Widziane z prowincji | Dlaczego wciąż jestem antykomunistą?

Widziane z prowincji | Dlaczego wciąż jestem antykomunistą? Radio Zachód - Lubuskie

To nie jest, zapewniam solennie, jedynie kwestia ideowej konsekwencji, ugruntowanych przekonań, wiedzy filozoficznej, społecznej i politologicznej i stałości poglądów (w tym światopoglądu). Przy okazji chcę zauważyć, że poglądy zarówno ideowe jak i polityczne to intelektualnie dalece coś innego niż sympatie i sentymenty (również  re-), a nawet osobiste doświadczenia, choć akurat tych ostatnich bym nie lekceważył zbyt pochopnie. Chcę przez to powiedzieć, że wspomniany na wstępie mój „antykomunizm” to pogląd na wiele sposobów  ugruntowany, konsekwentny i… aktualny nad wyraz. I jako taki też polecam i Państwu pod rozwagę.

Oto jakiś czas temu tygodnik opinii „Do rzeczy”, w rubryce „Listy” zamieścił ciekawe refleksje byłego działacza PRL- owskiej, solidarnościowej „opozycji demokratycznej” (również w „podziemiu”), której działania legły (sic!) u podstaw III RP. Otóż działacz ów usiłował zrozumieć postawę swoich byłych kolegów „z podziemia”, którzy dziś bratają się bez żenady politycznie i towarzysko (biznesowo takoż) z byłymi PZPR-owcami, SB-kami, TW etc., czyli „komuną”, mówiąc najprościej. Dowodził oto zgrabnie, że w poprzedniej epoce, słusznie minionej, walczyli oni nie z komunistami, a PRL- em właśnie i ponieważ PRL- u już nie ma, to i walka ta skończyła się zwycięstwem (sic!?).

Świetną ilustracją powyższej tezy była swoista kłótnia pomiędzy „byłą legendą” Solidarności Władysławem Frasyniukiem, a byłym PZPR- owcem (rodzinnie też obciążonym „komuną”) Włodzimierzem Czarzastym, dziś eksponentem europejskiej lewicy. Na dictum Frasyniuka, nota bene jednego z oczywistych beneficjentów owych ustrojowych (sic!) przemian, o „obaleniu komuny”, Czarzasty odpowiedział przytomnie: „Komuny nikt nie obalił, wyście się z nami dogadali”. No, ale to poziom sporu naszych politycznych elit, w gruncie rzeczy nijak się mający do meritum czyli idei i poglądów.

I tu posłużę się swoistą „ściągą”, czyli znakomitą analityczną publikacją autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego „Komunizm światowy. Od teorii do zbrodni”, którą dziś omawiam szerzej w rubryce „Czytam, więc jestem” (polecam!). Tym bardziej, że w dzisiejszym świecie, ale również w Polsce komunizm, postkomunizm, marksizm (kulturowy również), neomarksizm, lewactwo i wszelkie ich odmiany mają się dobrze, a nawet bardzo dobrze. W wymiarze światowym dość wspomnieć Koreę Płn., Chińską Republikę Ludową (nie mylić z Chinami czyli Tajwanem) Wenezuelą, ale też cały „postkomunistyczny świat” z postsowiecką putinowską Rosją na czele oraz skażone marksizmem zachodnie (z UE na czele) „elity”.

No właśnie. Kiedy nieśmiało narzekamy na brak w III RP jakiegokolwiek rozliczenia przeszłości komunistycznej, przede wszystkim tej zbrodniczej począwszy od „wyzwolenia” przez Armię Czerwoną, poprzez losy Żołnierzy Wyklętych, stalinowsko – ubecki terror, szereg tzw. „błędów i wypaczeń” (cóż za eufemizm!): Poznań 1956, Wybrzeże 1970, Radom i Ursus 1976, Grudzień 1981 i cały stan wojenny aż po morderstwa ks. Jerzego (1984) i innych księży tuż przed zmianą ustrojową, to spójrzmy na naszą dzisiejszą scenę polityczną, ale też społeczną pod kątem elementarnej sprawiedliwości oraz spadkobierców idei, win i poglądów. Wobec tego tytułowe pytanie nawet nie wymaga wielu wyjaśnień.

Exit mobile version