo sprzeciwu Kościoła katolickiego. Księża przymykają oko na te zakazy, żeby podtrzymać kontakt z lokalną społecznością.
Zdarza się, że czaszki są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Każda z nich ma swój charakter i nie musi się koniecznie dogadywać z jej opiekunem. Są przypadki, że ktoś przekazuje czaszkę – która miała przynosić dobrobyt czy pomyślność, a jednak z jakiegoś powodu nie sprawdza się – innej osobie i nowemu opiekunowi rzeczywiście przynosi ona zdrowie, szczęście i pomyślność.
PAP: Obchody dnia zmarłych w Gwatemali to miks zwyczajów chrześcijańskich i dawnych, ludowych, sięgających czasów prekolumbijskich. Trwają od 21 października do 2 listopada, lecz najważniejszy jest oczywiście Dzień Wszystkich Świętych, kiedy puszcza się latawce…
M.G.: Latawce zaczyna się przygotowywać nawet wcześniej, zdarza się, że już w lipcu. Osiągają gigantyczne rozmiary – potrafią mieć od dwóch do dwudziestu kilku metrów wielkości. Tylko część z nich jest w stanie polecieć. Stanowią jakby połączenie między światem żywych a zmarłych. To wznoszenie się do nieba jest trochę jak niesienie przez wiatr naszych emocji, tęsknot za osobami zmarłymi. To próba połączenia się z innym wymiarem.
W ostatnich latach latawce zaczynają się odnosić do współczesnych wydarzeń, polityki, więc wzbudzają coraz więcej dyskusji.
PAP: Czy istnieje czynnik wspólny tych wszystkich tradycji i zwyczajów z kręgu Ameryki Łacińskiej?
M.G.: Na pewno to święto jest radośniejsze niż u nas. W naszym kręgu kulturowym Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny to dni melancholijne, skupione na modlitwie, cichym nawiedzaniu grobów. W Ameryce Łacińskiej tradycje wiążą się raczej ze wspominaniem, ucztowaniem, spotykaniem się. Organizowane są imprezy, festyny. U nas jest to wszystko stonowane. W Ameryce więcej jest radości, dystansu do śmierci i ironii, kiedy się o niej mówi.
Z drugiej strony w Ameryce Łacińskiej to podejście jest dualistyczne. Radość, sarkazm, dystans do śmierci nie wyklucza przywiązania do osoby zmarłej, smutku, który można odczuwać. Podkreśla się to, że osoby zmarłe dalej z nami współistnieją. To o tyle istotne, że w ostatnich latach Día de Muertos w Meksyku stał się fenomenem popkulturowym. Dużo osób przyjeżdża tam z ciekawości, relacjonuje swoje obserwacje w mediach społecznościowych. Wieczorem na lokalnym cmentarzu trzeba już jednak pamiętać o wrażliwości na drugiego człowieka. Nawet jeśli jakaś rodzina siedzi przy pięknie ozdobionym grobie i ucztuje, to nie znaczy, że jest to dla nich radosna impreza. Mogli stracić kogoś w ciągu ostatniego roku, za kimś tęsknić i w ten sposób nawiązują z nim ponownie więź. Ważne jest, żeby nie traktować tego jako okazji do zrobienia zdjęcia na Instagrama. To element życia danej społeczności, powinniśmy podchodzić do niego z szacunkiem.
PAP: Zwyczajem, który może być nierozumiany w naszej kulturze, a praktykuje się go w niektórych częściach Azji, jest wynoszenie ciała zmarłego poza wioskę i pozostawianie go padlinożercom. Podobnie dzieje się podczas pochówku powietrznego, gdzie ciało zmarłego wystawia się na żer drapieżnych ptaków. Z punktu widzenia Europejczyka wydaje się, że ten zwyczaj bezcześci ciało zmarłego.
M.G.: Rzeczywiście jest to tradycja, która wśród nas budzi zgorszenie, ale jest zgodna z rytmem natury. Pochówki powietrzne były najlepszym rozwiązaniem, gdy kremacja zwłok była utrudniona przez ograniczony dostęp do drewna. W zaratusztrianizmie ciała zostawiało się w specjalnych wieżach, tzw. wieżach milczenia – nie chciano zanieczyścić żadnego z innych elementów natury ciałem martwym, dlatego nie palono zwłok ani nie chowano ich w ziemi. Np. w buddyzmie zwłoki wynosi się w określone miejsca. Ciało jest nacinane, żeby przyciągnąć sępy. Warto mieć na uwadze to, że sępy, które na ogół przybywają stadami, są w stanie oczyścić ciało w ciągu 30 minut do suchych kości, co oznacza, że ten pochówek jest szybki.
Z naszej perspektywy brzmi to dosyć makabrycznie, natomiast z perspektywy religii buddyjskiej, według której ciało jest tymczasowe i nie musi być zachowane po śmierci, to najlepsze i najzdrowsze rozwiązanie. Oddanie ciała na pożywienie ptakom jest postrzegane jako ostatni szczodry gest zmarłego. Taki pochówek pozwala uniknąć potencjalnego rozprzestrzeniania się chorób, ale też naturalnie wpisuje się w pewien krąg życia. Ciekawostką może być to, że np. w Indiach powoli pochówek powietrzny zanika, bo jest coraz mniej sępów. Mniej ortodoksyjni Parsowie, czyli wyznawcy zaratusztrianizmu, przechodzą na kremację zwłok, bo nie mają innego wyjścia.
Czytaj także:
Od czwartku na drogach więcej policyjnych patroli. Akcja „Znicz” rozpoczęta
W okresie Wszystkich Świętych na drogach w całym kraju pojawi się więcej patroli. Największej liczby policjantów, bo ok. 6 tys., spodziewać się można 1 listopada – przekazał PAP nadkom. Robert Opas z...
Czytaj więcej